Strona:Złoty Jasieńko.djvu/161

Ta strona została skorygowana.

Mecenas podał mu rękę drżącą, potém potarł czoło, był jeszcze pod wrażeniem groźb Simsona, potrzebował ochłonąć, oprzytomniéć.
Zaczęli oba razem ze Żłobkiem przeglądać papiery prawne i to zajęcie odciągając myśl poskutkowało zbawiennie. Żłobek uważał jednak iż po kilkakroć mecenas jakby nie rozumiał o co chodziło i dopiéro z pewnym wysiłkiem chwytał ciąg spraw które mu przedstawiano.
Tak upłynęło dobre pół godziny, gdy do drzwi pukać zaczęto. Był to zapowiedziany Hersz, z pugilaresem pod pachą, złośliwie uśmiechnięty, młody chłopak z żywemi oczkami, ubrany po niemiecku, mówiący ślicznie kilka językami ale stokroć straszniejszy nad swego pryncypała. Hersz był jego prawą ręką.
Na widok przybywającego, mecenas pośpieszył odprawić Żłobka, nie chcąc miéć świadka, szepnął mu aby naglądał na przedpokój, a sam prosiwszy go siedziéć, gdy drzwi się za odchodzącym zamknęły, ofiarował mu naprzód cygaro.
Hersz cygaro przyjął, bo dobry Londres nigdy nie jest do odrzucenia, nawet gdy się w przykrym przychodzi interesie. Potém usiadł z wielką swobodą ruchów i począł:
— Interes który mnie do waćpana dobrodzieja sprowadza, jest mu już wiadomym, przybywam z rozkazu mojego pryncypała, pana Joela Simsona,