Strona:Złoty Jasieńko.djvu/178

Ta strona została skorygowana.

Pan Sebastyan tak dalece przyznał żonie słuszność w tém iż zbytki przyboru nadałyby gościowi wagę zbyteczną, że sam szaréj codziennéj kapoty nie odmienił. Przygotowano tylko obyczajem polskim wódkę, przekąskę i kawał toruńskiego piernika, zdjąwszy z komody szlifowaną karafinkę i kieliszki, które oddawna spoczywały, tylko do reprezentacyi służąc.
Stary mieszczanin był zamyślony, widocznie się wahał i z planami jakiemiś chodził w głowie.
W kilka minut po wybiciu i wydzwonieniu południa, drzwi się otworzyły, mecenas cicho i zręcznie wśliznął się raczéj, niżeli wszedł do pokoju, pan Sebastyan pośpieszył przeciw niemu. Był dosyć wystrojony, w jasnych, świéżych rękawiczkach i z miną nader pańską, niezmiernie grzeczną. Ale oczy jego niby obojętne objęły natychmiast mieszkanie, ludzi, najdrobniejsze szczegóły, bo z nich pan Szkalmierski uczył się téj wielkiéj sztuki przemawiania do każdego językiem stosownym. Znawca obyczaju znakomity, wyciągał wnioski z ubioru, z mieszkania, z ruchu każdego i nieznaczących drobnostek. Nic téż bacznego jego wejrzenia nie uszło, choć na pozór zdało się że nie patrzy i nie widzi. Ale tu owo troskliwe badanie zostało niespodzianie spotkane kontrastami, trudnemi do pogodzenia z sobą — mocno skomplikowanémi. Zobaczył przepyszny fortepian palisandrowy w salonie, kil-