Strona:Złoty Jasieńko.djvu/232

Ta strona została skorygowana.

— No, tak, szepnął — próżnobyś się pan wypierał, coś w tém jest że tak śpieszysz do niéj, ho! ho!
— Ale zlituj się pan co za myśl! ja jestem prawnik, i..
Nieznajomy wstał z ławki, obszedł go i obejrzał do koła, nadchodzącemu słudze kazał wziąć butelkę i salami a że konie były gotowe, obwinąwszy się płaszczem, zabrał się do wyjazdu.
Mecenas przeprowadził go do bryczki, podali sobie ręce.
— Do zobaczenia! rzekł uśmiechając się nieznajomy. I konie ruszyły.
Szkalmierski, pogwizdując, patrzył na drogę. Do zobaczenia! powtórzył ruszając ramionami — ha! ha! dobry jest? gdzie? chyba na Józafatowéj dolinie! doskonały! naiwny!
Nie prędko, bo w dobre dwie godziny i już mrokiem znalazły się konie dla mecenasa, pomęczone szkapy ze stacyi Zakrzewka powracające, które go nareszcie zabrały, a że wlec się trzeba było niezmiernie wolno, przybył do mieściny gdy już nigdzie światła nie było, oprócz gasnącéj lampki na poczcie.
Zakrzewek pana prezesa, było to téź miasteczko o kilkoro stai od dworu i pałacu położone. Tytuł ten nadawało mu trzy karczmy (z których jedna obalona na w pół), rodzaj synagogi i rzeźnia.