Strona:Złoty Jasieńko.djvu/271

Ta strona została skorygowana.

Mogło to być bajką, może w tém było jakie zdziebełko prawdy, ale ludzie zrazu o tém mówili, potém umilkli.
Rachel była wychowaną bardzo starannie, Simson miał widocznie nadzieję wydania jéj za mąż za jakiego ukształconego izraelitę w Berlinie lub Paryżu. Wiadomo było że wnieść miała posag bardzo znaczny, bo Simson z piérwszego małżeństwa nie miał dzieci, a z drugiego tę tylko jednę córkę. Pomimo swojego wykształcenia, odosobnione wiodła życie, panna Cohen Francuzka stanowiła jéj całe towarzystwo. Widywano ją samotną na przechadzkach w ogrodzie publicznym i nie jeden młody człowiek od jéj twarzyczki oczów oderwać nie mógł.
Ale był to — owoc zakazany. A jednak wyglądał tak poetycznie i wdzięcznie. Typ to był ten starożytny wschodni, który tysiącoletnia cywilizacya Hebreów powoli doprowadziła do ideału; rysy jak wyrzeźbione, oko czarne, myślące, przerażające wyrazem, jakby w sobie całą skupiło duszę. Ale na twarzy bez rumieńca, śniadawéj, jakby mgła wieczna smutku spoczywała. Zdawało się patrząc na nią że co chwila zapłakać gotowa. Chociaż z wielką powagą nosiła ten swój smutek zagadkowy, bo cały świat wiedział że ojciec ją kochał nad życie, że w domu była wyrocznią i że jéj na