Strona:Złoty Jasieńko.djvu/313

Ta strona została skorygowana.

Imieniny te były dlań tryumfem, bo mówiły dobitnie jego zawistnym i nieprzyjaciołom: Patrzcie! mam miłość i zaufanie ogółu — pozostaje wam tylko uderzyć się w piersi, paść na kolana a prosić o przebaczenie.
Pośpieszniejsi i poufalsi przyjaciele, winszowali jeszcze w wigilią przed południem. Karty od nieprzytomnych sypały się stosami, cały stolik niemi zarzucono, były przy nich i bukiety i poduszki na kanwie szyte i pugilares haftowany paciorkami i cygarnica z napisem: wdzięczność i podstawka do zegarka souvenir!
Wśród tych olbrzymich przygotowań któremi sam kierował, mecenas chodził zajęty, latał, rozkazywał, zaglądał do szufladek, przypominał coś ciągle, posyłał, zamykał papiery i był niesłychanie zatrudniony.
Około południa kazał do siebie przywołać Żłobka.
— Mój drogi, rzekł mu — będę dziś miał niesłychane i niespodziane wydatki, wiele u ciebie jest w kasie? w depozytach?
Żłobek poradził się pamięci i książeczki.
— Proszę cię, odparł mecenas usłyszawszy cyfrę dosyć zadowalającą — przynieś mi tu wszystkie piéniądze zaraz. Mam pewne projekta — dodał z uśmiechem — które się przy kieliszkach najle-