Strona:Złoty Jasieńko.djvu/70

Ta strona została skorygowana.

nad jakąś robotą, któréj zrozumiéć zrazu nie mógł. Siedział na ziemi, mając przed sobą krzesełko wywrócone, to właśnie które miało nogę dorobioną i cóś koło niego dłubał. Stary się zląkł żeby mu jedynego lepszego siedzenia nie nadwerężył.. i pobiegł wołając. — Co ty tam robisz, skarz mnie Boże... już coś psuje! szkodnik.
Z zimną krwią obrócił się do niego chłopiec.
— Jegomościuniu, czekaj — nie zabijaj, jak zepsuję lub oszpecę, masz prawo mnie kijem wyłatać. Od ciebiebym nawet to zniósł... ale patrz że! Nogi u krzesła były bardzo ładnie w liście wyrabiane wszystkie, tylko na tę jednę był kulawy. Otóż ja mu takuteńką czwartą kozikiem wystrugałem. — Ale to jeszcze nic... patrz jegomość, dodał, że na poręczy z jednéj strony była główka murzyna, z drugiéj gula... a ja z téj guli wystrugałem takiego murzyna... żeby sobie te dwa bałwany patrzyły oko w oko.
Tramiński z wielką ciekawością zbliżył się do roboty i nie mógł wynijść z podziwienia, tak to było zręcznie i dobrze wykonane.
— Osobliwsza rzecz! — boć ty rysować nie umiész.
— Jak-to jegomościuniu nie umiem! ot to! przeciem się uczył po wszystkich murach węglem gdzie ino miejsce było. Co to ja tu żołnierzy, koni i łbów namazał... ho! ho! A i na papiérze mi