Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 188.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

rozmowy te zabierają mu czas drogi, odrywając go od ulubionych studyów i modłów. Ale czegoż Reb Nochim nie uczyni, gdy widzi, że ktoś biedny potrzebuje pomocy jego, albo, że w jakiemś malutkiem sercu wzniecić może wielką miłość dla izraelskiego ludu i wiary jego!
Onegdaj wieczorem Reb Nochim nauczał Chaimka. Siedzieli obaj w nizkiej szarej izbie, jeden naprzeciw drugiego; mąż z ciemną twarzą i gęstym zarostem wspierał łokieć na stole a rękę podnosił w górę; dziecię, z okrągłą, pojętną twarzyczką siedziało na wysokim stołku, z nogami w powietrzu, z drobnemi rękoma splecionemi na stole, wyprostowane, uważne, z dwojgiem wielkich oczu utkwionych w oblicze mistrza.
Reb Nochim jest mistykiem. Wierzy on we wszystkie nadprzyrodzone jestestwa, o których opowiadają księgi, lecz dla niektórych aniołów szczególnie serce jego goreje miłością tkliwą. Miłością tą chce on podzielić się ze swym uczniem. Opowiada mu o aniele Sandalfonie, który, stojąc w niebieskich wrotach, pochwytuje modlitwy, lecące z ziemi do nieba, zmienia je w kwiaty przedziwnej piękności, i splata z nich wieńce, które składa u stóp Jehowy.
Chaimek słuchał o aniele modlitwy z zachwyceniem niezmiernem, i jakby ujrzeć go zapragnął, podniósł w górę oczy. Wtedy, nagle, przed wyobraźnią jego stanęła kobieta w białej sukni, ujrzana kiedyś na bulwarze miejskim; zobaczył schylającą się ku niemu twarz jej łagodną, ze srebrzyście połyskującem okiem i, zapatrzony wysoko, głośno, z uśmiechem wymówił:
— Daj kwiatek!
Rebe Nochima zdziwiły bardzo nieznane mu wyrazy, które wymówiło dziecię...