Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 379.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Esterka i Mendelek wydają okrzyk tryumfu. Opuszczają ojca i przyłączają się do gromady małych sąsiadów. Ale mali sąsiedzi są wszyscy starsi od nich, dłuższe mają nogi i szersze kroki stawiają. Przytem weseli są niezmiernie, bo poubierali się w stroje prawdziwie świetne; dziewczynki szczególniej jaśnieją od świeżo wypranych perkalikowych sukienek i czerwonych chusteczek. Biegną szybko z krzykiem, śmiechami i gonitwami, a nie myślą wcale zważać na dwie malutkie istoty, które śpieszą za nimi co siły i tchu, z ognistymi włosy, miotanymi przez zimowe wiatry. Nie widzą ani spostrzegają, że błękitne buciki Esterki grzęzną w śniegu, i że jarmułka Mendelka wciąż mu spada z głowy.
Dla tych bucików i dla tej jarmułki muszą wciąż się zatrzymywać, przytem i tasiemki!... wymknęły się znów z pod spencerka i utrudniają plączące się kroki Mendelka. A kompania wesoła i świetna oddala się coraz, oddala... oto już końca zaułka dobiegła... oto już sunie szybko po obszernej i śniegiem okrytej przestrzeni bulwaru...
Esterka i Mendele dobywają sił ostatnich, dosięgają też kresu zaułka. Lecz gdzież są ci, którzy krokami ich mieli kierować? Nie ma już ich na bulwarze. Rzucili się w boczną ulicę jakąś... zniknęli!...
Cóż? iść tak samym, we dwoje? Dobrze-by było, ale...
Przed oczami tej drobnej pary, która znowu ujęła się za ręce i stoi u wnijścia do zaułka, rozlegają się niezmierzone, nieskończone przestworza bulwaru.
Co za ogrom! a w dodatku nieznany! Wiek ich sprawił, iż nigdy tu jeszcze nie byli. Jakże teraz w te obce puszczą się krainy? I zresztą chociażby nawet przebyli tę rozległą równinę, kędy dalej skierują swe kroki? Ze wszystkich stron równiny otwierają się długie, przepaściste wąwozy, a turkot w nich i hałas taki straszny! Który właściwie z tych wąwozów prowadzi do miejsca, będącego