Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 400.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zwrócił się Szymszel ku gromadce swej i z rąk Liby pochwycił małego Lejzorka...
Gdyby wtedy ktokolwiek stał na ciemnem podwórku, za okienkiem, w którem błyszczało mdłe światło lampki, ujrzałby osobliwszy obraz.
W głębi mrocznej izby, na tle jej najdalszem, połyskiwały wciąż zawieszone jakby w powietrzu, złote oczy kota. Bliżej odbijały od tła mrocznego blade twarze Liby i Enocha, których usta otwierały się od zdumienia. Bliżej jeszcze Esterka i Mendelek stali, trzymając się za ręce i szeroko roztwierając błękitne oczy, ukryte prawie za opadającą na czoło gęstwiną ognistych kędziorów. A najbliżej Cipa, w okrągłym czepku, przelękniona płaczem męża, splatała na piersi ciemne dłonie... A wątły, wysmukły żyd z roztarganymi czarnymi włosami, w szkarłatnej sukni, błyszczącej złocistem wyszyciem, stał przy oknie, przechylał się nad stołem, w obu wyciągniętych rękach trzymał dwuletnie dziecię w szarej koszulinie i, przykładając je do samej prawie szyby okna, a kędyś w górę, w górę, posyłając błagalne spojrzenie, z całej piersi wołał:
— Sandalfonie, Sandalfonie! proś Jehowy, żeby zrobił go — »Silnym Samsonem!«