Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/009

Ta strona została skorygowana.

zachwytach i oburzeniach, i ma przeto dla mnie świętość relikwji.
Są to więc kartki z dziejów wspólnej podróży, które Wam tutaj przedkładam; — kartki z dziejów wspólnej wędrówki po niegościnnych lądach, wpośród głuchych jarów i dzikich uroczysk, kędy wędrowców częstokroć wabiły złudne majaki, — gdzie na nich czyhał srogi zwierz leśny, i dziksze od drapieżnego zwierza zgraje wilkołaków. Są to zapiski z pielgrzymki, w której „marzyciel-poeta“ i „brząkający dzwonkami dworniś“ to w lutnię uderzał, to błazeńską potrząsał grzechotką, stosownie do tego, czy w sercach podróżnej karawany należało słabnące pokrzepić męztwo, zwątlałą ożywić wiarę, i gasnącą rozniecić nadzieję, czy też przestrzedz pątników przed majaków obłudą, przed dzikiego zwierza podstępem, przed zdradami zresztą własnego serca, kruszącego się w żalu i tęsknicy!

∗             ∗

W taki to sposób powstawały Piosnki i żarty niniejsze, nucone O zmierzchu i świcie, w smutnej i wesołej dobie, na temat, jaki wynurzając się z bieżącego dziejów potoku, nastręczały śpiewakowi wypadki. Żywiołem piosnek tych była walka, a tworzeniu przewodniczyła myśl polityczna; artystyczna zaś dopiero na drugim znajdowała się planie. Zadaniem ich było zabrzmieć werblem tarabanu, lub dźwiękiem wesołej trąbki, ocucić na chwilę mdlejących z znużenia pielgrzymów, i przebrzmieć bez echa; — były to naboje, których przeznaczeniem było wyrzucić pocisk w stosownej porze, i spłonąć bez śladu. Zrodzone z chwili a pisane najczęściej