Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/021

Ta strona została uwierzytelniona.

Duch Twój nowy żywot w łono moje sączy;
Już nas nie rozerwie nic i nie rozłączy!

O, jakżem spotężniał tą serca ofiarą;
Na imię mi: Wiara, bo Ty jesteś wiarą!

Nadziemską me łono wezbrało lubością;
Nazywam się: Miłość, boś Ty jest miłością!

Zórz dziewiczych świtem myśli me jaśnieją;
Miano me: Nadzieja, boś Ty jest nadzieją!

Nazywam się: Piosnka, co tęsknych pociesza,
I Myśl, co zapładnia, i Słowo, co wskrzesza!

A choć silny Tobą — patrz, jam wolen pychy!
Cóżem wart bez Ciebie — ja, Twój sługa lichy?

Jam Ci tylko dudka narodu mojego;
On gra, a ja spiewam wedle woli jego!


4.

Wylecę ja teraz — wylecę kolędą,
Gdzie omszonym strzechom stare lipy gędą.

Z siostrą jaskółeczką i z bratem bocianem
Wzlecim, grajki boże, ponad polskim łanem.

Z wiosennym hejnałem i skrzydeł szelestem,
Przelecim po kraju, i powiemy: Jestem!

Gdzie wierzą, gdzie tęsknią w uścisku boleści,
Tam spadniem w gościnę z pieśnią dobrej wieści!

Na pola — na jare — na serca — na czyste
Spłynie pieśń, jak rosy kropelki perliste.