Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/141

Ta strona została przepisana.

I wśród uczty najszczerszej,
Wstał z kielichem ćwik pierwszy:
W słowach jego miłości ni trocha;
Sensu wcale, ni taktu,
A stwierdzenie li faktu,
Że p. hrabia nie-hrabiów nie kocha.

I wśród bratniej biesiady,
Wstawszy drugi z plejady,
Jął się chwalić aż grzmiało po sali,
Zwał się „strażą pożarną“,
Co jest nader ofiarną,
A skuteczną tam — gdzie się nie pali.

Wspomniał także na blizny,
Które w służbie ojczyzny
Poniósł — kiedy? zatrzymał w sekrecie;
Więc nie płaczcie sąsiedzi,
Bo że źle ten nie siedzi,
Kto Stańczykiem, wszak dobrze to wiecie.

I wśród uczty tej bratniej
W stał z plejady ostatni,
I — słóweczka jednego nie przydam,
Plótł in usum delphini
Jak sterować opinii; —
Mości sutor! ne ultra crepidam!