Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

kry nastrój. Także pan De ma luźną minę, zauważyłem to w kabinie, kiedyśmy się „udawali na spoczynek“.


22 czerwca

Wietrzyk słaby, dzień słoneczny, dużo mew różnych gatunków. Siadają na falach jak kształtne, żywe łódeczki. Pagórkowata dal morska kipi w słońcu, grzywki na falach, jak białe zwierzaczki, ganiają się po wodnym stepie. Rano przewaliły się kilkakrotnie nad powierzchnią wody dwa delfiny, widoczne prawie w całości. Morze jest zuchowate i jednocześnie poważne; wydaje mi się, że to jest coś żywego, ma jakiś wyraz tego co żyje. Widać zamglone pasma brazylijskich Sierra do Marr. Dzień mija spokojnie w cichej kontemplacji karcianej i bez — wprawdzie dżentelmeńskich — ale zawsze — sprzeczek. Pan De nie zarysował mi się psychologicznie ani razu. Jest skupiony, małomówny i wygrywa forsę zgóry przeznaczoną na wspólne puszczenie w najbliższym porcie. Żywność była dobra ale już znana. Cały wieczór