Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

kochał Janka, nawet matka, która też kochała go jak rodzonego syna. Nikt jakoś nie okazywał niepokoju. Nawet Asia podczas tych długich chwil spędzonych na lotnisku, czuła tylko dumę i podziw dla odwagi brata. A najbardziej cieszył się Tomek. Teraz nie myślał wcale o łzach i wzruszeniu. Janek wydawał mu się bohaterem, któremu nic złego wydarzyć się nie może, który musi zawsze zwyciężyć.
— Ach, Asiu — powtarzał Tomek bez przerwy — jak ja mu zazdroszczę, jak jabym strasznie chciał być na jego miejscu.
Starał się teraz być jaknajbliżej Janka, aby jeszcze raz usłyszeć od niego jakieś miłe słowo, aby jeszcze raz ujrzeć jego promienny uśmiech przed odlotem. Pomimo wczesnej pory, lotnisko było przepełnione tłumami ludzi. Janek otrzymał mnóstwo kwiatów, fotografowano go, fimowano.
— Jak prawdziwego bohatera — poczuła Asia z dumą.
Janek rozmawiał, uśmiechał się, nie okazywał najmniejszego niepokoju, chętnie udzielał dziennikarzom informacji, mówił co zabiera ze sobą, ile ma benzyny, jak długo powinien lot trwać o ile nie zajdzie nic nieprzewidzianego. Nie znać było po nim ani śladu zdenerwowania. Spoglądał jedynie często