Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

nie zauważono, może wybrał inną, gorszą ale krótszą drogę. Przecież dopiero minęła doba.
Śród ciszy, która nastąpiła po tych słowach, nagle zabrzmiał telefon.
Ojciec chciał podnieść słuchawkę, ale zadrżała mu ręka.
— Przyjmij ty, Tomku — szepnął.
Asia zrozumiała, że obawia się, że usłyszy teraz złą wiadomość.
Tomek zrozumiał to także i głos mu się załamał, gdy wypowiedział niewyraźnie:
— Proszę!
— Redakcja mówi — zawołał po chwili. — Słucham!
Potem nastąpiła chwila milczenia, chwila króciutka wprawdzie, lecz wszystkim w gabinecie wydawało się, że nigdy się nie skończy.
— Co się stało? — zawołał Tomek i Asia zauważyła, że chłopiec zbladł przeraźliwie. Stanęli wszyscy obok telefonu, jakgdyby mogli słyszeć rozmowę z tamtej strony.
Tomek wypuścił z rąk słuchawkę. W oczach miał łzy, lecz usta uśmiechały się radośnie.
— Janek doleciał — zawołał drżącym głosem.