Strona:Zweig - Amok.pdf/140

Ta strona została uwierzytelniona.

Parskał poprostu z podniecenia i mówił, nie zważając na żonę, do towarzyszącego jej oficera. Poznałem w nim odrazu fanatyka sportu, jakiegoś handlarza koni, lepszej kategorji, dla którego gra na wyścigach była jedyną emocją w życiu. Jego żona musiała mu zrobić jakąś uwagę, (przeszkadzał jej swoją obecnością) bo poprawił sobie kapelusz, widocznie na jej rozkaz, uśmiechnął się do niej jowialnie i poklepał ją z dobroduszną czułością po ramieniu. Wściekła, podniosła wysoko brwi, zrażona tą małżeńską poufałością, która była jej przykra w obecności oficera, a może jeszcze bardziej — w mojej obecności. Widocznie usprawiedliwiał się, powiedział parę słów po węgiersku do oficera, na co ten odpowiedział, uśmiechając się uprzejmie, ale potem wziął żonę pod ramię, czule, choć z pewną uniżonością. Czułem, że ona wstydzi się tej poufałości wobec nas i cieszyłem się z jej poniżenia z uczuciem ironji, zmieszanej ze wstrętem. Ale w tej chwili zapanowała nad sobą, przytuliła się miękko do jego ramienia i rzuciła szydercze spojrzenie w moją stronę, które mówiło:
— Widzisz, do niego należę, nie do ciebie!
Czułem niesmak i byłem wściekły. Właśnie chciałem się od niej odwrócić i odejść, żeby jej pokazać, że żona takiego ordynarnego grubasa nie interesuje mnie wcale. Ale urok jej był jednak silniejszy. Zostałem.

Przenikliwie zadźwięczał w tej chwili sygnał na rozpoczęcie nowego biegu. Tłum jakby się przeobraził, popłynął znowu ze wszystkich stron do barjery. Musiałem zużyć trochę siły woli, żeby się nie dać

136