Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 056.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

który się tymczasem przybliżył, — trzeba się spytać chorego, ale jeżeli raniony, to my tu waszmości pokażemy, jak to siekać naszych w gościnie. Już nie pierwszy raz macie u nas na piwko, chwała Bogu, że choć jednego tu mamy.
Dreszcz mnie przeszedł od pięt aż do karku, bo nie żarty było popatrzeć na dwudziestu kilku szaraków pijanych, jak kania deszczu, tak krwi sanockiéj pragnących, jako wóz okrążają a każdy się maca po boku. Patrzę się za Węgrzynkiem, sprytny chłopiec, już siedzi na moim koniu, podwodnego trzymając za cugle. Niezabitowski mi szepce z pod delii, którą był przykryty: — Na miłość Boga, uciekajmy.
— Ho, ho, ho! — gwarzy szlachta z tyłu — damy my mu rąbać naszych w gościnie; nauczymy my, nauczymy! — i pobrzękują w szabliska. Tymczasem ten, co przy wozie, ręką chwyciwszy za półdrabek, pyta: — P. Niezabitowski, śpisz waszmość? — Nieszczęście chciało, że Niezabitowskiego właśnie coś zabolało, więc zamiast mu odpowiedzieć, stęknął tylko: oj, oj, oj!