Tajemnica grobowca (de Montépin, 1931)/Tom II/X

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Tajemnica grobowca
Podtytuł Powieść z życia francuskiego
Wydawca Redakcja Kuriera Śląskiego
Data wyd. 1931
Druk Drukarnia Kuriera Śląskiego
Miejsce wyd. Katowice
Tytuł orygin. Simone et Marie
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X.

Było to dla agentki dotkliwą porażką.
Aime zwiesiwszy głowę, udała się do prefektury, gdzie oznajmiła naczelnikowi policji śledczej o swych poszukiwaniach i niepowodzeniu.
— Mojem zdaniem, kochana pani Joubert — odezwał się naczelnik policji śledczej — bardzo uważnie jej wysłuchawszy — należałoby szukać w innym kierunku.
— Dlaczego?
— Bo nic nie dowodzi, ażeby ten Juljusz Termitt był Piotrem Lartigues.
— O! to niezawodnie on! — zawołała pani Rosier. — Odpowiedź z Brukseli będzie dla nas dowodem. Straciłam jego ślad, ale muszę go odnaleźć. Inaczej nie byłabym „Kociem okiem“.
— Przekonana pani jesteś, że Lartigues — jeżeli to on ukrywa się pod imieniem Juljusza Termitta — nie odjechał z Paryża koleją lyońską dnia 21 grudnia?
— Stanowczo jestem o tem przekonaną. Jakąbądź łotr w tej sprawie odgrywa rolę, musi go ona bardzo obchodzić. Nie przypuszczam, ażeby się z Paryża wydalił.
W tejże chwili do gabinetu przyniesiono telegram.
— A to zapewne odpowiedź, której oczekujemy — odezwał się naczelnik policji śledczej — to niezawodnie od naszego agenta brukselskiego.
— Prawdopodobnie — wtrąciła pani Rosier — musiał czasu nie tracić. Niech pan naczelnik przeczyta.
— I cóż? — spytała pani Rosier, a głos jej drżał z niecierpliwości.
Naczelnik policji rozpieczętował kopertę i czytał głośno:
„Żadnego paszportu nie wydano w Brukseli na imię Juliusz Termitt. Musi to być osoba zmyślona, bo podaje się za właściciela domu w Brukseli, gdy tu wcale takiego niema. Paszport jest więc sfałszowany“.
— Miałaś pani słuszność! — dodał naczelnik policji.
— Co pani teraz pocznie?
— Jeszcze nie wiem. Myśli me pracują. Staram się znaleźć sposób — rozważam... kombinuję. Ale przyjdzie natchnienie i przysięgam panu, że celu dosięgnę.
Agentka pożegnała się i wstąpiła potem do fotografa prefektury.
Tu gotowych już było sto sztuk fotografii spinki od mankiet.
Aime Joubert kazała je natychmiast odesłać do naczelnika policji, ażeby następnie rozdane zostały pomiędzy jubilerów paryskich.
Niezawodnie który z nich pozna tę spinkę i będzie mógł udzielić wiadomości, komu ją sprzedał.
Zbliżała się chwila oznaczonego widzenia się z Jodelełem i Martelem.
Obaj agenci byli punktualni. Z uderzeniem godziny szóstej na zegarze miejskim zjawili się na ulicy Meslay razem choć z przeciwnych stron.
Jodelet był po wiadomości w konsulacie belgijskim.
Paszport na imię Juljusza Termitt wizowany był dnia 8 grudnia — widocznie podrobiony, gdyż nie mógł być wydany w Brukseli, — gdzie wcale nie znano Juliusza Termitt.
Z kolei Martel zdał sprawozdanie z powierzonego mu zlecenie.
Z pustemi wrócił rękami.
W kanale na ulicy Montorgueil poczyniono najstaranniejsze poszukiwania — ale daremnie. — Nie znaleziono nic.
Obaj agenci, będąc zdania, że wszystko jak najgorzej idzie, nie patrzeli na agentkę, ani nawet na siebie.
Pani Rosier wstała.
— Do jutra, moi panowie — rzekła. — W prefekturze o tej godzinie, kiedy przypada zdawanie raportu.
Jodelet i Martel ukłonili się i odeszli. Aime Joubert znowu padła na krzesło i zatopiła się w myślach.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.