Tajemnica grobowca (de Montépin, 1931)/Tom II/XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Tajemnica grobowca
Podtytuł Powieść z życia francuskiego
Wydawca Redakcja Kuriera Śląskiego
Data wyd. 1931
Druk Drukarnia Kuriera Śląskiego
Miejsce wyd. Katowice
Tytuł orygin. Simone et Marie
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XV.

Po chwili otworzyła drzwi kobieta lat pięćdziesięciu, w ciepłym kapturku, w starym szalu, którego końce spadały na perkalikową suknię, w półbucikach z ogromnemu podeszwami i z pękiem związanych ubrań na plecach, co wskazywało jej zawód.
— Gołąbki moje, czy macie tu jeszcze miejsce dla damy? — spytała ochrypłym głosem.
— Tam już wszystkie miejsca zajęte.
— A jakże, matko, — odrzekł uprzejmie jeden z trzech razem siedzących. — Chodźcie, płeć piękna zawsze pożądana, a wy jesteście jej przedstawicielką, nie mówiąc już o tem, że macie jakąś paltocinę, którą odstąpicie mi niedrogo — skorzystamy z tego, ażeby ubić targ.
— Ustąpię ci mój tłusty gołąbku — odpowiedziała ze śmiechem tandeciarka. — Wyglądasz mi na dobrego chłopca, zrób mi miejsce przy sobie po lewej stronie obok serca.
Obróciwszy się w stronę, gdzie mieściła się kuchnia, handlarka syknęła ochrypłym głosem:
— Dajcie mi jajecznicy i potrawkę z kartoflami.
Wydawszy to zlecenie, zamknęła drzwi i usiadła na miejscu, gdzie ustąpił jej gość, nazwany przez nią dobrym chłopcem.
Był to chudy chłop, lat dwudziestu czterech czy pięciu, z bladą twarzą i oczami zapadłemi, ciemną okrążonemi obwódką.
Suchy kaszel pozwalał go zaliczyć do suchotników bez nadziei.
Dwa lata odsiedział on niedawno w głównym więzieniu w Poisy.
Przynieśli jajecznicę, potrawkę, chleba za sześć cent i wódkę w glinianym garnku.
Rozmawiając i sadowiąc się, spojrzała na Galoubeta i Sylwana Cornu, którzy kończyli królika i wychylali już czwarty kieliszek.
— To oni są — pomyślała sobie — poznaję ich dobrze.
Ze swej strony czytelnicy nasi, jeżeli nie poznali, to przynajmniej odgadli Aime Joubert.
Nalała sobie wódki, trąciła się z trzema sąsiadami, od razu wypiła wstrętny trunek, wcale się nie skrzywiwszy i odważnie zabrała się do postawionego przed nią jedzenia.
— Apetyt macie wyborny odezwał się jeden z jedzących obiad.
— Gdzie tam, moje dzieci! — odparła — Dotąd nic nie miałam w ustach od godziny dziewiątej, ani jednej wolnej chwili.
— To handelek więc tak dobrze idzie?
— Gdzie tam! nawet mówić nie warto. Kiepsko, bardzo kiepsko! Cały garnitur za trzydzieści pięć franków, a nawet taniej i to z prawdziwego sukna. Ciężkie czasy, ciężkie czasy.
— A nowe rzeczy kupujecie? — spytał Sylwan Cornu.
Kupuję wszystkie rzeczy z garderoby — rzekła mniemana handlarka, mając usta napchane jedzeniem — ze mnie dobra kobieta, moje dzieci, i się nie pytam, od którego krawca to pochodzi, bylebym mogła sprzedać.
— No — rzekł Galoubet — to może co zaraz urządzimy.
— Jak panowie chcecie — spokojnie odpowiedziała Joubert. — Wasze zdrowie!
Spełniwszy toast, agentka wyjęła z kieszeni „Petit Journal“ i rozłożyła go przed sobą.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.