Targowisko próżności/Tom I/XI

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Makepeace Thackeray
Tytuł Targowisko próżności
Tom I
Rozdział Sielankowa prostota
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1914
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek Jagielloński
Tłumacz Brunon Dobrowolski
Tytuł orygin. Vanity Fair: A Novel without a Hero
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XI.
Sielankowa prostota.

Zapoznawszy czytelnika z mieszkańcami Crawley-la-Reine, pozostaje nam kilka słów do powiedzenia o krewnych i sąsiadach dostojnego baroneta. Zaczniemy od pastora i pani pastorowej.
Wielebny ojciec Crawley był wzrostu słusznego, okazałej budowy, miał humor przyjemny i nosił zwykle szeroko kolisty kapelusz. Znany w całej okolicy, wszędzie miał przyjaciół i o wiele był popularniejszym od swego brata. W szkołach wybijał zęby najdzielniejszym bokserom, biegły był w gimnastyce i te upodobania na zawsze zachował. Żadne gonitwy, ćwiczenia gimnastyczne i wyścigi, żadne festyny lub zebrania wyborcze nie odbyły się bez niego. Ile razy był objad proszony na dwadzieścia mil w około, można było spotkać zawsze kabryolet z wielkiemi latarniami i karą klacz ojca Bute Crawley. Zamiłowanie w boksach nie zagłuszyło w nim uczucia piękna; śpiewał dobrze sentymentalne senety i głos miał bardzo przyjemny. Krótko mówiąc, ojciec Bute Crawley był powszechnie lubiony i poszukiwany w okolicy przez najznaczniejszych obywateli, z którymi żył w przyjaznych stosunkach.
Pani pastorowa maleńka, ale ruchliwa, była doskonałą gospodynią, i samowładną panią w domu. Po za obrębem domu i plebanji zostawiała małżonkowi wszelką swobodę, ale w swojem państwie umiała rządzić energicznie. Od chwili kiedy udało się jej pozyskać młodego pastora z Crawley la-Reine, mistress Bute nie przestała być wzorem umiarkowania i oszczędności, a pomimo to małżonek jej zawsze był odłużony. Potrzeba było dziesięcioletnich usiłowań mężnej niewiasty żeby pospłacać szkolne jeszcze grzeszki pastora. W 179... roku, kiedy wszyscy dłużnicy byli już zaspokojeni przyszło do głowy pastorowi trzymać gruby zakład przeciw Kangourou, dzielnemu rumakowi, który odniósł zwycięstwo nad swoim współzawodnikiem na wyścigach w Derby. Wynikająca ztąd konieczność zaciągnięcia nowej pożyczki z lichwiarskiemi procentami, postawiła znowu pastora w dosyć złych interesach. Siostra dawała mu wprawdzie trochę pieniędzy od czasu do czasu, ale wielebny ojciec, licząc na podeszły wiek miss Crawley, na jej bliskim zgonie tylko całe swe nadzieje pokładał.
— Chyba sam djabeł w toby się wmieszał — mawiał sobie — żeby, Matylda mi nie zostawiła najmniej połowy swego majątku.
Widzimy zatem że baronet i pastor mieli aż nadto wystarczające powody żeby zachować pomiędzy sobą miły stosunek psa z kotem. Mógłże wielebny ojciec zapomnieć że sir Pitt stawiał mu pod bokiem kaplicę, i że nakoniec Rawdon miał odziedziczyć znaczną część spadku po Matyldzie Crawley? Smutna to prawda, ale nie obca nikomu, że w naszym wieku mało jest braci, których długoletni, familijny stosunek nie dałby się rozerwać biletem bankowym!
Przybycie Rebeki do Crawley-la-Reine i wpływy jakich tam używała, nie mogły pozostać tajemnicą dla pastorowej, która wiedziała codzień ile funtów baraniny gotowano na objad w Crawley-la-Reine, ile sztuk bielizny było w praniu, ile brzoskwiń od strony południa pod murem dojrzewało, ile milady zażyła pigułek itd. Zażyłe a nawet familijne stosunki łączyły służbę obu nieprzyjaznych domów; pomiędzy czeladzią w Crawley-la-Reine każdy wiedział, że znajdzie w plebanji szklankę dobrego piwa, na czem w kuchni baroneta zupełnie zbywało; ale ta szklanka właśnie była dla pastorowej niewyczerpanem źródłem ciekawych wiadomości. Ztąd możnaby ogólne wyciągnąć prawidło: Jeżeli jesteś dobrze z bratem, to jego sprawy będą ci obojętne; jeśli zaś złe są między wami stosunki, to będziesz się starał wiedzieć o każdem jego poruszeniu i musisz tajną policję mieć na swoje usługi.
Mistress Bute nie zaniedbała zebrać wiadomości o życiu i pochodzeniu nowej guwernantki w Crawley-la-Reine, a imię Rebeki zaczęło odtąd figurować w urzędowych raportach, których tu małą próbkę podajemy: — Dziś zabili czarnego wieprza — ważył tyle a tyle funtów — część nasolili — na objad była kiełbasa — sir Pitt i pan Cramp z Mudbury zamknęli John’a Blackmore na klucz — sir Pitt był na meetyngu — (imiona obecnych) — milady zawsze jednakowa — panienki są z guwernantką.
Dalej raport brzmi w tych słowach: — Guwernantka zna się doskonale na gospodarstwie — sir Pitt jest dla niej nadzwyczaj grzeczny — pan Crawley podobnież — czytuje guwernantce swoje broszury.
— Patrzcie moi państwo, co to za intrygantka! mówiła pastorowa skacząc prawie i zżymając się z niecierpliwości.
Z późniejszych raportów okazało się że guwernantka pisywała listy dla baroneta, załatwiała jego interesa, prowadziła jego rachunki i trzęsła całym domem, bo milady, pan Crawley, panienki i cała dwornia bali się jej sprzeciwić w czemkolwiek i byli jej posłuszni. Pastorowa, śledząc z daleka wszystkie poruszenia w obozie nieprzyjacielskim, nie przestawała wołać że ta przeklęta guwernatka ułożyła w swojej głowie jakąś czarną, zbrodniczą intrygę.
Mistres Bute Crawley do Miss Pinkerton.
w Chiswick-Mall.
Z plebanji Crawley-la-Reine, grudzień...
„Kochana Pani!
„Lata upłynione od czasu, gdy miałam szczęście korzystać ze światłych rad i nauk pani, nie zmniejszyły w mem sercu uczuć przywiązania i szacunku dla nieporównanej miss Pinkerton, jak również nie zatarły w mej pamięci miłych wspomień, jakie pobyt mój w ukochanym Chiswicku zostawił na zawsze. Cieszę się nadzieją że nieoszacowane zdrowie pani znajduje się ciągle w dobrym stanie. Oby stwórca zachował je jak najdłużej dla chluby i dobra kraju, dla szczęścia młodych pokoleń!
Jedna z moich przyjaciółek, lady Fuddleston, życzy sobie mieć nauczycielkę do swoich ukochanych córek i zwierzyła się z tem przedemną. „Któż — zawołałam — potrafi lepszy zrobić wybór, kto lepszą udzieli radę jak nasza zacna i nieoceniona miss Pinkerton? Lady Fuddleston jest zupełnie zdecydowaną nie przyjmować innej nauczycielki jak tylko tę, którą pani jej polecić raczysz.
Mój dobry mąż powtarza zawsze że kocha serdeczne wszystko co tylko z domu mis Pinkerton pochodzi. Pragnęłabym bardzo przedstawić go wraz z mojemi córkami łaskawej niegdyś dla mnie przyjaciółce, która kierowała z takiem poświęceniem młodemi mojemi krokami i która wzbudzała uwielbienie naszego wiekopomnej pamięci leksykografa. Mój mąż polecił mi wyrazić tu swoje życzenia i nadzieję że jeżeli pani będziesz kiedykolwiek w naszej okolicy, to niewątpliwie zaszczycić raczysz swoją obecnością ubogi domek, gdzie pędzi życie skromne ale szczęśliwe.
na zawsze przywiązana
i wdzięczna P. Dobrodziejki sługa
Marta Crawley.“
P. S. Brat pana Crawley, z którym, niestety! nie możemy utrzymać stosunków opartych na jedności i zgodzie braterskiej, ma przy swoich córkach nauczycielkę, która, jak mi mówiono, miała szczęście być wychowaną pod troskliwem okiem pani. Dochodzą mnie przytem najsprzeczniejsze o tej młodej osobie pogłoski. Pomimo nieporozumień familijnych, przywykłam uważać moje synowice jak moje własne dzieci; nie mówiąc już o tem, że wszystkie panienki wychowane pod macierzyńską opieką kochanej pani, żywo mnie obchodzą. Dla tego ośmielam się prosić panią o łaskawe udzielenie mi szczegółowych wiadomości o tej młodej osobie, której pragnęłabym zostać przyjaciółką.
Nie mam środków, niestety! dać nauczycielki moim ukochanym córkom; ale czyż nie byłam wychowaną w Chiswick-Mall?“

M. C.

Miss Pinkerton do mistress Bute Crawley.

Johnson House Chiswick...
grudzień 18...

Kochana Pani!
Spieszę odpowiedzieć na łaskawe pismo pani które miałam szczęście odebrać przed chwilą. W moim ciernistym zawodzie wielkiej doznaję rozkoszy widząc, że poniesione przezemnie trudy i macierzyńskie starania zostały wynagrodzone trwałą, niezmienną przyjaźnią. Czytając życzliwe wyrazy w liście pani, poznaję że pełna niezrównanych przymiotów mistress Crawley została zawsze dobrą, szlachetną i wzorową Martą Mac Tavish, najlepszą z moich niegdyś uczennic, chlubą mojego Zakładu. Obecnie jestem zaszczycona zaufaniem kilku matek, dawnych pani rówiennic i towarzyszek. Mieniłabym się niewypowiedzianie szczęśliwą gdybym mogła otoczyć córki pani memi najczulszemi staraniami.
Przesyłając wyrazy uszanowania dla lady Fudleston, mam honor przedstawić jej dwie młode moje przyjaciółki: miss Tuffin i miss Hawky.
Każda z tych panienek może udzielać początków hebrajskiego i posiada gruntownie język grecki, łaciński, hiszpański, włoski i francuski, również historję, geografję, nauki matematyczne i nauki przyrodnicze, jak niemniej spiew, muzykę i taniec. Panna Tuffin jest córką św. pamięci wielebnego ojca Tomasza Tuffin, profesora z Cambridge i mogłaby wykładać swoim uczennicom język syryjski i zasady prawa konstytucyjnego. Szkoda tylko że jej wiek zbyt młody i powierzchowność ujmująca może być poniekąd przeszkodą dla niej do objęcia obowiązków nauczycielki w domu pana Hudleston Fudellston.
Miss Letycya Hawky, przeciwnie, nie zbyt hojnie od natury uposażona. Liczy sobie dwadzieścia dziewięć lat i ma twarz zeszpeconą przez ospę. Przytem nalega trochę, ma włosy rude i jest zezooka. Nie potrzebuję dodawać że obu tym młodym osobom nie zbywa na wysokiem wykształceniu moralnem i religijnem. Ich wymagania są odpowiednie ich uzdolnieniu i osobistej wartości.
Załączając zapewnienie szacunku dla wielebnego Bute Crawley, mam honor zostawać.
kochanej pani
najniższą sługą
Barbara Pinkerton.
P. S. Miss Sharp, o której mi pani wspominasz, była rzeczywiście jedną z moich uczennic; nie mogę więc nic przeciw niej powiedzieć. Powierzchowność jej niemiła jest zapewne; ale nie jest w naszej mocy poprawiać dzieł natury. Co zaś do jej rodziców, to nie ma się czem chlubić; ojciec był malarzem, kilkokrotne bankructwo przyprowadziło go do największej nędzy; matka, jak to później dowiedziałam się ze zgrozą, była baletnicą. Z tem wszystkiem Rebeka miała dosyć zdolności i nie mogę sobie wyrzucać że ją przez litość u siebie przyjęłam. Obawiałam się zawsze żeby zasady matki, uchodzącej z początku za hrabiankę, zmuszoną emigrować, a która jak się okazało, była osobą bardzo podejrzanej moralności, żeby, mówię, zasady matki nie odezwały się w tej nieszczęśliwej dziewczynie, której nie chciałam odmówić przytułku. Mam nadzieję że jej postępowanie nie będzie godnem nagany; dystyngowane towarzystwo pana Pitt Crawley, oraz dom jego, gdzie wysoki ton i maniery wielkiego świata panują, nie dozwala się tego obawiać.
Miss Rebeka Sharp do miss Amelji Sedley.
„Kilka tygodni upływa jak pisałam do mojej ukochanej Amelji; bo i cóż mogłabym jej napisać z tego domu, który nazwałam siedliskiem nudów? Cóż ci zależeć może na tem, czy buraki urodziły lub nie, ile sztuk nierogacizny karmi się obecnie, i czy słonina z wieprza czarnego, już wykarmionego, ważyła trzynaście czy czternaście funtów? Jeden dzień od drugiego niczem się nie różni: Przed śniadaniem, przechadzka w towarzystwie baroneta; po śniadaniu, lekcje z panienkami; po lekcjach, czytanie dokumentów sądowych i korespodencja z prawnikami o kontraktach z dzierżawcami, o kopalniach węgla, o kanałach etc... bo zostałam, jak wiesz, sekretarzem baroneta. Na zakończenie dnia, po objedzie, następują nauki pobożne i homilje pana Crawley, albo partja w trictrac z baronetem. Przez cały ten czas spokojna postać milady nie zmienia się wcale; temi dniami jednakże była więcej niż zwykle interesującą, dzięki chwilowym cierpieniom, które sprowadziły tu wizytę młodego lekarza. Otóż, powiadam ci, że młode panny nie powinny nigdy rozpaczać: doktor, o którym ci wspominałam, dał do zrozumienia jednej z twoich dobrych przyjaciółek, że jeżeli zechce, mogłaby zostać panią Glauber. Odpowiedziałam temu śmiałkowi że lancet powinien mu do jego szczęścia wystarczać. Zdawało mu się naprawdę że przeznaczoną jestem na to, żeby zostać żoną wiejskiego chirurga! Pan Glauber wrócił do siebie całkiem zmięszany moją odmową, ale po użyciu kropli i ziółek uśmierzających nerwy, niebezpieczeństwo minęło. Sir Pitt winszował mi żem się tak zręcznie znalazła; nie wątpię że byłoby mu niemiło stracić młodego sekretarza, chociaż wiem dobrze ile na przywiązanie tego gatunku ludzi rachować można. I jabym miała połączyć się z jakimś aptekarzem na prowincji! O! nie, nie! wiesz zapewne że nie łatwo jest rozerwać złotą nić wiążącą nas z dawnemi wspomnieniami... Nie chcę więcej o nich mówić: wróćmy więc do siedliska nudów.
Od kilku dni dom nasz przestał zasługiwać na miano, jakiem go ochrzciłam. Zawitała tu miss Crawley z opasłemi sługami, z wykarmionemi końmi i z tłustym pudlem; tak, tak, miss Crawley bajecznie bogata, mająca na piątym procencie umieszczony ogromny kapitał, przed którą a raczej przed którym obadwa bracia padają z uwielbieniem na kolana. Ten skarb nieoszacowany wygląda dosyć apoplektycznie, nic więc dziwnego że bracia chcą ją otoczyć najczulszą troskliwością i silą się na to, żeby jeden drugiego w tych staraniach przewyższył. Potrzeba ich widzieć jak się uprzedzają w podaniu siostrze poduszki albo filiżanki kawy. Miss Crawley słusznie mówi (tej kobiecie nie brakuje rozumu): „Przyjeżdżając tu zostawiam w domu miss Briggs, moją pannę do towarzystwa. Moi bracia doskonale mi ją zastępują. Bo też nie każdy ma takich braciszków!“
Baronet prowadzi dom otwarty dopokąd siostra gościć raczy; przez cały miesiąc prawie taki tu ruch panuje, jak gdyby stary sir Walpole przyszedł z tamtego świata zająć swoją dawną rezydencję. Jeździmy czterema końmi, lokaje przywdziewają najnowszą liberję miewamy świetne objady, wino bordeaux i szampan obficie się leje, ogień na kominach nieustający i świece stearynowe palą się nawet w naszych pokojach. Lady Crawley wkłada na siebie najpiękniejszą z swych sukien, panienki nawet zrzucają codziennie grube trzewiki i stare spódniczki wełniane, z których wyrosły, żeby się ubrać w sukienki muślinkowe i w pończochy jedwabne, jak przystoi córkom baroneta.
Rózia weszła wczoraj do pokoju w stanie nie do opisania. Jej ulubione prosiątko otarło się o jedwabną lilija sukienkę, której kawałki błotem pokryte wisiały jak frędzle w około. Gdyby coś podobnego wydarzyło się w przeszłym tygodnia, sir Pitt nie oszczędzałby usząt Rózi a może nawet zamknąłby ją o chlebie i wodzie, karmiąc obficie grubem łajaniem, ale dziś poprzestał tylko na kilku tych słowach: „Pomówimy o tem po odjeździe twojej ciotki.“
Do tego stopnia potrafił być panem siebie w tej chwili, że sam żartował z tego wypadku. Może się uspokoi jeszcze przed odjazdem miss Crawley.
Pieniądz jest prawdziwe potężnem narzędziem zgody i pokoju, kiedy sama obecność miss Crawley z jej 70ciu tysiącami funtów st. jednoczy dwóch braci, baroneta i pastora, którzy się przez cały rok nienawidzą, a są w najściślejszej z sobą przyjaźni przez czas świąt Bożego Narodzenia.
Opisywałam ci jeszcze w przeszłym roku jak ten niegodziwy pastor docina nam w swoich śmiesznych kazaniach, na które sir Pitt odpowiada mu głośnem chrapaniem w swojej ławce. Jak tylko miss Crawley przyjeżdża, stosunki zmieniają się zupełnie; obie rodziny odwiedzają się wzajemnie i bracia rozmawiają z sobą o gospodarskich interesach z niezrównaną słodyczą. Ale bo miss Crawley zapowiedziała podobno wyraźnie że nie chce widzieć żadnych kłótni, i że jeżeli się jej sprzeciwiać będą, to cały majątek zostawi Crawlejom z okolicy Shropshire. Gdyby ci mieli rozum, mogliby po niej wszystko odziedziczyć, ale ten nowy Crawley jest również jak jego kuzynek pastorem i tak rozgniewał szanowną miss Crawley swoją nietolerancją, że ta kobieta przyjechała tu w największym oburzeniu. Zapewnie, jak się domyśliłam zmuszał kuzynkę do modlitwy wieczornej.
Książka z kazaniami zostaje w zamknięciu przez czas pobytu miss Crawley w domu, a młody pan Pitt, którego ciocia znosić nie może, wyjeżdża natychmiast do miasta. Na jego miejsce zjawia się kapitan Rawdon lew eleganckiego świata. Muszę ci w kilku słowach jego obraz nakreślić.
Jest to piękny młodzieniec okazałej postawy (ma sześć stóp wysokości) głos ma donośny, używa energicznych wyrażeń łając sługi które przed nim na palcach biegają i lubią go za hojność prawdziwie pańską, tak dalece że daliby się za niego porąbać. W przeszłym tygodniu leśniczy i myśliwi zrobili zasadzkę na urzędnika, przysłanego tu z Londyna żeby aresztować kapitana, obili go nielitościwie, dostało się i biednemu pisarzowi, i kto wie jakby się to skończyło gdyby sam baronet w tę sprawę się nie był wdał.
Kapitan ma swego papę w największej pogardzie; nazywa go starym złodziejem. U kobiet wyrobił sobie straszną opinję. Przyjeżdża tu z całym taborym wierzchowych koni i przyrządów myśliwskich, sprasza na objady kogo mu się podoba, ale sir Pitt nic mu na to nie mówi, z obawy żeby obrażając miss Crawley nie stracić zapisu. Kapitan jest na stopie poufałości ze wszystkimi dandysami i magnatami okolicznymi, z którymi pije, trzyma zakłady, jeździ konno, poluje i rozmawia o psach, koniach i wyścigach.
Nie mogę zamilczeć przed tobą o komplemencie jakim mnie nasz lew obdarzył. Sama przyznasz że mu się udało. Jednego wieczora sąsiedzi licznie się tu zjechali zaproszeni na objad. Po objedzie zaczęły się tańce. Cóż powiesz? Sama słyszałam jak piękny kapitan powiedział wskazując na twoją najniższą sługę: — Niech ją nie znam! co to za ładniutka kureczka! — potem zaszczycił mnie biorąc dwa razy do tańca. Było tu wiele panien, które pierwszy raz widziałam, ale kapitan dosyć je lekko traktuje, i doprawdy, ma zupełną słuszność.
Nie łatwo ci będzie wyobrazić sobie jaką te panny mają dla mnie pogardę. Kiedy wszyscy tańczą moje miejsce jest przy fortepjanie, i nikt mnie nie zastąpi chociaż cały wieczór siedzę jak przykuta. Kapitan zauważył to pewnego wieczora, a że był dobrze rozegrzany winem, zaczął więc na cały głos dowodzić że nie zna lepszej odemnie tancerki i dał nawet słowo że sprowadzi muzykę z Mudbury.
— Ja zagram kontrdansa — powiedziała pastorowa, siadając z pośpiechem do fortepjanu. Wyobraź sobie małą, czarną, ruchliwą staruszkę w ogromnym czepcu i ze świecącemi oczyma.
Zaraz potem twoja mała Rebeka tańczyła z kapitanem. Po skończonym kadrylu, mistress Bute zasypała mnie komplementami, wychwalając zręczność moich ruchów w tańcu. Nikt jeszcze podobnej grzeczności nie odebrał od dumnej mistress Crawley. siostry ciotecznej hrabiego Tiptoff, która nie chciała się zniżyć, żeby zrobić wizytę lady Crawley. Biedna lady Crawley! przez cały czas tych uroczystości zostaje w swoim pokoju i zażywa pigułki.
Mistress Bute od razu zakochała się we mnie.
— Miss Sharp — mówiła do mnie — moje córki byłyby bardzo szczęśliwe gdyby mogły widywać u siebie uczennice pani.
Rozumiem doskonale co te czułości wywołało. Signor Clementi nie dawał nam lekcji muzyki darmo, więc i pani pastorowa chce chociażby czułościami lekcje swoich córeczek opłacić. Z tem wszystkiem pójdę do niej i będę się starała być dla niej bardzo grzeczną. Czyż to nie jest zresztą obowiązkiem biednej nauczycielki, co zostawiona sama sobie, bez przyjaciół i bez opieki?
Mistress Butte znowu hojnie mnie obdarzyła komplementami, podziwiając szybkie postępy moich uczennic. Myślała zapewne, że mi tem zrobi wielką przyjemność. Naiwna parafianka! Jak gdyby moje uczennice mogły mnie obchodzić.
Twoja muślinkowa sukienka z szarfą różową bardzo mi jak powiadają, do twarzy. Już jest trochę znoszona, ale cóż na to poradzić? W mojem położeniu nie można mieć ciągle świeżych sukienek. Szczęśliwaś, stokroć szczęśliwsza jesteś odemnie! Masz matkę, która ci nic nie odmówi, a o kilka kroków od ciebie, na Saint-James Street czegożby znaleźć nie można! Żegnam cię czule, moja najdroższa!
Twoja na wieki
Rebeka.
P. S. „Jakże żałuje że ciebie tu nie było, żebyś widziała jak przedłużyły się twarze panien Blackbrook, kiedy kapitan Rawdon wybrał mnie do tańca, pomimo że toaleta moja była bardzo skromna. Panny Blackbroock, córki admirała, a do tego dosyć przystojne i ubrane podług najświeższej mody.“
Rebeka nie omyliła się, ale trafnie przeniknęła zamiary pani pastorowej, która otrzymawszy od niej przyrzeczenia odwidzin, udała się do wszechwładnej ciotki, żeby za jej wstawieniem się wyjednać zezwolenie baroneta. Ciotka nie dała się długo prosić, ale owszem podjęła się chętnie tego pośrednictwa. Zawsze wesoła, i rada widzieć wszystkich w zgodzie żyjących, pochwyciła ona tę okoliczność jako środek zbliżenia niechętnych braci. Stanęło więc na tem, że młode pokolenia obu rodzin będą się często odwidzać wzajemnie. Ta przyjaźń nie trwała dłużej jak do wyjazdu ciotki, która w tym wypadku odegrała rolę rozjemcy.
— Na co ci było zapraszać na objad tego impertynenta Rawdona? rzekł pastor do żony, kiedy wracali do siebie. Co ja mogę mieć za przyjemność z tym błaznem, który na nas z góry patrzy jak na nędznych wieśniaków? Dopiero wtenczas kontent kiedy się dorwie do mojego starego wina; a tak wychyla butelkę wartującą najmniej dziesięć szylingów, jak gdybym ja dla niego tylko miał piwnicę. A jaką łotr ma głowę mocną! Ej to jest nic dobrego! Gracz, pijak, rozwięzłych obyczajów, zabił człowieka w pojedynku, długów ma po same uszy, i do tego wszystkiego wydarł mi większą część spadku po miss Crawley. Siostra sama mówi że testamentem zapewniła mu pięćdziesiąt tysięcy funtów (to mówiąc pastor podniósł zaciśnioną pięść ku księżycowi z postawą człowieka, który coś przysięga, a po chwili dodał melancholicznie) — ledwie trzydzieści tysięcy zostaje do podziału.
— Ona, jak mi się zdaje, nie długo już pociągnie, rzekła pastorowa; kiedyśmy wstali od obiadu miała tak silne uderzenie krwi do głowy, że musiałam jej suknię odsznurować; twarz miała siną prawie...
— Nic dziwnego — przerwał pastor — wypiła siedm kieliszków szampańskiego wina; i jakiego wina! Mój brat chce nas widocznie potruć. Ale wy kobiety nic się na gatunku win nie znacie.
— Już to prawda że my się nie wiele znamy na tem.
— Piła po objedzie nalewkę wiszniową — mówił dalej pastor — a potem jeszcze kawę czarną i kiraso. Ja bym tego za pięć funtów szterlingów nie wypił; można sobie wnętrzności popalić. Przy takim trybie życia nasza mistress Crawley nie może długo ciągnąć; to daremna, słaba natura ludzka nie może tyle znosić i w końcu uledz musi. Wiesz co, trzymam pięć przeciw dwóm, że Matylda w tym roku jeszcze nam się wymknie.
Nastąpiła chwila milczenia. Zagłębieni w rachunkach, pan pastor i pani pastorowa postępowali myśląc o swoich długach, o dwóch synach, z których jeden był w szkołach a drugi w Woolwich, i o czterech córeczkach, które nie były wcale wzorami piękności, a nie mogły liczyć na inny posag jak to, co dostałaby ze spadku po ciotce. Pastor pierwszy przerwał milczenie:
— Ten nędznik Pitt gotów sprzedać prezentę na probostwo. Zawsze mu pieniędzy potrzeba a cóż dopiero dziś, kiedy starszy synek, ten zapamiętały metodysta, chce koniecznie dostać się do parlamentu.
— Sir Pitt mógłby wystarać się o jaką posadę dla Jakóba, gdyby tylko Matylda zechciała wymódz na nim słowo że się tem zajmie.
— Pitt wszystko przyrzecze, ale nic nie dotrzyma. Obiecał mi przybudować jedno skrzydło na probostwie, obiecał mi odstąpić kawałek pola i sześć morgów łąki! I cóż dotrzymał z tych pięknych obietnic? Co? No, i to synowi tego człowieka, szulerowi oszustowi, ostatniemu łajdakowi, Matylda zostawia większą połowę swego majątku! Nie, to nie jest czyn dobrej chrześcijanki! Ten łotr ma wszystkie najszkaradniejsze wady, wyjąwszy hypokryzji; bo starszy brat zupełnie go z niej odarł.
— Cicho, cicho! moje kochanie — mówiła żona — wszak wiesz że jesteśmy na gruncie baroneta.
— Otóż ja waćpani powtarzam że to jest wierutny łotr, i że pani nie masz potrzeby go bronić. Cóż to? Alboż to nie on zabił kapitana Longfen? Czy nie on okradł młodego lorda Doyedale w tawernie pod Kokosem? Czy nie straciłem czterdzieści funtów z jego łaski, kiedy mu się podobało przerwać walkę pomiędzy Bill Soames i Cheshire Trump? Wszakże sama wiesz o tem. Co zaś do jego konduity z kobietami, to czyż nie słyszałaś że w mojej przytomności...
— Na Boga! zaklinam cię, przestań! — przerwała żona.
— A waćpani zapraszasz do siebie na objad tego urwisa! — ciągnął dalej pastor wybuchając rozpaczliwem oburzeniem. — Tak, pani, matka dorastających córek, małżonka sługi kościoła, o! wielki Boże!
— Bute Crawley, opamiątaj się; czyś oszalał! — wyrzekła żona z pogardą.
— To wszystko bardzo być może — odparł żywo — zresztą wiadomo ci dobrze że nigdy nie miałem pretensji dorównać tobie w przenikliwości. Ale oświadczam ci naprzód że nie chcę spotkać się u siebie z Rawdonem; pojadę do Huddleston’a, puszczę mego Lancelota z jego czarną charcicą na wyścigi i będę trzymać z nim zakład o pięćdziesiąt funtów. Oto co zrobię. Gotów jestem wyzwać wszystkie psy w całej Anglji prędzej aniżeli zetknąć się nos w nos z tym głupcem Rawdonem.
— Panie Crawley pan masz dobrze w głowie według swego zwyczaju — powiedziała żona z powagą.
Nazajutrz po przebudzeniu się pastor prosił natychmiast o piwo, przypomniawszy sobie że obiecał odwidzić pana Hudleston Fuddlestona w sobotę, wyrachował że zacinając konia i jadąc nocą, będzie mógł zdążyć do domu na niedzielę rano. Jak widzimy parafjanie Cawley-la-Reine mogli być zarówno dumni ze swego proboszcza jak i z dziedzica.
Rebeka tymczasem nie traciła czasu i zaczynała wkradać się pomału do serca poczciwej ciotki Matyldy. Jednego poranku miss Crawley idąc na zwykłą przechadzkę wzięła z sobą młodą guwernantkę do towarzystwa. W połowie spaceru Rebeka była już w wielkich łaskach panny Matyldy, która raczyła nawet uśmiechnąć się cztery razy i w ogólności była bardzo zadowoloną.
— A dla czegoż to nie widzę miejsca dla miss Sharp? Czy nie będzie z nami przy stole? mówiła do brata zajętego urządzeniem wielkiego objadu, na który już zaprosił wszystkich baronetów z sąsiedztwa. „Nie posądzasz mnie, spodziewam się, żebym chciała słuchać jak lady Fuddleston mówi o gałgankach, a stara gąska pana Giles Wapshot o procedurze sądowej! Proszę o miejsce dla Rebeki Sharp. Jeżeli mało jest miejsca, to niech lady Crawley zostanie w swoim pokoju, ale miss Sharp musi mieć miejsce przy stole. Z całego towarzystwa z nią jedną tylko można rozmawiać!“
Po takiem kategorycznem przemówieniu sir Pitt kazał dodać jedno nakrycie przy wielkim stole dla guwernantki, obliczając już kogo w tem świetnem zgromadzeniu będzie musiał przepraszać.
Gdy wszyscy już się zjechali, sir Huddleston wprowadził uroczyście miss Crawley do sali jadalnej, i już osuwał krzesło żeby zająć przy niej miejsce, gdy wtem dał się słyszeć piskliwy głos ciotki Matyldy:
— Becky Sharp, miss Sharp! siadaj tu przy mnie; będziesz mnie bawić w czasie objadu. Sir Huddleston usiądzie obok lady Wapshot.
Po odjeździe wszystkich gości miss Crawley rzekła do Rebeki:
— Chodź jeszcze do mojej gotowalni; zobaczysz jak obrobimy dobrze całe towarzystwo.
Obie przyjaciółki siliły się przewyższyć jedna drugą dowcipem. Stary Huddleston sapał jak miech przez cały objad. Sir Giles Wapshot połykał zupę aż mu coś stukało w żołądku, a jego żona mrugała lewem okiem. Rebeka umiała każdą z tych okoliczności ubarwić, i zapamiętać całe rozmowy wiejskich polityków o wojnie, o naradach parlamentu i innych ważnych sprawach. Sama jedna prowadziła dwuosobowe djalogi. Zbytecznem byłoby dodawać że ani dziwaczne toalety miss Wapshot ani żółty kapelusz lady Fuddleston nie uszedł sumiennej analizy Rebeki ku wielkiej zabawie ciotki Matyldy.
— Ty jesteś prawdziwa perła, moja kochana Becky, jakbym ja chciała zabrać cię z sobą do Londynu. Szkoda tylko że nie mogłabym zrobić z ciebie takiego baranka jak miss Briggs. O! nie! ty jesteś za nadto dumna, za nadto sprytna, nie prawdaż Firkin?
Mistress Firkin zajęta układaniem rzadkich włosów na łysinach swej pani spuściła głowę i powiedziała ironicznie:
— Tak jest, panienka bardzo jest zręczna.
Mistress Firkin była trochę zazdrośna, od czego najlepsze kobiety nie są wolne; nie mogła patrzyć obojętnie na wzrastającą potęgę Rebeki, wdzierającej się z taką zręcznością do serca jej pani.
Uwolniwszy się bez ceremonji od towarzystwa pana Huddleston Fuddleston przy objedzie, miss Crawley oświadczyła że odtąd Rawdon będzie ją prowadzić do stołu a Becky będzie nieść poduszkę dla niej, albo, jeżeli się jej podoba, Becky poda jej rękę a Rawdonowi dostanie się stołeczek pod nogi.
— My jesteśmy obie stworzone na to żeby żyć razem, moja kochana Becky — mawiała często miss Crawley — my dwie tylko jesteśmy prawdziwie dobremi chrześcjankami w całej tutejszej okolicy.
Oprócz tych pięknych usposobień religijnych, miss Crawley lubiła wygłaszać swoje ultra liberalne zasady.
— Cóż znaczy urodzenie? — mówiła do Rebeki, przypatrz się tym ludziom jak mój brat Pitt, jak Huddleston, których rodziny są tu osiadłe i znane od czasów Henryka II, zobacz nakoniec tę nieszczęśliwą mistress Bute. Czy znajdziesz pomiędzy niemi choć jedną osobę któraby ci dorównała inteligencją i znajomością świata? Co mówię? Oni nie warci nawet mojej biednej Briggs, a niżej są pod każdym względem od mojego szafarza, podczas kiedy ty, moje kochanie, jesteś prawdziwym skarbem. Ty masz więcej w jednym palcu rozumu aniżeli wszystkie głowy tutejszych lordów i baronów zebrane razem. O! gdyby każdy zajmował stanowisko odpowiedne osobistej wartości i zasłudze, niewątpliwie byłabyś księżną.
Ale nie; książęta powinni zniknąć zupełnie, a ty nie powinnaś mieć nikogo wyżej od siebie. W mojem przekonaniu, mój aniołku, ty jesteś zupełnie to samo co i ja i pod żadnym względem nie stawię cię niżej odemnie. — Dołóż trochę węgla na kominku, moja kochana Becky. Weźno, proszę cię, moją suknię, którą potrzeba rozpuścić trochę i odmienić tasiemki u dołu; nikt tak dobrze tego nie zrobi jak ty, moje życie, do wszystkiego potrzeba mieć zręczność wrodzoną.
W taki to sposób zapalona zwolenniczka równości wkładała na swego aniołka obowiązek łatania swoich sukni, pilnowania ognia i usypiania siebie głośnem czytaniem romansów i powieści.
W owym czasie cały modny świat był niezmiernie zajęty dwoma wypadkami, o których wszystkie dzienniki szeroko się rozpisywały. Porucznik Shaffon porwał lady Barbarę Fitzurge, córkę hrabiego Tuman’a a jednocześnie czterdziestoletni ojciec licznej rodziny, Vere-Vane, znany z nieposzlakowanej cnoty i wzorowego prowadzenia się, porzucił nagle swój dom dla pięknych oczu aktorki, mistress Rougemont, liczącej już 65tą wiosnę.
— Cóż można znaleść godniejszego pochwały w charakterze lorda Nelon’a — mówiła ciotka Matylda, nadto że dla kobiety poleciałby w ogień? Taki człowiek nigdy złym być nie może. Nic w mojem przekonaniu nie zasługuje więcej na uwielbienie jak związki oparte wyłącznie na miłości bez żadnych innych względów. Podług mnie szlachcic nie lepiej robi kiedy się żeni z córką młynarza... patrz, naprzykład lord Flowerdale... ale też wszystkie kobiety umierają ze złości. Chciałabym widzieć ciebie porwaną przez jakiego kochanka wysokiego rodu: masz dosyć ładną twarzyczkę i nicby w tem dziwnego nie było.
— A w samej rzeczy to byłoby bardzo ciekawe; odpowiedziała Rebeka.
— A co mi się najwięcej podoba, to kiedy jaki biedak żeni się z bogatą dziedziczką. Wiesz Becky, założyłabym się że Rawdon wykradnie jakąś kobietę.
— Bogatą czy ubogą? spytała naiwnie Rebeka.
— Ach! jakże ty jesteś naiwna! Rawdon nie miałby ani grosza bez funduszu, który ja mu przeznaczam. Długów ma co nie miara, musi przecież poprawić interesa majątkowe i wyrobić sobie jakie takie stanowisko w świecie.
— A czy ma dosyć ku temu zręczności? zapytała Rebeka.
— Zręczności? Ej, moja kochana, on nic jeszcze nie widzi na świecie oprócz swego pułku, swoich koni, przyborów myśliwskich i kart. Ale pomimo to ręczę że będzie miał powodzenie. To jest taki miły trzpiot że wszystkich porywa za serce. Czy uwierzysz, moja duszko, że on już wysłał na tamten świat jednego przeciwnika i przedziurawił kulą kapelusz jakiegoś starego papy, którego sam obraził? W pułku kochają go jak półbożka, a cała młodzież, bywająca pod Kokosem poszłaby w ogień za niego.
Rebeka opisując swojej przyjaciółce jakim sposobem ściągnęła na balu uwagę kapitana Crawley, nie powiedziała całej prawdy i przemilczała o tem że kapitan spotykał ją przedtem na przechadzce, na wszystkich przejściach i korytarzach, słowem, wszędzie gdzie tylko się obrócił. Wieczorem kilka razy pochylał się oparty o fortepian kiedy Rebeka śpiewała.
Przez cały ten czas milady była cierpiąca i nie wychodziła ze swego pokoju, nikt za tem na nich nie zwracał uwagi. Kapitan wysztychował bilecik, siląc się jak mógł na poprawną pisownię, i złożywszy go w trójkącik, wsunął pomiędzy kartki romansu, który Rebeka w tej chwili śpiewała. Nie tracąc zimnej krwi miss Sharp z bilecikiem w ręku zbliżyła się wprost do nieprzyjaciela i utkwiła w niego wzrok przenikliwy. Potem podrzucając w ręku bilecik, przypominający formę kapelusza stosowanego, rzuciła go w kominek, ukłoniła się poważnie i wróciła do fortepianu.
Rawdon Crawley nie posiadał się ze złości, gdy tymczasem Rebeka śpiewała raźniej i weselej niż przedtem.
Pani pastorowa, Bute Crawley, była kobietą wielkiej duszy. Nietylko bowiem miała być uprzejmą dla guwernantki, wdzierającej widocznie do serca ciotki Matyldy, ale nawet okazywała wiele uczucia dla Rawdona, który, jak wiemy, okradał pastora ze spadku po ukochanej siostrze. Przywiązanie to tak się wzmagało silnie, że pastorowa nie mogła się obejść bez swego bratańca, który odrzucał również zaprosiny pana Fuddlestona, wyrzekał się polowania i objadów z oficerami, stojącymi w Mudbury, a to wszystko dla przyjemności przesiadywania na plebanji, gdzie ciotka Matylda towarzyszyła mu zawsze. Miss Sharp musiała naturalnie towarzyszyć swoim uczennicom, bo mama tych panienek była ciągle niezdrowa. Wieczorem wszyscy wracali piechotą przez łąkę i lasek cienisty, wyjąwszy ciotkę Matyldę, która wolała jechać powozem.
— Oh! gwiazdy! cudne gwiazdy! — mówiła Rebeka, wznosząc ku niebu błyszczące swe oczy. Zdaje mi się doprawdy że nie jestem na ziemi kiedy na nie patrzę.
— Oh!... ah!... rzeczywiście... o! tak... to zupełnie tak jak ja — odpowiadał kapitan. Czy moje cygaro nic pani nie szkodzi?
Rebeka nie znała większej rozkoszy jak zapach cygara na wolnem powietrzu. Na dowód wzięła cygaro kapitana, puściła kłąb dymu i wydawszy lekki okrzyk, oddała je z uśmiechem właścicielowi. Ten poprawił sobie wąsa, zaciągnął się tak silnie że rozpalony koniec cygara oświecił mocno najbliższe drzewa i powiedział:
— Daję słowo! nie paliłem w życiu tak dobrego cygara! na honor...
Sir Pitt przy kuflu piwa, z fajeczką w zębach, radził z szafarzem któregoby na śmierć skazać barana; ale nie przestawał śledzić młodej pary przez okno swego pokoju, i przysięgał, że gdyby nie siostra, dawnoby już przepędził tego błazna Rawdona.
— Jużto wielmożny pan ma rację — mówił usłużny Horrocks — ależ i kamerdyner pana Rawdowna, to niech pan Bóg zachowa! Kiedyś jak zaczął wymyślać w kuchni a to że objad zły, a to że wino niedobre, to aż strach! Żaden pan nawet nie narobiłby takiego hałasu.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Makepeace Thackeray i tłumacza: Brunon Dobrowolski.