Tatry w dwudziestu czterech obrazach/XIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Maciej Bogusz Stęczyński
Tytuł Tatry w dwudziestu czterech obrazach
Podtytuł skreślone piórem i rylcem przez Bogusza Zygmunta Stęczyńskiego.
Wydawca Księgarnia i wydawnictwo dzieł katolickich, naukowych i rolniczych.
Data wyd. 1860
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XIX.

Ominąwszy włość Białkę — drogą Bukowiny
Wychodzimy na górę, zkąd widok jedyny
Odkrywa się na Tatrów łańcuch nieprzerwany,
Pod nogami naszemi cudownie rozlany;
O, nie ma słów ile tam człek radości czuje! —
Wstąpiwszy na leśnictwo — tam się zapisuje
Do księgi, na pamiątkę, kto długo, szeroko,
Chodził, a osobliwie poznał Morskie oko.
A doznawszy właściwéj góralom grzeczności,
I tak zalecającéj, miłéj gościnności;
Po noclegu wygodnym — unosi ze sobą
Wspomnienie chociaż miłe, przejęte żałobą;
Unosi pamięć ludzi, którzy swą prostotą
Droższemi się wydają nad perły i złoto! —
Więc opuściwszy owéj Bukowiny chatki,
I w pięknym Glejczarowie młyny, strugi, kładki;
Owsy, żyta, jęczmienie, kapusty z grulami,
Witamy Zakopane zasłonione mgłami;
Których blade powłoki pogoda przeciera,
I dziwa w całym blasku przed nami otwiera:
Pod Reglami kałuża Buńdowki nazwana,
Ma zapach jakby woda była w niéj siarczana,
Biały osad na ziemi widzieć się dający
Poświadcza, że pierwiastek tu się znajdujący

Górale za lekarstwo prostemi sposoby
Używają oddawna na różne choroby. —
Na górach pną się czarną smugą gęste lasy,
A nad lasami hale, jak w Andach pampasy;
Po których miłe kozy i owce skakają,
A za niemi juchasy chodzą i śpiéwają.
Wyżéj znowu granitów zaostrzone brzegi,
Kryją w swoich żłabinach niestopniałe śniegi,
Których wiatr nie rozmiata, dészcz nigdy nie rosi,
A nad niemi w powietrzu orzeł się unosi.
A Nosal z lewéj strony wystając ponuro,
Na dolinę pogodną pluje czasem chmurą;
Nie mogąc znieść że wiele drzew przy nim wycięto,
A miejsce u stóp jego domami zajęto,
Z których dym na powietrzu rozciągnioném skrzydłem,
Draźni go bezustannie niemiłém kadzidłem;
Więc z Wirchem Jaworyny, Gewontem, Kacprową,
Strążyską, Kaletówką, nawet Goryczkową;
Usiłuje koniecznie — choć to myśl daleka,
Zniszczyć dzieło pomysłu i wygnać człowieka!
Tu masa opok zamkiem zakopańskim zwana,
Tak szczególnie i dziwnie z sobą powiązana:
Że z pewnych miejsc odległych łudząc twoje oko,
Zdaje się niezdobycie panować wysoko.
U stóp tego Nosala jaszczórówka ciemna,
Z powodu owych gadów płynie nieprzyjemna.
Są to długie źwierzątka z ogony długiemi,
Żółto połyskujące z plamami czarnemi,
Jakgdyby salamandry w ciepłéj wodzie żyją,
A w zimie z owéj wody gęste pary biją.
Tu woda bystrym prądem z koł fabrycznych spada,
I do łoża Dunajca białego zapada,

Poruszając z hałasem tartaki i młyny,
I płynie zapieniona na niższe doliny;
Gdzie z wysokiego pieca dym wychudzi chmurą
I ciągnie się po ziemi czarno i ponuro.
Widzimy dom z kominem Rohus-Hütte zwany,
Potem Wilhelmi Hammer, ciekawie zwiedzany;
I wiele innych domów gdzie miech ciężko sapie;
Rozdyma wielki ogień zkąd żelazo kapie.
Lecz zbliżmy się do miejsca, gdzie ogromne młoty
Przytłumiają rozmowę grzmiącymi łoskoty.
Lub gdzie formy gliniane różne rzeczy leją,
Toczą albo walcują. — Wszędzie za koleją
Widać miły porządek — wszędzie ruch i życie,
A żużli wyrzuconych widzimy obficie.
Ale przy tak mozolnéj w około robocie,
Rzemieślnik wciąż wygląda i brudno i w pocie.
Wyżéj nad wszystkie gmachy ładnie postawiony
Dwór właściciela, strojnym kląbem otoczony;
Gdzie kwiatów rozmaitych wymowne dobory,
Bawią oko przechodnia wśród pogodnéj pory;
A murawy i z darni robione siedzenia,
Przeznaczone dla gości miłego spocznienia;
Wśród których połyskliwy wodotrysk szeleści,
Igra sobie w powietrzu i patrzących pieści;
Gdzie gościnność otwiera drzwi pańskiego domu,
Dla podróżnych — nie dając pominąć nikomu.
Wychodząc z téj doliny, opuszczajmy mury,
Gdzie przemysł zimną prozą dotyka ponury,
Gdzie pieniądz wiąże myśli, żądze w sercach nieci —
Czy mogą w takiém miejscu zabawiać poeci?
Którzy rosy niebieskiéj zbierając strumienie,
Żyją w Bogu i z Boga biorą swe natchnienie!

Niech będzie to ustronie dla innych przyjemne. —
My udając się drogą między lasy ciemne
Do góry Kaletówki — tam zstąpiwszy w knieje,
Stajemy zachwyceni widząc co się dzieje:
Witaj Biały-Dunajcu! gwałtowny strumieniu!
Wybuchający ze skał granitowych w cieniu
Drzew wyniosłych, co mają gałęzie zwieszone;
A ty — u stóp ich płynąc, swe wody spienione
Rozbijasz po kamieniach biegnąc na doliny,
Czynisz piękny wodospad a huczysz jak młyny;
To powoli, to śpiesznie toczysz swe bałwany
I zadziwiasz swawolą swoją rozdąsany;
Jakgdybyś usiłował rozerwać swe łoże
Lecz twa siła przemocy podołać nie może!
Jakgdyby mojżeszową laską wydobyty,
Czynisz widok spaniały i niepospolity!...
Jeżeli Uruguaj wśród palmowych lasów
Zdumiewa czarnych Indyjan w tłumie ananasów,
I przywabia do siebie podróżników tłumy,
Zachwycając urokiem swych czarów i dumy:
To Dunajec tym więcéj powinien zadziwiać,
Więcéj wabić i pieścić i więcéj roztkliwiać,
Którego sława z czasem za morza na wiatrach
Przeleci i rozgłosi cuda w naszych Tatrach;
I zadziwi Brazyliją, że nie tylko ona,
Hojną ręką natury jest ubogacona;
Lecz i na naszéj ziemi są osobliwości,
Godne równie jak tamte, znawców ciekawości!
A przywabiając w czasie pogodnego lata
Rozmaitych podróżnych z wszystkich części świata,
Postawi nas zaszczytnie w wysokiém znaczeniu,
Kładąc laur na skronie polskiemu plemieniu!!


Rys. z nat. 1851 i rytow: B. Stęczyński 1860.
Źródło Białego - Dunajca w Zakopanem.

My pełni rozczulenia — czerpając natchnienie,
Składamy temu miejscu cześć i pozdrowienie:
„O naturo! jak wielką jesteś ty królową!
„Zawsze czystą, spaniałą i piękną i nową!
„Zawsze swemi wdziękami odrodzasz się mile!...
„A człowiek obok ciebie żyje tylko — chwilę!
„Jesteś wietrzna, urocza, niewinna i święta,
„Podziwiana z zapałem, ale niepojęta!....







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maciej Stęczyński.