<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Uwodziciel w pułapce
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 9.12.1937
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Tragiczne spotkanie

Tego wieczora lady Rochester mówiła jedynie o młodym Menevalu. Mąż jej słuchał z roztargnieniem. Myśli jego błądziły daleko. Jeszcze przed końcem posiłku przeprosił ją i wstał od stołu. Wyjaśnił, że musi wziąć udział w posiedzeniu „Stowarzyszenia dla Moralnej Opieki nad Więźniami“. Prosił żonę, aby nie czekała nań z kolacją. W pół godziny później stał przed drzwiami na których widniało nazwisko: „Arabella Norfolk“.
Była to chórzystka, której względami się cieszył.
— Tu przynajmniej bezpieczny jestem przed niespodziankami, które spotkały mnie zeszłego tygodnia — pomyślał — wchodząc.
Nie zauważył jednak auta, które jechało za nim w ślad przez cały czas...


∗             ∗

Około północy lady Rochester udała się do swego pokoju.
— Jaka szkoda, że cię nie ma przy mnie, mój ukochany Percy! Gdybym wiedziała że dzisiejszy wieczór nastręczy mi tak dogodną okazję — rzekła do siebie, zanim oczy jej zamknęły się do snu.
Wkrótce ukołysał ją głęboki i pełen marzeń sen. Dość głośny szelest wyrwał ją nagle ze snu. Usiadła na łóżku i zdziwionym wzrokiem rozejrzała się dokoła. W pokoju było ciemno. Gdy jednak skierowała wzrok na oszklone drzwi balkonu; krew zastygła w jej żyłach. W świetle księżyca ujrzała ciemną sylwetkę mężczyzny. Mężczyzna zbił szybę i wsunąwszy rękę przez otwór otworzył drzwi z klamki. Żaden dźwięk nie mógł wydobyć się z jej ściśniętego gardła. W świetle kieszonkowej latarki elektrycznej ujrzała skierowaną w swoją stronę, lufę rewolweru.
— Dobry wieczór, milady — ozwał się spokojny, dziwnie jej znajomy głos. — Proszę się zachować spokojnie. W przeciwnym razie zmuszony będę zrobić użytek z broni.
Mówiąc te słowa zapalił elektryczne światło. Lady Rochester z trudnością stłumiła okrzyk zdziwienia. Marzenia senne przybrały kształt realny. Mężczyzną, który stał przed nią ze spokojnie skrzyżowanymi ramionami był Percy Meneval.
— Milady — rzekł, — nie idzie tu ani o żart, ani o zaspokojenie żądzy. Musiałem się zdecydować na obranie tej dość ryzykownej drogi, wiodącej przez balkon, mimo, że obiecała mi pani przysłać jutro klucz. Jutro jednak nie znalazłbym w ogniotrwałej kasie owych dziesięciu tysięcy funtów.
Blada i nierozumiejąca dobrze znaczenia jego słów, lady Lea spoglądała nań z przerażeniem:
— Cóż to ma znaczyć, baronecie Percy?
Twarz Menevala przybrała ostry wyraz.
— To znaczy, że żądam od pani dziesięciu tysięcy funtów, które skradła pani biednym. Pieniądze, któremi poczęła pani obracać na giełdzie, pochodziły ze składek i ofiar przeznaczonych dla nędzarzy. Przypuszczam, że będzie pani miała dość rozsądku, aby je oddać biednym, zanim sprawiedliwość nie wmiesza się do tych spraw.
— I aby mi to powiedzieć, wkracza pan do mego mieszkania w nocy jak złodziej. To zakrawa na bezczelność. Zawezwę służbę i wyrzucę pana za drzwi.
— Mogliby się dowiedzieć, że nocny gość — lord Percy Meneval — miał być nazajutrz oczekiwany o nader późnej porze i mile przyjęty przez ich panią — rzekł niewzruszonym głosem. — Muszę przyznać, milady, że najbardziej zepsuta dziewka z Whitechapel, jest bardziej godna szacunku od pani. Daleka od sądzenia innych, przyznaje się przynajmniej szczerze do swych grzechów.
— Dosyć, milordzie, dosyć! Na miłość Boską, niech pan już idzie! — rzekła błagalnie.
— Nie wyjdę, zanim nie otrzymam dziesięciu tysięcy funtów sterlingów!
Jęknęła.
— Niech pan wróci jutro! Niech pan nie zapomina o względach, które winien pan nietylko kobiecie, ale i nazwisku Meneval.
Baronet wybuchnął zimnym śmiechem:
— Myli się pani, milady. Nie jestem lordem Meneval. Jestem jednym z tych, którzy dość nacierpieli się w życiu wskutek hipokryzji i podłości swych bliźnich. Dlatego też postanowiłem zwalczać hipokryzję, gdzie tylko ją napotkam. Milady, wyraziła dziś pani w mojej obecności chęć ujrzenia na własne oczy owego niegodziwego przestępcy Rafflesa. Życzeniu pani stało się zadość: Ja jestem Johnem C. Rafflesem!
Szybkim ruchem zdjął sztuczną brodę. Lady Rochester zbladła.
— Rozumie pani teraz, że wszelkie próby oporu są bezskuteczne — ciągnął niewzruszony. — Mimo to, zawsze pozostanę człowiekiem honoru. Jakkolwiek z dużym trudem udaje mi się pozostać zimnym na pani wdzięki, odwrócę się do ściany, aby dać pani możność ubrania się. Następnie zechce pani dać mi klucz od kasy ogniotrwałej i udać się ze mną do gabinetu. Nie potrzebuję chyba dodawać, że w pani własnym interesie leży lojalne zachowanie się w stosunku do mnie i nie alarmowanie służby.
— Czy jest pani już gotowa? — zapytał Raffles zanim odwrócił się. — A teraz poproszę o klucz... do gabinetu.
Gdy tylko znaleźli się przy kasie, Raffles zabrał się do roboty. Lady Rochester, aczkolwiek dość niechętnie, dała mu klucz od skrytki, z której dwa dni temu lord wyjął 4000 funtów sterlingów.
— No, a klucz od pani sekretnego schowka? — zapytał Raffles, widząc, że kobieta zawahała się.
— A gdybym odmówiła jego wydania? — rzekła zbierając całą swoją odwagę.
— Byłoby to bardzo nierozsądne z uwagi na pani wypoczynek nocny — odparł śmiejąc się. — Proszę spojrzeć.
Podniósł połę swego żakietu, pod którą krył rodzaj skórzanej sakwy.
— W sakwie tej posiadam wszelkie przyrządy, potrzebne do otworzenia kasy. Nie potrafiłbym tego uczynić, w czasie zbyt krótkim. Musiałaby mi pani asystować i poświęcić cenne godziny swego snu. Ponadto, żrący dym źle oddziaływa na cerę.
Przemowa ta wywarła pożądany skutek. Wyciągnęła ku niemu malutki instrumencik w kształcie igły, i wskazała w którym miejscu należy nacisnąć, aby odskoczyła cieniutka ściana. Za ścianką tą znajdowała się biżuteria i pieniądze. Raffles wziął najpierw pieniądze potem zaś zaczął się przyglądać z zainteresowaniem drogocennym drobnostkom. Zwłaszcza jeden pierścień wzbudził jego podziw.
— W imieniu biednych, którym pomogę dzięki otrzymanej od pani sumie, dziękuję milady, za okazaną mi pomoc — rzekł, zwracając jej kluczyk. Życzę pani dobrej nocy!
Odprowadził lady Rochester, drżącą ze wzruszenia, i z zimna, do jej sypialni, zamierzając zniknąć tą samą drogą, którą przyszedł.
Nie zdążył jednak zamiaru tego wprowadzić w czyn.
Tuż przy drzwiach, nieruchomy jak posąg z twarzą na której malowały się zdziwienie i wściekłość, stał lord Rochester.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.