Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880/13. XI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880
Pochodzenie Gazeta Polska 1880, nr 254
Publicystyka Tom V
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff
Data powstania 13 listopada 1880
Data wyd. 1937
Druk Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór artykułów z rocznika 1880
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


385.

O powinnościach matek i wpływie, jaki ze swego stanowiska na społeczeństwo wywierać mogą. Przez Lusławę, autorkę Powieści ludowych. Wobec dzieł pedagogicznych, jakie ukazują się za granicą, wobec ich systematyczności, głębokości, a wyczerpującego sposobu i słynnych nazwisk pod niemi podpisanych, książkę Lusławy musimy zaliczyć do chwalebnych wprawdzie, ale dyletanckich usiłowań na niwie pedagogicznej. Praca taka u nas może by i miała znaczenie w swoim czasie, ale dzisiejszym wymaganiom naukowym już nie odpowiada. Matki, które o powinnościach swych chciałyby się z niej dowiedzieć, nie znajdą z pewnością w radach Lusławy niczego złego: przeciwnie — rady te są z gruntu uczciwe, ale razem wzięte są raczej zbiorem morałów, nie zaś systematem naukowym wychowania, który by poruszał i rozwiązywał kwestie pedagogiczne, lub rzucał na nie światło nowe. To, co Lusława pisze, jest owocem spostrzeżeń, jakie przeciętny rozsądek kobiecy może porobić w sferze własnej, dość zacieśnionej praktyki macierzyńskiej, z czego wypada, że żadna przeciętnie wykształcona i rozwinięta kobieta nie znajdzie w całej książce nic nowego. Po krótkim wstępie, z którego widać, że autorka nie jest obznajmiona ani z literaturą pedagogiczną ostatnich czasów, ani z rezultatami, do jakich głębsze doświadczenie doszło, zaczyna się szereg nieusystematyzowanych przepisów. Radzi więc autorka czuwać nad dziećmi, oddalać od nich zgubne przykłady, strzec od zgorszenia, wzwyczajać do posłuszeństwa, nie robić różnicy między dziećmi, nie dogadzać im zbytnio, uczyć uprzejmości etc. Któraż matka tego wszystkiego nie wie? Ustępy pojedyńczych rozdziałów zatytułowane są np.: Kłamstwo — i pod rubryką tą autorka powiada, że nie należy pozwalać dzieciom kłamać. Dalej idzie: O łakomstwie i nauka, że należy oduczać łakomstwa; dalej O skąpstwie, gdzie dowiadujemy się, że i to brzydka i niebezpieczna wada, etc. Są to pojęcia raz na zawsze znane, drukować je zaś po raz setny z rzędu warto tylko wówczas, kiedy, nie poprzestając na zakwalifikowaniu moralnem wad jako objawów złego, a cnót jako dobrego, daje się jeszcze coś więcej. Tem czemś więcej jest metoda i głęboka obserwacja nad charakterami i temperamentami dziecka, oraz sposoby stosowania do danego gruntu najodpowiedniejszych środków. Powinnością pierwszą matki jest znać dziecko w ogóle, a swoje w szczególności, powinnością zaś autorek piszących o tych powinnościach jest zadanie to ułatwić. Do tego zaś za mało jest wyliczyć kilka wad, przymiotów, dać kilka morałów lub przepisów. Co komu np. przyjdzie z podobnej recepty: „Dobrze jest rozwijać w dziecku poczucie piękna i estetyki“. Naprzód, co znaczy w dziecku „poczucie estetyki?“ Zapewne samej autorce trudno by odpowiedzieć... Powtarzamy jeszcze raz, że książka Lusławy jest aktem dobrej woli i uczciwych chęci, ale zarazem nieprzygotowanego umysłu. Czyni to cały wykład oklepanym, jakby przestarzałym i naiwnym. W ustępie np. O okropnych skutkach przymusu, czyli przymuszania dzieci do obrania zawodu, autorka jako na okropny skutek ukazuje na Lutra i twierdzi, że gdyby go nie przymuszano zostać księdzem, nie byłoby reformacji. Pogląd taki byłby dobry za czasów Alwara, ale na dziś trochę za stary. Autorka czasem też wnika w głąb rzeczy. Mówiąc np., że wedle dzisiejszych przepisów higienicznych powijaki, stojaczki, paski, kołyski, etc. uważane są za środki szkodliwe, dodaje: „Prababki nasze kołysały, powijały, prowadzały na pasku swe syny etc., każdy jednak młodzian mocny i tęgi wyrósł jak dąb“ etc. Trochę to zbyt ślepe uwielbienie dla dawnych sposobów, bo jeśli wyjątkowo silne indywidua mimo tych sposobów wyrastały jak dęby, niech autorka pomyśli tylko nad tem, ile słabszych dzieci właśnie dla niedokładności i wad w higienie ginęło. Widzieć to można jeszcze i dziś na dzieciach chłopskich, między któremi śmiertelność jest zastraszająca. Co do ostatnich rozdziałów, poświęconych takim np. wadom młodzieńczym, jak gra w karty etc., trudno wiedzieć, co one mają do roboty w książce poświęconej powinnościom matek. W ogóle, zbierając to, co powiedzieliśmy poprzednio, dochodzimy do przekonania, że: si vires desint, voluntas laudanda est, ale oddając chęciom, co należy, nie możemy powiedzieć inaczej, jak że dzieło zawiera same tylko rzeczy tysiąc razy powtarzane i do skarbnicy pedagogicznej nie wnosi nic nowego.

386.

Chore dusze, powieść w dwóch tomach J. I. Kraszewskiego, wyszła z druku w osobnej odbitce nakładem Gebethnera i Wolffa. Tegoż autora i tymże nakładem ukazała się powieść zatytułowana: Przygody pana Marka Hińczy, rzecz z podań życia staroszlacheckiego. Obie te powieści drukowane poprzednio były w pismach periodycznych.

387.

Jako zapowiedź zbliżającego się Nowego Roku poczynają się pojawiać książki dla dzieci. W ostatnich dniach wyszedł z druku Trójlistek, wierszyki dla młodych czytelników przez Ludwika Niemojowskiego. Pierwsza część tego zbiorku zawiera bajki i wierszyki przeznaczone dla dzieci od lat pięciu do ośmiu. Wartość ich średnia, a plastyka jak dla dziecięcego umysłu częstokroć za mała. Niektóre przy tem nie są do wieku odpowiednio zastosowane. Do takich liczymy np. Postęp. — „Czem jest postęp?“ — zapytał ojca Staś ciekawie. „To jest dążność, co człeka wciąż naprzód prowadzi“ odpowiada papa. Otóż pięcio- lub ośmioletni Staś nie pyta, co jest postęp, a przede wszystkiem nie zrozumiałby odpowiedzi. Znajdujemy takie za trudne wierszowane kwestie i w drugim dziale, przeznaczonym dla ośmiolatków i dla dzieci aż do lat 12. Do takich liczymy wiersz LIV pt. Pomoc materialna, pomoc duchowa i pomoc czynna, a zwłaszcza XCII, zatytułowany: Dom i szkoła. Znajduję w nim dwuwiersz następujący:

Francji zaś narzecze, jej mody, zwyczaje,
Powleka nas blichtrem, lecz umu nie daje.

I niegramatycznie, bo powinno być: „powlekają“ (mody, zwyczaje), i niezrozumiale. W ogóle nieraz p. Niemojowskiemu nie idzie łatwo i często bywa sztuczny, zatem do wyuczenia się na pamięć trudny. Talent pisania dla dzieci jest osobnym talentem. Trzeba umieć pogodzić dar zaciekawienia, łatwość, prostotę, z poprawnością i dobornością wyrażeń, boć przecie zależy bardzo na tem, żeby dziecko i rozumiało wszystko, i spotykało się od razu z dobremi wzorami językowemi. Tym wymaganiom nie zawsze Trójlistek odpowiada. Sam tytuł już jest niejasny. Przy tem obawiam się, że dzieci będą się nudzić wierszami w Trójlistku zawartemi. Może nie zawsze, może niektóre bajeczki są dość ciekawe, ale niektóre przypowiastki zupełnie za to nudne.
O ile przy tem dwie pierwsze części są zbyt trudne, o tyle trzecia, przeznaczona dla dzieci aż do lat 15, zbyt naiwna. Chłopcy w pietnastym roku życia są w szkołach i w wolnych chwilach czytają podróże, rzeczy historyczne, poezję poważną, ale nie moralne przypowiastki — panienki zaś pietnastoletnie, jak autor zapewne rozumie, zbliżają się już do wieku, w którym pożądają również innego umysłowego pokarmu — wszystko to osłabia pedagogiczne znaczenie Trójlistka, choć z drugiej strony ma on i swoje przymioty. Widać z niego, że autor oddaje się z zamiłowaniem uprawianiu młodocianego wieku i rad znajduje się w kółku małych czytelników, jak również w kółku małych czytelniczek.
Książka ozdobiona jest drzeworytami, bardzo średniej zresztą wartości.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.