Wojna chocimska (Potocki)/Na prześwietny klejnot...

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Potocki
Tytuł Wojna chocimska
Część Na prześwietny klejnot...
Wydawca S. Lewental
Data wyd. 1880
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
L. J. C.
Na prześwietny klejnot, który z inszych wielą zacnych i rodowitych familij starożyły dom Ichmm. Panów Lipskich in theatro orbis poloni[1], swoje i wielkich przodków swoich, dzielną ręką i odważoném za ojczyznę sercem, u żelaznego Gradywa wysługi perennis gloriae[2] piastuje charakterem Drużynę.


Co to za rzeka, która wśród czerwone morze
Kąpiel faraonową mlecznym prądem porze?
Czyli ze krwie pogańskiéj wziąwszy się kałuże,
Krzywemi nurty pole purpurowe straże?

Między dwiema trąbami w hełmie nakształt wieży,
Rydzą grzywę straszny lew afrykański jeży,
Druenzia — a że ją nazwę po nasku:
Polska to jest Drużyna, którą miasto piasku
Zaległ potomek cnego, z obudwu stron, Lecha
Rycerskich dzieł porohy: nigdy tego echa
Dniepr nie wyda skalisty, nie wyda go szumna,
Co zagłusza szeroką Narbonę, Garumna.
Jaki dźwięk wiecznéj sławy z tak niewielkiéj strugi!
Napełniwszy świat cały, rozrywa frambugi
Prześwietnych sfer niebieskich: ani jéj zatłumi
Fala morska, gdy swoich bohaterów szumi.
Niechajże się wschód słońca Nilem, niech bogatym
Jego górne narody chlubią Eufratem,
Gdy corok w letne susze przelawszy swe tamy,
Tamten Egipt panoszy, ten Mezopotamy.
Niechaj Ganges dwudziestą żeglownych rzek wsparty,
Potém na półsiodma sta strumyków podarty,
(W takie go Cyrus kęsy rozgiewany drapie,
Za śmierć końską, za jedno utopienie szkapie);
Niechaj z nim prędki Tygrys, Araxes bezdenny
Głosi Indy dalekie, górzyste Armeny.
Niech Tanais co Scyty, Xant, co myje Frygi
I Hippanis, co konchy ściele i ostrygi,
Meander, co do swego powraca się źródła,
I Erydan, gdzie wypadł z ojcowskiego siodła
Nieszczęśliwy Faeton, kiedy mu nie zdole —
Na znak czego, z sióstr nad nim stoją dziś topole —
Niechaj wszystkie tytuły i swe chwały liczą:
Że dzielą monarchie, że państwa graniczą.
Słynie Cisa Pannony, słynie Dunaj Wiedniem,
Rzymem Tiberis, chociaż siła ma Ren przed niem;
W którym dawno, prawdziwe jeśli o tém karty,
Uznawano poczciwych synów a bękarty
Rzucając dzieci w wodę; — dziśby takiéj proby
Na Niemców odszczepionych trzeba; rzadki coby
Wypłynął: tonęliby, i słusznie się śmiejem,
Że poczciwe pieluchy biorą przywilejem!
Niech się Hamburgiem Elba, — twéj korony ściana
Niegdy, cny Bolesławie, — Paryżem Sekwana,
Skaldis pyszni Antwerpem, Rodanus Lugdunem,
Dźwina Rygą, a Moskwa i Wołgą i Donem;
Niechaj się Cybeliną Almon chełpi łaźnią

I Peneus tessalski, gdzie zdjęta bojaźnią
I słusznym o panieństwo swoje Dafnis gniewem,
Stoi nad nim podziśdzień laurowém drzewem.
Więc Amfrys, kędy z bóztwa Apollo wyzuty
Past Admetowe stada na miejscu pokuty
I Lincestis, co równo z winem poi ludzi,
Kratys, co czarną bieli, Sybarys, co brudzi
Białą na owcach wełnę: tu wspomnienia godne
Sinwessy, które czynią białegłowy płodne.
Niechaj Tagus Hiszpany, Arymaspus Scyty,
Hermus Lidów bogaci w piasek złotolity,
Swą Paktolus Azyą, a z nami o ścianę
Niechaj toczy podobną Bodrog Węgrom pianę;
Nawet niech Wisła, która tym wszystkim met bierze,
Przy sławnéj na cały świat sarmackiéj Cererze,
Z swemi siedzi szpiklerzmi; i Litwa ze Świętą: —
Wszystkie te wszystkie gasną przed Śreniawą krętą,
Wszystkie te w morzu toną z pysznemi tytuły,
Wszystkie szczupli Syryusz podczas kanikuły.
Nasza lubo Drużyna, lubo to Śreniawa,
(Śmierć ją krzyżem świętego dzieli Stanisława)
Jako raz wieczną sławą wyrównała brzegi,
Przez wszystkie lat po sobie idących szeregi
W pełni żadnemi nigdy nietkniona pojazdy,
Cnoty pławi towary: ani jéj Psie-Gwiazdy,
Ani sucho przeszkodzi, że swe kawalery,
Wszytkie morza minąwszy, wnosi między sfery,
I w szczęśliwym, gdzie się człek na wieki odmładza,
Łona stwórce swojego porcie ich wysadza.
W to, w to bystra Drużyna lotem dąży morze,
Które w szklanym tron boski oblewa polorze.
Z tego barwiste tęcze, rozkwitłe warkoczy,
Panu chwał nieśmiertelnych wieczny prezent toczy.
Onać to mleczna droga, którą bez koleje
Złotowłosa Cyntya gwiazdami usieje:
Teć to gwiazdy, te lampy, teć to po niéj świece,
Które w swojej na ziemi nie gasnęły rzece.
O wielkie wszechmocności twéj, Boże, dowody!
Ktoby rzekł? że knot z cnoty, świeca będzie z wody?
Teraz gdy księżyc[3], który wszytkich rzek patronem,

W pełni nastawszy, w pełni idzie po przestronem
Sarmackim firmamencie, dobrze sobie wróży
Drużyna: bo jéj źródła, da Bóg, nie zuboży;
Ale skoro ją z wierzchem łaską swą nasypie,
I naszéj się dostanie wilgotności Lipie;
Która na jéj pobrzeżu zielony wierzch dźwiga,
Żaden jéj mróz nie płowi, żaden nie ostrzyga;
Wieczny cień podróżnemu, wiecznym listem kwitnie,
Przeto jéj wiecznie żadna siekiera nie wytnie.








  1. na widowni świata polskiego. —
  2. chwały wieczystéj.
  3. Przygrawka do herbu króla Michała Wiśniowieckiego.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Potocki.