Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom IX/XII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom IX
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IX
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XII.

Po spędzeniu czterech tygodni w budzie owej w licznym towarzystwie, Piotr zachował w pamięci jednego tylko Platona. Postać jego została tam na wieki wyryta, jako wspomnienie najżywsze i najmilsze. Widział w nim Bestużew uosobistnienie tego wszystkiego, co przedstawia typ czysto rosyjski. A był on rzeczywiście przedstawicielem najpoczciwszym i najserdeczniejszym ludu rosyjskiego.
Miał około pięćdziesiątki, sądząc po latach służby. Nie można jednak było wieku jego ściśle oznaczyć. Gdy śmiał się (co mu się zresztą często zdarzało), pokazywał dwa rzędy zębów zdrowych i białych jak kość słoniowa. W brodzie, którą teraz był zapuścił, jak i w gęstej czuprynie, nie było ani jednego włoska siwego. Ciało jego było giętkie i miało ruchy żywe, jak u młodzieńca. W twarzy, mimo sieci drobnych zmarszczków, malowała się naiwna, prawie dziecięcia szczerość, obok stoicznej rezygnacji na wszelkie losu pociski. Gdy zaczął mówić, głosem słodkim, łagodnym i śpiewnym, czuło się, że słowa płyną mu bez przygotowania, tłumacząc li myśli mózg rozpierające. Uwagi jego, tak były jednak słuszne i przekonywujące, że każdemu do serca trafiały. Rano i wieczór dodawał te słowa do modlitwy:
— Panie Boże, pozwól mi spać jak kamień, a obudzić się takim lekkim jak kołacz dobrze wyrośnięty i należycie wypieczony. — Rzeczywiście, zaledwie legł na słomie zasypiał snem ołowianym. Rano zaś, skoro oczy otworzył, był rześki i gotów do wszelkiej roboty. Umiał bo po trochę każde prawie rzemiosło, zaczerpnął z każdej beczki, robiąc wszystko ani nadto źle, ani całkiem dobrze. Pracował przez cały dzień boży. Dopiero wieczorem pozwalał sobie pogadanki, lub wywodził tęskne, smętne piosnki ludu rosyjskiego. Nie śpiewał jak ci, którzy pragną żeby ich słuchano, ale całkiem bezwiednie, jak ptaszęta kryte na drzewach pomiędzy konarami. Spiew był mu tak samo do życia potrzebny, jak woda, powietrze, jedzenie i spanie. Głos jego był cichy, o brzmieniu wysokiem, prawie kobiecem, pełen jakichsić skarg bolesnych, których nigdy w rozmowie nie zdradzał. Gdy po kilku tygodniach więzienia, zapuścił był długą brodę, zdawać się mogło, że na podobieństwo węża, zrzucił skórę żołnierską, przybierając na nowo wszelkie cechy chłopka poczciwego. — Żołnierz na urlopie — mawiał żartobliwie — robi sobie koszulę z kalesonów. — Wspominał niechętnie o latach służby, tem jednem tylko szczycił się niejako, że nie był nigdy w wojsku na chłostę skazany. Opowiadał najczęściej o jakimś wypadku, drogim jego sercu, z lat dziecięcych i pierwszej młodości. Dowcipy, którymi czasem ożywiał pogadankę, nie były nigdy tłuste, nieprzyzwoite i nadto zuchwałe, czego pozwalali sobie częstokroć jego kamraci. Używał czasem przysłowiów ludowych, które umieszczone stosownie, uderzały głęboką mądrością w nich ukrytą, nabierając w jego ustach zupełnie innej wartości.
W oczach reszty więźniów, Platon był tylko żołnierzem. Żartowano z niego częstokroć, używając go do rozmaitych usług i posyłek. Dla Piotra został on na zawsze wyobrażeniem najdoskonalszem prawdy i prostoty ewangielicznej, co odgadł zaraz pierwszej nocy, przespanej obok niego.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.