Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom IX/XLVI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom IX
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IX
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XLVI.

Jedenastego grudnia przybył car wreszcie, otoczony całą swoją świtą, prosto do zamku wileńskiego, w swoich sankach podróżnych. Pomimo tęgiego mrozu, czekali na monarchę na dworze, ze stu jenerałów i wyższych oficerów z sztabu głównego, jak również gwardja honorowa z pułku Semenowskiego.
Kurjer pędzący przed carem galopem, sankami trojką zaprzężonemi, krzyknął z pełnej piersi:
— Oto jest! — Na te słowa skoczył Konowniczyn w głąb sieni, aby oznajmić przybycie cara Kutuzowowi, który czekał na dole, w loży portjera.
W minutę później, wyszedł Kutuzow na ganek. Pierś okrywały mu mnogie dekoracje. Brzuszek mocno odstający ścisnął pasem. Postępował naprzód z mozołą, kołysząc się w prawo i w lewo, całą swoją figurą przysadkowatą. Wsadził na głowę kapelusz stosowany, wciągnął rękawiczki na grube i tłuste ręce i tak idąc ze stopnia na stopień, z ganku aż na dół, odebrał od oficera służbowego raport na piśmie, który miał wręczyć carowi.
Drugie sanki przeleciały galopem im po pod oczy. Teraz wszyscy wzrok wlepili, nie śmiąc prawie odetchnąć w pyszne sanie, w głębi których dostrzegano cara, w towarzystwie księcia Wołkońskiego.
Od lat pięćdziesięciu Kutuzow doświadczał zawsze wzruszenia gwałtownego na widok swego monarchy czy też monarchini. I teraz więc z pewnem drżeniem wewnętrznem pełen niepokoju, obmacał szybko dekoracje na piersiach, poprawił kapelusz na głowie, a w chwili gdy car z sani wyskakiwał, zdobył się na odwagę, posunął się ku niemu, podał raport, przemawiając jak zwykle głosem przyciszonym, pieszczotliwym i pełnym najgłębszej czci. Car zmierzył go wzrokiem surowym od głowy aż do stóp, z brwiami groźnie ściągniętemi. Pohamował się jednak w gniewie, otworzył ramiona i starca sędziwego serdecznie ucałował. Znowu ten uścisk przyjacielski związany prawdopodobnie z starca tajemnemi myślami wzruszył go niesłychanie. Załkał głucho.
Car pozdrowił ruchem łaskawym jeneralicją, odsalutował gwardzistów, a uścisnąwszy ponownie dłoń Kutuzowa wszedł do swojego apartamentu.
Skoro znaleźli się sam na sam, car nie szczędził starcowi ostrych wyrzutów, i wyraził dobitnie swoje najwyższe niezadowolenie z błędów które miał wrzekomo popełnić pod Krasnoje i w bitwie pod Berezyną. Wymawiał mu również niesłychaną opieszałość w gonitwie za nieprzyjacielem, i nadto wolne posuwanie się naprzód. Zakończył przedstawiając mu plan kampanji po za granicami państwa rosyjskiego. Kutuzow ani się tłumaczył ani nie robił żadnych uwag i nie udzielał rad tyczących się nowego planu. Twarz starca wyrażała to samo poddanie się zupełne i apatyczne woli wszechwładnej monarchy z jakiem przyjmował przed siedmiu laty rozkazy od swego cara i pana na polach Austerlitz’u. Gdy wychodził z carskiego gabinetu z głową na piersi opuszczoną, krokiem ciężkim, chwiejnym i niepewnym, zatrzymał go czyjś głos na środku wielkiej sali rycerskiej mówiąc te słowa:
— Mości książę!
Kutuzow podniósł głowę, patrząc długo na hrabiego Tołstoja który stał przed nim podając na srebrnej tacy jakiś drobny a błyszczący przedmiot. Nie zdawał się pojmować zrazu co to ma znaczyć. Nagle przemknął uśmiech nieokreślony po ustach starca, skłonił się z uszanowaniem i wziął z tacy to, co mu podawano. Był to wielki krzyż św. Jerzego.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.