Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoie opisuiący/Rozdział VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Michał Dymitr Krajewski
Tytuł Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoie opisuiący
Wydawca Michał Gröll
Data wyd. 1785
Druk Michał Gröll
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ VII.

Chociaż zamiaſt Filozofii Aryſtoteleſa, Hiſtoryi o Helenie, Paryſie i Kaſſandrze zacząłem ſię ćwiczyć w pożytecznieyſzych Naukach, że iednak na te czaſy trafiłem, kiedy każdy prawie chciał, aby go zwano Poetą zarażony chorobą piſania Wierſzów, wſzedłem także w poczet Rymopiſów, ſame tylko Powitania, i Powinſzowania piſzących, którzy nie mogąc wyrównać dobrym Poetom, znaleźli ſpoſób pſuć podłym wierſzem Prozę, i nudzić nią, czytaiących.
Naymizernieyſzy Wierſzopiſ byleby podchlebiał (co Damy zowią ſłodyczą) podoba ſię Płci, która nie lubi, aby ią ganiono. Nazywano mię Poetą, tak, iak wielu innych, ktorzy nie lepiey piſali odemnie; W ſamey rzeczy z kilku ſet Wſpółkolegów nie więcey iak ſześciu wyiąwſzy, mogłem iść w porównanie z innemi, ponieważ równie iak oni bliſko przyſtępowałem do piękności Wierſzow Pluchoſkiego[1] a czaſem nawet w oſobliwości ſłòw nowych i Poetycznych ozdobach przechodziłem innych przyrównywaiąc moią Kloę do świeżości poranku[2] świetności Jutrzenki, białości alabaſtru, rumianości Ròży, wzywaiąc Bogów i Bogiń, aby ią zachowały w tey cudotworney piękności.
Z tym wſzyſtkim ta, ktorey pochwały śpiewałem pod Imieniem Kloe, odzyſkawſzy wolność przez śmierć nieſpodzianą Matki, innemu ſerce ſwoie oddała. Tknięty do żywego tą nieſtatecznością, zacząłem piſać Satyry, koiąc żal, który noſiłem w ſercu zemſtą Literacką.
W pośrzód pochwał i lauròw, które ſam ſobie dawałem; Wuy mòy, wpadłſzy w chorobę mimo zapewnienia Doktorów, iż przyidzie do zdrowia, z tym ſię światem pożegnał. Nim wieść ta doſzła do Matki, która iako nayblizſza Sukceſſorka dziedziczyć miała cały maiątek po Bracie, uwinąłem ſię iak nayprędzey, ſprzedaiąc pozoſtałe ſprzęty. Ta ſprzedaż i gotowizna w dniu iednym loſ mòy odmieniła. Wziąłem żałobę po tak dobrym Wuiu, aby pokryć radość pochodzącą z ſukceſſyi. A że z odmianą loſu odmienia ſię oraz i ſpoſób myślenia, zacząłem ſię podnoſić na dwa palce od ziemi, zadzierać głowę do góry i protekcyonalnym tonem okazywać względy moie tym, ktòrzy mi ſię kłaniali. Przyuczony w krótce do odbierania głębokich ukłonów ludzi ſzukaiących w tym właſnego zyſku, odſuwałem ſię, gdy kto z niżſzych ode mnie śmiał bliżey przyſtąpić i tknąć ſię AtmoSfery, która mię na dwa kroki wkoło otaczała.[3]
Matka moia dowiedziawſzy ſię o śmierci Brata a Wuia mego, obięła po nim dwie Wſie, ktòre były w Podgórzu, wypuſzczaiąc mi Stratyń z gotowizną i meblami, ktòre zarwałem po śmierci iego. Nowo nabyte Dziedzictwo przewróciło mi głowę. Rozumiałem, że kto ma Wieś ma ſzyby złote, które wyſtarczać będą na wſzyſtkie potrzeby: Zacząłem więc nayprzód myślić o Ekwipażu, bo zoſtały po Wuiu był iuż ſtaroświecki. Kareta robiona u Dangla w Warſzawie, nie w Londynie, wychodziła z mody. Konie roſłe, prawda, ale iak zwyczaynie Mechlemburſkie bywaią powolne, nie zdatne były do karyolki. Maciey, StangrYt poddany z Stratynia zwany zawſze Macieiem nie mògł ſię przyuczyć, aby go zwano Kutſzerem. Zamieniłem nayprzód karetę z końmi za prawdziwą Angielſką; Sprzągłem cug i Fórmankę, a cały Dwór odprawiwſzy, przyiąłem ludzi młodych, dobrego wzroſtu i przyſtoynych na twarzy. Liberya chociaż bez galonów, tak iednak była koſztowna, żem oſzukał dowcipnie Prawo oſzczędności. Garderoba moia, ponieważ dla Prawa oſzczędności nie mogła być tak koſztowna, iakbym był ſobie życzył, przechodziłem co dzień z iednego Woiewództwa do drugiego, a czaſem w dniu iednym byłem Lublaninem, Sendomirzaninem, Wołynianinem, Kiiowianinem, Litwinem i Wielkopolaninem.
Jak tylko ſię rozświeciło, ſzczęście porzuciłem Nauki, zoſtawuiąc ie tym, którzy nie maią Pſów, koni, wolantów, i karyołek; a iako kawaler dyſtynguiący ſię dobrym ekwipażem, zacząłem figurować na wielkim świecie; Ale w krótkim czaſie gotowizna po Wuiu, i pożyczone dwa tyſiące Czerwonych Złotych nie wyſtarczały na potrzeby, których co dzień więcey przybywało.
Oczekuiąc intraty z Stratynia, ułożyłem iuż był w głowie na co ią obrócić. Strzelec, ile w Warſzawie był mi bardzo potrzebny. Garderoba chociaż nie dawno ſprawiona, ale, iak zwyczaynie na wielkim Swiecie, z mody iuż wychodziła. Koni wierzchowych para iak dla kawalera nie były zbytkiem. Reſztę wydatku ſkładały drobne bagatele: ſprzączki nowego faſonu, zegarek kameryzowany, pierścień, tabakiera złota z emalią, (chociaż tabaki nie zażywałem) rękawek d'Angola, kapeluſze, laſki, bagietki, oſtrogi, koperſztychy miniatury i wodek pachnących wſzelkiego rodzaiu.
Przyſzedł pożądany dzień S. Jana; ale zamiaſt intraty odebrałem wiadomość, iż kredytór moy wſzedł przez tradycyą do Stratynia. Nie naymilſza to była nowina, zwłaſzcza gdym ſię zaſtanowił nadtym, że w iednym pół Roku przeiadłem prawie czteroletnią intratę. W nadzieię iednak dalſzych perſpektyw, i łaſk, ktòre mi obiecywano z Kreſcytywy, przypożyczyłem ieſzcze dzieſięciu tyſięcy Złotych, do dalſzego porachunku z kredytorem moim-
W krótkim czaſie przeſzedłſzy przez to wſzyſtko, za czym ſię ubiega młodzież, niſzcząc maiątek i zdrowie, naroztrącawſzy ludzi konnym ieżdżeniem po ulicach, nagłuſzywſzy trzaſkiem karet, i karyolek, zacząłem chodzić piechotą rozważaiąc ſobie, iż ſtan bankrutow ma także ſwoie ſłodyczy.








  1. Pod tym Imieniem wyſzydzono złych Poetów Wierſzem:

    Ozwiy ſię lutni
    Dobry wierſz utni....

  2. Modni Kawalerowie używaią tego wyrazu, chcąc chwalić Damę z pięknością Jakże świeża!
  3. Ta Atmosfera rozciąga ſię w proporcyi świetności powierzchownej, i głupſtwa; Im więkſza ieſt, tym bardziej mnieyszą odpycha.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Michał Dymitr Krajewski.