<<< Dane tekstu >>>
Autor Wolter
Tytuł Zadig czyli Los
Pochodzenie Powiastki filozoficzne /
Tom pierwszy
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia »Czasu« w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XX. Pustelnik.

Tak idąc, spotkał pustelnika, o długiej i czcigodnej brodzie, spływającej mu do pasa. Trzymał w ręku książkę, i czytał ją z uwagą. Zadig zatrzymał się i złożył głęboki ukłon. Pustelnik pozdrowił go w sposób tak szlachetny i miły, iż Zadig, zaciekawiony, uczuł chęć pogwarzenia z nim. Spytał, co za książkę czyta. „To księga losów, rzekł pustelnik; chcesz poznać z niej cośkolwiek?“ Podał księgę Zadigowi; ale, mimo iż uczony w wielu językach, nie mógł rozpoznać ani litery. To zdwoiło jeszcze jego ciekawość. „Wydajesz mi się bardzo stroskany, rzekł dobry ojciec. — Niestety! ileż mam przyczyn potemu! rzekł Zadig. — Jeśli pozwolisz abym ci towarzyszył, odparł starzec, potrafię ci może w czem dopomódz: udawało mi się niekiedy wlać nieco pociechy w dusze nieszczęśliwych“. Zadig uczuł mimowolny szacunek dla postaci, brody i księgi pustelnika. Słowa jego tchnęły jakąś mądrością zaiste wyższą. Pustelnik mówił o losie, o sprawiedliwości, moralności, najwyższem dobru, słabości ludzkiej, cnotach i błędach; a wszystko w sposób tak wymowny i wzruszający, iż Zadig ulegał działaniu jakgdyby nieprzepartego czaru. Prosił usilnie aby go nie opuszczał, póki się nie znajdą z powrotem w Babilonie. „To ja proszę cię o tę łaskę, odparł starzec; przysięgnij mi na Orosmada, że nie rozstaniesz się ze mną przed upływem kilku dni, cobądźbyś widział że czynię“. Zadig poprzysiągł, i puścili się w drogę.
Pewnego wieczora, podróżni przybyli do wspaniałego zamku. Pustelnik poprosił o gościnę dla siebie i dla młodego towarzysza. Odźwierny, który wyglądał sam na wielkiego pana, wprowadził ich do wnętrza z wzgardliwą łaskawością. Przedstawiono przybyszów marszałkowi dworu, który oprowadził ich po wspaniałych komnatach. Posadzono ich u stołu na szarym końcu, gdzie pan zamku nie zaszczycił ich ni jednem spojrzeniem; ale obsłużono ich, jak innych, wykwintnie i obficie. Podano następnie, dla obmycia rąk, złotą miednicę, wysadzaną szmaragdami i rubinami; poczem zaprowadzono obu wędrowców na spoczynek do pięknej izby. Nazajutrz, służący przyniósł każdemu sztukę złota, poczem odprawiono ich.
„Pan domu, rzekł w drodze Zadig, wydaje mi się człowiekiem szlachetnym, mimo iż nieco dumnym; wspaniale, zaiste, pojmuje i wykonywa gościnność“. Mówiąc te słowa, zauważył, iż głęboka sakwa pustelnika bardzo się coś wydaje spęczniała; jakoż, ujrzał w niej złotą miednicę wysadzaną drogimi kamieniami, widocznie skradzioną. Nie śmiał nic okazać, ale zdumiał się niepomału.
Około południa, pustelnik zapukał do wrót mizernego domku, gdzie mieszkał bogaty skąpiec: poprosił o gościnność na kilka godzin. Stary sługa, licho odziany, przyjął go bardzo szorstko, poczem wpuścił obu przybyszów, pustelnika i Zadiga, do stajni, gdzie im dano kilka zgniłych oliwek, czerstwego chleba i skwaśniałego piwa. Pustelnik pił i jadł z twarzą równie pogodną jak wczoraj; następnie, zwracając się do starego sługi, który przyglądał się im bacząc by nic nie ukradli i wciąż naglił przybyszów do opuszczenia domu, dał mu dwie sztuki złota, otrzymane tegoż samego rana, i podziękował za wszystkie względy. „Proszę cię, dodał, spraw abym mógł pomówić z twym panem“. Sługa, zdumiony, wprowadził obu podróżnych. „Dostojny panie, rzekł pustelnik, pozwól bym ci złożył pokorne dzięki za wspaniałomyślność z jaką nas podjąłeś. Racz przyjąć tę złotą miskę, jako słaby zakład mej wdzięczności“. Skąpiec omal nie przewrócił się na wznak. Pustelnik nie czekał aż skąpiec opatrzy się ze zdumienia, ale, wraz z młodym towarzyszem, ruszył co prędzej w drogę. „Mój ojcze, rzekł Zadig, co znaczy to wszystko? Nie zdajesz mi się w niczem podobny do innych ludzi; kradniesz misę złotą, ozdobioną klejnotami, panu który ugaszcza cię wspaniale; dajesz ją zaś skąpcowi, który przyjmuje cię w sposób niegodny. — Mój synu, odparł starzec, ów szczodry człowiek, przyjmujący obcych jedynie przez próżność, iżby podziwiali jego bogactwa, stanie się przezorniejszym; skąpiec zaś nauczy się gościnności; nie dziw się niczemu, i idź ze mną“. Zadig nie umiał zdać sobie sprawy, czy ma do czynienia z szaleńcem czy mędrcem; ale pustelnik przemawiał z taką powagą, iż Zadig, związany zresztą przysięgą, ruszył z nim posłusznie w drogę.
Przybyli wieczór do domu, zbudowanego wdzięcznie lecz z prosta, gdzie nic nie trąciło rozrzutnością ani skąpstwem. Pan domu był to filozof; zdala od świata, żyjąc w spokoju ducha, uprawiał mądrość i cnotę, a mimo to nie znał co nuda. Sam, wedle własnej myśli, zbudował to ustronie, w którem przyjmował cudzoziemców, uczciwie, ale bez cienia próżności i pokazu. Wyszedł naprzeciw podróżnych, i, przedewszystkiem, dał im spocząć w wygodnem mieszkaniu. W jakiś czas potem, zjawił się, aby ich osobiście zaprosić na schludny i dobrze przyrządzony posiłek, podczas którego gwarzył, roztropnie i z umiarkowaniem, o ostatnich zajściach w Babilonie. Zdawał się szczerze przywiązany do królowej, i pragnął gorąco, aby Zadig zjawił się w szrankach by walczyć o koronę: „Ale ludzie, dodał, nie warci są mieć króla takiego jak Zadig“. Zadig zapłonił się: uczuł, iż odnawiają się jego rany. Zgodzili się, wśród rozmowy, iż rzeczy tego świata nie zawsze idą zgodnie z pojęciem najroztropniejszych. Pustelnik utrzymywał ciągle, iż drogi Opatrzności są nam tajne, i że ludzie błądzą sądząc o całości, z której znają ledwie nieskończenie drobną cząstkę.
Rozmowa zeszła na namiętności. „Ach, jakże są zgubne! rzekł Zadig. — To wiatry, które wzdymają żagle okrętu, odparł pustelnik; topią go nieraz, ale bez nich nie mógłby płynąć. Żółć czyni człowieka złośliwym i chorym; ale, bez żółci, człowiek nie mógłby żyć. Wszystko w świecie jest niebezpieczne, i wszystko jest potrzebne“.
Wspomniano o rozkoszy; pustelnik dowiódł, iż jestto dar Boga: „Człowiek, powiadał, nie zdolen jest począć w sobie wrażenia ani myśli; przyjmuje wszystko; cierpienie i rozkosz przychodzą mu z zewnątrz, jak jego istnienie“.
Zadig zdziwił się, jak człowiek popełniający rzeczy opaczne, może mieć tak zdrowe poglądy. Wreszcie, po równie pouczającej jak przyjemnej gawędce, gospodarz odprowadził podróżnych do ich pokoi, błogosławiąc niebo, iż zesłało mu tak światłych i cnotliwych ludzi. Ofiarował im swą sakiewkę w sposób równie prosty jak szlachetny, tak iż niesposób było się urazić. Pustelnik nie przyjął daru, a zarazem pożegnał się z gospodarzem, mając zamiar przed świtem jeszcze puścić się do Babilonu. Pożegnanie było tkliwe; Zadig zwłaszcza uczuł szczery szacunek i sympatyę dla tak godnego człowieka.
Znalazłszy się w swojej izbie, pustelnik i Zadig długo rozpływali się w pochwałach nad gospodarzem. O brzasku, starzec zbudził towarzysza. „Trzeba ruszać, rzekł; ale, póki wszyscy śpią jeszcze, chcę zostawić temu człowiekowi dowód mego szacunku i przywiązania“. Mówiąc te słowa, ujął pochodnię i zażegł ogień. Zadig, przerażony, podnosi krzyk i sili się przeszkodzić w spełnieniu tak ohydnego czynu. Pustelnik, który, wraz ze swym towarzyszem, znalazł się już dosyć daleko, patrzał spokojnie na pożar. „Bogu dzięki, rzekł: dom naszego drogiego gospodarza zniweczony od piwnic do stropu! szczęśliwy człowiek!“ Słysząc te słowa, Zadig miał ochotę to wybuchnąć śmiechem, to obsypać obelgami czcigodnego ojca, to wybić go lub uciec. Ale nie uczynił nic, i, wciąż ujarzmiony powagą pustelnika, udał się z nim na ostatni postój.
Nocleg wypadł im u pewnej miłosiernej i cnotliwej wdowy, która miała siostrzeńca, czternastoletniego chłopca, pełnego zalet i jedyną swą nadzieję. Podjęła ich najgościnniej. Nazajutrz, kazała siostrzeńcowi aby odprowadził podróżnych aż do mostu, który, załamawszy się niedawno, przedstawiał pewne niebezpieczeństwo. Młody człowiek szedł żwawym krokiem przed nimi. Znaleźli się na moście: „Pójdź, rzekł pustelnik do młodzieńca, pragnę okazać wdzięczność twojej ciotce“. Zaczem, chwyta go za włosy i rzuca w rzekę. Dziecko pada, wynurza się na chwilę, wreszcie ginie w odmętach. „O potworze! o najohydniejszy zbrodniarzu na ziemi! wykrzyknął Zadig. — Przyrzekłeś mi więcej cierpliwości, odparł pustelnik: dowiedz się, że, pod zgliszczami domu w którym Opatrzność zażegła ogień, pan jego znalazł olbrzymi skarb: dowiedz się, że ten młody człowiek, któremu Opatrzność skręciła kark, byłby zamordował swą ciotkę za rok, a ciebie za dwa lata. — Kto ci to powiedział, barbarzyńco? wołał Zadig; a gdybyś nawet i wyczytał ten wypadek w swojej księdze losów, czy masz sumienie topić dziecko, które nie uczyniło ci nic złego?“
Tak mówiąc, Babilończyk spostrzegł, iż starzec nie ma już brody i że oblicze jego przybrało rysy młodzieńcze. Strój pustelniczy znikł; cztery piękne skrzydła okrywały ciało majestatyczne i lśniące od blasku. „O zesłańcze niebios, o aniele boży! wykrzyknął Zadig padając na twarz; zstąpiłeś tedy z Empiryum, aby nauczyć wątłego śmiertelnika, jak się należy poddawać wiekuistym rozkazom. — Ludzie, rzekł anioł Jefrad, sądzą o wszystkiem, nie znając nic: ty, bardziej od innych, wart byłeś aby cię oświecić“. Zadig poprosił aby mu wolno było się odezwać. „Nie śmiem już nic mówić, rzekł; ale, czy wolno mi będzie prosić o rozjaśnienie wątpliwości: czy nie lepiej było poprawić chłopca i przywieść go do cnoty, niż topić?“ Jefrad odpowiedział: „Gdyby był cnotliwym i gdyby żył, przeznaczeniem jego było iż sam miał zginąć zamordowany, wraz z żoną którą miał pojąć, i synem który miał się urodzić. — Jakto! rzekł Zadig, jest tedy koniecznem aby istniały zbrodnie i nieszczęścia? i aby te nieszczęścia spadały na zacnych ludzi? — Źli, odparł Jefrad, są zawsze nieszczęśliwi: służą na to, aby doświadczać małą liczbę sprawiedliwych, będących na ziemi; niema zaś złego, z któregoby się nie rodziło dobro. — Ale, rzekł Zadig, gdyby istniało tylko dobro, a zło wcale? — Wówczas, odparł Jefrad, ziemia ta byłaby inną ziemią; związek wydarzeń byłby innym porządkiem mądrości, a porządek ten, który byłby doskonałym, może istnieć jedynie w wiekuistem mieszkaniu najwyższej Istoty, do której zło nie może się zbliżyć. Istota ta stworzyła miliony światów, z których żaden nie może być podobny do drugiego. Ta olbrzymia rozmaitość jest właściwością Jej potęgi. Niema dwóch listków na ziemi, ani dwóch światów w nieskończonych przestworach nieba, któreby były podobne do siebie. Wszystko, co widzisz na tym atomie na którymś się urodził, miało się spełnić w swojem miejscu i w oznaczonym czasie, wedle nieodmiennych wyroków tego który ogarnia wszystko. Ludzie myślą, iż to dziecię, które zginęło właśnie, wpadło do wody przypadkiem, i że, takim samym przypadkiem, dom spłonął: ale niema w świecie przypadku; wszystko jest próbą, albo karą, albo nagrodą, albo przewidywaniem. Przypomnij sobie owego rybaka, który mniemał iż jest najnieszczęśliwszym z ludzi. Orosmad zesłał go na twoją drogę, aby odmienić jego los. Nikły śmiertelniku, przestań się spierać z tem, coć należy ubóstwiać. — Ale, rzekł Zadig... Kiedy wymawiał to ale, anioł ulatał już ku dziewiątej strefie. Zadig, padłszy na kolana, uwielbił Opatrzność i poddał się jej. Z wysokości anioł krzyknął jeszcze: „Udaj się do Babilonu“.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Franciszek Maria Arouet i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.