Zakopianie dzisiejsi

<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Orkan
Tytuł Zakopianie dzisiejsi
Pochodzenie Warta
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Narodowego im. Ossolińskich
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Zakładu Narodowego im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów; Warszawa; Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XI.
ZAKOPIANIE DZISIEJSI.

O zakopianach dawnych, nim się jeszcze na czoło Podhala wybili, najpochlebniejsze mamy relacje pierwszych w te strony podróżników. Staszic podziwia ich rzadkie formy towarzyskie, Goszczyński olśniony jest ich romantycznością, Pola znów zachwycają ich fizyczne przymioty. — Jeszcze w połowie drugiej wieku ubiegłego Chałubiński i współtowarzysze jego, ci właściwi pionierzy podgiewontowej kotliny, najwyższe znajdują uznanie dla zastanych tu, dziś legendarnych już, postaci gazdów. „My wszyscy“ — pisze Stanisław Witkiewicz — „którzyśmy tu zetknęli się ze starem pokoleniem górali, zdumiewaliśmy się wytwornością ich obyczajową, pojemnością inteligencji, świetnem formułowaniem myśli, całym splotem najcenniejszych przymiotów umysłu i obyczaju“. I dalej charakteryzuje: „Ścisłość obserwacji, łatwość zestawiania i porównywania zjawisk, trzeźwość, jasność i logika wnioskowania, subtelność i ścisłość formułowania pojęć, dokładność w użyciu wyrazów, ciągle przytem czujna rozwaga, są znamiennemi cechami umysłowości górala. Współczynnikami psycho-fizjologicznemi tej umysłowości są: nadzwyczajnej dzielności i pobudliwości system nerwowy, wielka wrażliwość, silna lecz lotna, krótkotrwała uczuciowość, która tylko w chwili ostatecznego afektu, do szaleństwa, niszczy kontrolującą czynność rozwagi“.
Archaiczne formy życia dawniejszych górali (pasterstwo, myślistwo i t. d.) zachowały jeszcze były żywiczność wrodzoną umysłów i pierwotne, nietknięte zarazą wiatru cywilizacyjnego obyczaje. Lecz ze zmianą warunków bytu zmienili się też i ludzie; giętkość inteligencji przeszła w jarmarku nadniesionych stosunków w spryt kupiecki, rozluźniły się rodzinne więźby obyczaju, charaktery w prześlizgach nowotnego życia podupadły.
To też Witkiewicz znacznie mniej dodatnio wyraża się o zakopianach po latach 20-tu, gdy w oczach jego wyrosło młode pokolenie. „Góral“ — mówi — „grzecznym jest z natury; prowadzi to z jednej strony do ułatwienia współżycia, lecz z drugiej strony, przy pewnych warunkach, prowadzi do braku cywilnej odwagi, do braku charakteru. Jeżeli polityka jest środkiem symulowania myśli, chęci i celów, środkiem wykrętnego uchylania się od zdradzania swoich istotnych zamiarów, jeżeli jest unikaniem jasnego i otwartego stawiania swego stosunku do innych ludzi — w takim razie góral jest politykiem do ostatniego włókienka. W pewnych warunkach ta zdolność hamowania się, otamowywania afektu, ta rozwaga i ta możność bycia grzecznym: bądź co bądź, mogłyby się stać cennemi przymiotami w życiu społecznem, ale nato trzeba, żeby był czas i możność stopniowego przeobrażenia ludowej kultury obyczajowej na tę formę inną, która nazywa się wyższą. Tego czasu jednak i tej możności niema i życie, wciągając górala w skomplikowany wir stosunków społeczno-politycznych, te cenne jego pierwiastki psychiczne przerabia na małoduszność, tchórzostwo, dwulicowość, prowadzące do ciężkich zawikłań przy wszelkich sprawach społecznych, których rozwiązanie zależne jest od charakteru jednostek. Góral, który swego zdania broni na zasadzie własnego przekonania i który je wypowiada bez względu na nic i na nikogo — jest rzadkością. To, co było niegdyś ową podziwianą przez Staszica grzecznością, staje się tchórzliwem staraniem się, żeby nie wejść w kolizję z tym lub z owym autorytetem“.
Charakterystyka onczesnych zakopian, jaką podaje Witkiewicz, da się w zupełności odnieść do dzisiejszych, tylko jeszcze w posunięciu in minus. Już to tak koleją normalną rzeczy coraz to niżej szło. Na umysłach, a bardziej na obyczajach górali zaważyły złe wpływy poboczne, wyniesione z wojska czy emigracji, głównie zaś wpływ na miejscu mnożących się z każdym rokiem gości. „Młodsze pokolenie“ — zaświadcza Witkiewicz — „im więcej ma stosunków ze światem, im bliżej się styka z t. zw. wyższą kulturą, tem bardziej traci tę wytworność obyczajową, którą podziwialiśmy u starych górali. Przychodzi życie nowe, to życie ze świata, ze swojemi brutalnemi normami, ze swojemi formami stosunków i rzeczy, które są inne, nie zrośnięte z myślą i czuciem górala — i tu następuje zachwianie ludowej kultury, zachwianie jedności między rasowemi i społecznemi przymiotami górali. Wtargnięcie tu życia normalnego oznacza wtargnięcie i zalew pospolitości stosunków i obyczajów“. Pierwsi goście, jakich tu Giewont oglądał, wnosili z sobą dobro istotnej kultury, cenne przymioty serca i umysłu i wiele rozumnego, oddziałującego na zbytnią trzeźwość górali, entuzjazmu. Byli to bowiem ci jeszcze, którzy przez trud nieułatwionej koleją podróży ze czcią prawdziwą ku podniebnym ołtarzom Tatr, ku bramom odrodczej mocy, wędrowali. Po ich szlakach przychodzili inni. Pospolitość wprawdzie, którą prowadzi wygoda, nie zalała tu jeszcze kotliny; miała to uczynić później. (Ta, jaką postrzegł Witkiewicz, daleką jeszcze była od dzisiejszej.) — Nie wszyscy jednak mogli być Chałubińskimi, Witkiewiczami, Dembowskimi. Chałubiński dobrodziejem był górali, lecz i sędzią ojcowskim. Witkiewicz również nietylko cenił i podziwiał rzadkie przymioty rasowe górali, lecz ich co do charakterów, jak widzimy, surowo umiał osądzać.
Za nimi jednak przyszedł ów znany wszechnie snobizm zakopiański, chwalstwo przesadne górali i to akurat małowartych, tych, którzy się gościom narzucali, nie mających nic w sobie z godności dawnych pasterzy, a dużo półmiejskiemi manierami ponasiąkanych. Jużci stąd łacno przy próżni wewnętrznej honorząca się napokaz zarozumiałość jako też pawienie się odświętną góralskością swoją wobec gości. Wytworzył się typ zakopiańca operetkowego, który, rzucając się drużbowatością uprzykrzoną w oczy, dał znowu powód do niesłusznego osądu górali, poza jarmarkiem Krupówek gazdujących.
Ławy przewodników, dawniej przez sędziwych odkrywców „perci“ tatrzańskich, towarzyszy Chałubińskiego zasiadane, zajęli w większości ludzie, nie widzący w swym szczytnym zawodzie nic nadto krom zarobku. Wobec gościa, podług zważenia go ocznie, stosują pochlebstwo niskie albo cynizm.
Młody student, pierwszy raz wybierający się na wycieczkę w Tatry, umawia się z przewodnikiem i zapytuje, co ma kupić do jedzenia w drogę. Przewodnik na to:
— La siebie kupcie chleba, kiełbasy, piwa flaszkę — i co wam ta lubuje. A la mnie ta niewiele: litr konjaku, pół funta kawioru, bułek jakich parę — wystarcy.
Cynizm kpiący, obcy umysłowości dawniejszych górali, bardzo często spotyka się wśród dzisiejszego pokolenia. Wojna też poczyniła niemałe szczerby w duszach jak i ciałach. Egoizm, który tu się wyjątkowo krzewił, zdrapieżniał jeszcze bardziej.
Uogólniać jednak trudno. Jak w każdej społeczności, jest i tu gama dusz szeroka: pod moralnym względem jak i umysłowym, które nie w równi idą. Zawody czy zajęcia są też w tem napoły-mieście rozmaite.
W masie zakopian dadzą się wyznaczyć hotelarze i kupcy zbogaceni; właściciele will większych, prowadzący nieproduktywne gazdostwa po boku; gazdowie-majstrzy (budarze, stolarze i t. d.), którzy warsztatów ni gazdostw rozwinąć nie mogą; cała masa wreszcie drobnych gospodarzy, którzy z parcelek mizernych czy z domków, wynajmowanych latem, wyżywić się nie mogąc, dorabiają na życie zarobkiem, jaki się zdarzy, głównie fiakrowaniem.
Owo zaś osławione „zdzierstwo“ zakopianów — gdy nie jest jeno, jak się zdarza, konikiem gazeciarskim — przyczyny ma dalsze, niż prosta zachłanność, poczęści w gościach samych.
Dawniej przyjeżdżali do Zakopanego głównie ludzie zamożni, którzy — że to w egzotyźmie raptem się naleźli — rozdawali pieniądze bez rachunku. Przeto utarło się: „łatwy zarobek u gościa“. Gdy dalszy rozwój wioski podtatrzańskiej w skupisko miejskie obecne pokazał oczom prymitywnym, jak dudek ceniony, stał się ów dudek dla niektórych wszystkiem. A gdy jarmark wokoło Krupówek do ścisku się wzmógł, wzmogły się też i zwykłe jarmarczne podrywki, oszukaństwa, gnębienie słabszych, a w stosunku do możnych oportunizm — jak w każdym jarmarku świata, gdzie instynkty niższe się jaskrawią.
O ile dawniej zakopianie byli przechwaleni, o tyle teraz przywykło się w czambuł na nich psioczyć. Piszący często nie wchodzą w przyczyny i w warunki specjalne, jakie się przez rozwój wsi w miasto dla miejscowych ludzi wytworzyły; zewnętrzne jeno uważają strony. Nie widzą trudności, w jakich góral (w masie biednej) ogółem dzisiaj żyje; jakie czyni nadludzkie wysiłki, aby utrzymać się w tych młacznych, chwiejących się stosunkach na powierzchni.
Mimo wad, stwierdzonych wyżej, nie jest już tak doznaku z rasą góralską w Zakopanem źle; a w każdym razie lepiej, niż z napłynioną tu falą „ceperską“. — Niema już wprawdzie tych gazdów dostojnych, których Witkiewicz podziwiał; z wczorajszych niedobitków gdy się jaki trafi, to gdzieś schowany w kąt osiedli, na przypiecku resztę dni swych pędzi — lecz z pokolenia dzisiejszego, w trudnych wzrastającego przemianach (gdy Zakopane w miasto przechodziło), jest wielu umiejących się do nowych warunków dostosować, a nie tracących swej chłopskości i swej dumy rodnej. Rody Gąsieniców, Krzeptowskich, Rojów i t. d. wydają jeszcze tęgie jednostki. — Są, którzy w gminie, w Związku, w zarządach spółdzielni, w różnych instytucjach samorządnych cale dorzecznie dają sobie radę. — Wyszli z rodów tych artyści, którzy chlubą są Zakopanego; oficerów dzielnych kilku, pracowników wielu światłych na różnych polach. Idą młodzi. Szkoła drzewna też spory zastęp kształci.
Nie jest (w sumie) z umysłowością zakopian tak kiepsko. A jeśli o charaktery i uczciwość chodzi — zawdy znajdzie się tych pięciu sprawiedliwych, dla których resztę salwować się godzi.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Orkan.