<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Konopnicka
Tytuł Zosia na wsi
Pochodzenie Poezje część III
dla dzieci i młodzieży
Wydawca Wydawnictwo M. Arcta
Data wyd. 1922
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Indeks stron

ZOSIA NA WSI




I. ZOSIA WYBIERA SIĘ NA WIES.

Słowik cudnie w gaju śpiewa,
Owce idą w pasze,
Odziały się kwiatem drzewa,
Trawką łąki nasze.

I ja pójdę, hen, daleko,
Gdzie świat pachnie majem,
Kwietnem błoniem, modrą rzeką,
Ślicznym, polnym krajem!

Gdzie te zboża, gdzie te jary,
Wysrebrzone roską,
Gdzie z modrzewia dwór nasz stary
Bieleje nad wioską!

W mieście książki się zostaną
Dla waćpana mola,
Tylko lalkę mą kochaną
Wezmę z sobą w pola.

Pokażę jej jak to leci
Pszczółek rój na kwiaty,
Pokażę jej wiejskie dzieci
I ubogie chaty.


Pokażę jej, co to kłosów
Z ziarenka powstało,
Nauczę ją kochać wioskę
I tę ziemię całą?




II. W OGRODZIE.

Pójdź, laleczko, do ogrodu,
Słonko cudnie dziś przygrzewa!
Znać i kochać trzeba zmłodu
Nasze kwiaty, nasze drzewa!

To jest, widzisz, śliczna róża,
Masz, powąchaj! Hop do góry!
Jak urośniesz, będziesz duża,
To dostaniesz kwiatek który.

Tutaj pod nią stokroć świeci,
I fijołki patrzą z trawki,
Bardzo brzydko, kiedy dzieci
Depcą kwiaty dla zabawki!

One wszystkie czują, żyją,
A ten zapach to ich dusza,
Taką łapkę zaraz biją,
Co to każdy kwiatek rusza.

Patrz! Tu rosną tulipany,
A tam znów narcyzy kwitną,
A tu bratek główkę wznosi,
Główkę śliczną, aksamitną.


Dalej, w sadzie, jabłoń stoi,
Stoją grusze w białym kwiecie.
Nasza wiosna je tak stroi,
Najpiękniejsza wiosna w świecie.

Zapamiętaj dobrze sobie,
Na co patrzysz, lalko miła,
Żebyś mi też potem w mieście
Wstydu kiedy nie zrobiła!

A co też tam na wsi rośnie?
Za powrotem kto zapyta;
A tu panna palec w buzię
I nic nie wie...
— Wstyd, i kwita!




III. CO MÓWI ZEGAR?

Na nic figle, na nic psoty
Od samego rana!
Dalej, żwawo do roboty,
Laleczko kochana!

Słyszysz, jak to zegar stary
Gderze na kominku?
Wiesz, co mówi?.. Kto próżnuje,
Ten nie wart spoczynku!

Słuchaj tylko, jak to gada:
— Tik-tak! — Tik tak — dzieci!
Nie marnujcie żadnej chwilki,
Póki wiosna świeci!


Kto chce słodkie jeść jagody,
Niech grządkę opiele!
Pójdź, przyniesiem kwiatkom wody,
Wyrwiemy złe ziele!

Niechaj pracę naszą czuje
Ta ziemia kochana!
Wstyd, gdy na wsi kto próżnuje,
Dana, moja dana!




IV. ODWIEDZINY.

Rżą koniki, huk na moście,
Trzask, prask z bicza! Jadą goście.
Pójdźmy, śpieszmy aż do bramy:
— Jak się macie?
— Dobrze mamy!...

— Toście państwo przyjechali
Z Kociej wólki?
— Jeszcze dalej!
Jedziem prosto ze Zapiecka!
Tęga mila mazowiecka...

— Dalej, prędko, chleba, miodu!
Proszę państwa do ogrodu.
Tam pod lipą stoją ławki,
A na grządce są truskawki!

— Cóż tam słychać na Zapiecku?...
— Stłukł się nosek memu dziecku!

— Co za szkoda! A znów mego
Brzuszek boli nie wiem z czego!

— A to trzeba do doktora!
— Zaraz pójdę...
— Właśnie pora!
Tylko dziecko okryć trzeba,
Bo już słonko schodzi z nieba!




V. OCHRONKA ZOSI.

Zimny deszczyk dzisiaj pada.
Mokro! Iść nie można w pole.
Niech kompanja cała siada,
Będzie lekcja w mojej szkole!
Wnet tu panny się nauczą,
Jak nad mleczkiem kotki mruczą,
Jak do kątka pod kanapką
Kizia toczy kłębek łapką,
Jak wesoło Filuś szczeka,
Gdy zobaczy mnie zdaleka,
Kiedy, niosąc polne kwiatki,
Z Marcinowej idę chatki.

Chcecie wiedzieć, co tam robię?
Ot, przed chatą siedzę sobie,
Słonko jasno z nieba świeci,
A dokoła siedzą dzieci.
Siedzi Maciuś, siedzi Kasia,
Z lnianą główką siedzi Basia,

Siedzi Janek tuż przy ziemi,
A ja sobie śpiewam z niemi:
Trala-lala! Trala-lala!
Aż się echo śmieje zdala!

Marcinowa nie ma czasu,
Poszła zbierać chróst do lasu.
Łuśka w łąkach bieli płótno,
A tu dzieciom samym smutno...
Jeszcze które się, broń Boże,
U komina sparzyć może!

Więc im śliczne bajki prawię,
A to słucha tak ciekawie,
Że nie zmruży nawet oka!
— Jak to Krakus zabił smoka,
Jak się Wanda utopiła,
Co to Niemców nie lubiła,
Jak do Piasta, wzór jasności,
Aniołowie przyszli w gości...
Aż się modre oczki śmieją,
Aż się z dziwu główki chwieją!
— Co to? Słonko już przebija?
Wstawać, cała kompanija!




VI. ZOSIA W KŁOPOTACH.

Ach, mój Boże! To nie żarty,
Przeprowadzać się raz czwarty,
Z parasolem, z dzieckiem małem,
Z gospodarstwem swojem całem!


W jednym kącie szafa stoi,
W drugim szczotka od pokoi,
W trzecim dzieci Maik stroją...
Gdzież ja pójdę z dziatwą moją?

Do ogrodu?... Lecz w ogrodzie
Jest baranek! Może bodzie?
I Staś na mnie wodą pryska...
Ach, nieznośne te chłopczyska!
Jeszcze lalka mi, broń Boże,
Zaziębić się z tego może!

— Zawracajże, miły Janku!
Będziem chyba mieszkać w ganku,
Z parasolem, z dzieckiem małem,
Z gospodarstwem naszem całem.




VII. ZOSIA PIERZE.

Przepraszamy bardzo panie,
Lecz dziś u nas duże pranie.
Cały sznur się w słonku suszy,
W domu niema żywej duszy!

Od soboty do soboty
Dość nazbiera się roboty.
To na łące zmacza rosa,
To znów plama z żółtonosa,
To śmietana z garnka pryśnie,
To sok z siebie puszczą wiśnie...


Albo przy pieczeniu chleba,
Czy to mówić nawet trzeba,
Ile wszędzie mąki, ciasta?
Na nic każdy się zachlasta!

Nie dałabym nigdy rady,
Gdyby nie to, że sąsiady
Pomagają, jak kto może...
Niech im Pan Bóg dopomoże!

Wody da mi modra struga,
Gałąź jedna, gałąź druga
Sznur mi trzyma w cieniu drzewa,
Słonko świeci, wiatr powiewa,
Jaskółeczki mi nad głową
Szczebiotają piosnkę nową,
Kasia mydli większe plamy,
I tak sobie pomagamy.

Zato, kiedy się w niedzielę
Lalki me ubiorą czysto,
To się dziwi dziad w kościele
Razem z panem organistą.
Lecz dziś u nas duże pranie,
Przepraszamy bardzo panie!



VIII. NA JAGODY.

Śpiesz się, śpiesz, laleczko,
Bo nie mamy czasu!
Idziem na jagody,
Do boru, do lasu!


Idziem na jagody,
Dla mamy, dla taty.
Będzie nam pomagał
Ten wilczek kudłaty!

Będzie nam pomagał
Ten dzięcioł, co puka,
Co w boru robaczków
Po drzewinach szuka!

A w boru, a w lesie,
Szumią wielkie sosny,
Aż się głos ich niesie
Jako płacz żałosny!

A w boru, a w lesie,
Tam drwal siedzi stary,
I rąbie siekierą
Sosny na galary!

Co którą zarąbie,
To krzyk słychać drzewa
I płacze bór cały,
I jęczy i śpiewa...

Aż tu Baby-Jagi
Wyskoczą dwa koty,
Na sośnie się onej
Chuśtają niecnoty!

I świecą im ślepie,
Wśród mroku zielone...

Niech Pan Bóg zachowa
Iść kiedy w tę stronę!...

Boisz się, laleczko?
Nie drżyj, moja miła!
To tylko tak sobie,
Taka bajka była!

Śpiesz się, śpiesz, dziecino,
Bo nie mamy czasu,
Idziem na jagody,
Do boru, do lasu!




IX. PRZEMOWA ZOSI DO BRYSIA.

Ja tam Brysia się nie boję!
Pójdź tu, psisko wierne moje!
Pójdź, kudłaczu! Pójdź, mój stróżu!
Co tam słychać na podwórzu?

Może dziad stoi u bramy?
Może głodny, prosi chleba?
Widzisz, Brysiu, on jest biedny,
Szczekać na niego nie trzeba!

Może przyszedł druciarz stary,
Co z gór idzie z biednej chatki,
Puść go, Brysiu, puść na ganek,
On ma pewno głodne dziatki!

Może stoi tam u płota
Z fujareczką chłopię polną?

Puść i jego! To sierota,
A sierotom do nas wolno.

Może kramarz, żyd ubogi,
Przed wrotami stanie kiedy,
Nie szarp-że go. I on człowiek!
Każdy ma dość swojej biedy!

Tylko wtedy możesz szczekać,
Gdy nam grozi szkoda jaka.
Na złodzieja, to i owszem,
Ale nigdy na żebraka!

A to sobie zapamiętaj,
Żebyś ptaszków mi nie łapał!
Ptaszki małe, to się boją,
Jakbyś na nie pyskiem kłapał!

No, już dosyć tej gawędy!
Idź do budy, Brysiu miły!
A pamiętaj, by sieroty
Na ciebie się nie skarżyły!




X. ZOSIA GOSPODYNI.

Teraz będzie podwieczorek.
Nie pchać mi się! Pfe, Azorek!
Czego maczasz łapki w sosie?
Chcesz ty łyżką wziąć po nosie?
Mucyk! Co za obyczaje!
Nie wiesz, że się mięsko kraje?

Że nie liże się bochenka?
Czekać, aż wam da panienka!

Patrzcie, jak to Jasiek czeka,
Aż w miseczkę dam mu mleka!
Jak to ślicznie łyżkę trzyma,
Jak nie płacze, choć nic niema!

— Miluś! A ty znowu czego
Chlepczesz z mleczka Jasiowego?
Patrzcie państwo, jak to cały
Pyszczek ma od mleka biały!

— Kara boska tacy goście!
Zjedliście? — To się wynoście!
A ja zmiotę okruszyny
Dla pisklątek tej ptaszyny,
I wyleję resztę wody —
Fijołeczkom dla ochłody.




XI. ZOSIA NA ŁĄCE.

Zaprzęgajcie raźno konie,
Pojedziemy het, na błonie,
Pojedziemy zwozić siano,
Het, na łąkę kwieciem tkaną!

A po łące bocian brodzi,
Derkacz w trawie chyłkiem chodzi,
I zajączek siedzi cicho,
Aż go spłoszy jakie licho!


A nad łąką słońce świeci,
Skowroneczek w niebo leci,
Widać, widać, jak na dłoni,
Leci w niebo, piosnkę dzwoni!

Drabiniaste wozy jadą,
Cała wieś ciągnie gromadą,
Niesie grabie jaki-taki,
I dziewczęta i chłopaki!

Nawet dzieci małe lecą...
I ja umiem pomóc nieco!
I ja mogę, jak potrzeba,
Nie jeść w domu darmo chleba!

Pójdę w łąkę, pójdę w rosę,
Co uniosę, to uniosę...
Dla naszego choć kasztana
Zgrabię sama kopkę siana!







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.