Życie Buddy/Część druga/VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor André-Ferdinand Hérold
Tytuł Życie Buddy
Podtytuł według starych źródeł hinduskich
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia Concordia Sp. akc.
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


*   VII.   *

Wspomniał Błogosławiony, że król Vimbasara objawił ongiś chęć poznania prawa. Postanowił tedy iść do Radżagrihy i wyruszył tam. wraz z najstarszym Kasyapą, oraz innymi nowymi uczniami swymi. Dotarłszy na miejsce, spoczął w lasku podmiejskim.
Dowiedział się rychło Vimbasara o przybyciu mnichów, wyruszył do lasku z liczną świtą i, poznawszy Mistrza, zawołał:
— Nie zapomniałeś, widzę, o Błogosławiony, o mnie! Dziękuję ci i cześć składam!
Padł mu do nóg, a gdy Błogosławiony podniósł go, król stanął zdala dla wyrażenia szacunku.
Niektórzy w tłumie znali Kasyapę z wielkiej świętości, a nie widząc dotąd Buddy, dziwili się honorom, oddawanym mu przez króla.
— Omylił się, widocznie! — rzekł jeden z braminów. — Kasyapie winien był oddać pokłon.
— Tak! — odparł drugi. — Kasyapa, to mistrz wielki.
— Król popełnił błąd ogromny! — dodał trzeci. — Wziął ucznia za mistrza.
Mówili cicho, ale Błogosławiony usłyszał ich, bowiem nic mu ujść nie mogło, i rzekł Kasyapie:
— Powiedz, o mieszkańcze Uruvilvy, co cię skłoniło do opuszczenia pustelni twojej? Przed kim wyznałeś słabość twoją? Mów, Kasyapo, jak porzuciłeś miejsce, gdzieś żył tak długo?
Zrozumiał Kasyapa, czego chce Błogosławiony, i powiedział:
— Wiem teraz, jak próżne były moje umartwienia i to czego nauczałem. Głosiłem słowa nieczyste i mam teraz odrazę do życia, jakie ongiś wiodłem.
Rzekłszy to, padł do stop Błogosławionego i dodał:
— Jestem twym uczniem pokornym i pragnę złożyć głowę u stóp twoich! Tyś Mistrz, ty rozkazuj! Ja zaś, jak przystało słudze, pełnił będę twą wolę.
Siedm razy padł przed nim na ziemię, a tłum rozbrzmiał okrzykami podziwu.
— O jakże potężnym jest ten, który odwiódł Kasyapę od błędu. Kasyapa, największy dotąd mistrz, kłania mu się. O jakże potężnym jest władca Kasyapy!
Potem jął mówić Błogosławiony o czterech prawdach świętych, a gdy skończył, zbliżył się król Vimbasara i rzekł dobitnym głosem:
— Wierzę w Buddę, wierzę w prawo, wierzę w gminę świętych.
Błogosławiony dozwolił królowi usiąść obok siebie, a król dodał te słowa:
— Miałem w życiu pięć wielkich nadziei, mianowicie, że zostanę królem, że przybędzie do mego królestwa Budda, że go ujrzę oczyma memi, że mnie nauczy prawa i że mu złożę wyznanie wiary. Wszystkie te nadzieje ziściły się dzisiaj. Wierzę w ciebie, o panie, wierzę w prawo twoje i wierzę w gminę świętych.
Wstał i rzekł jeszcze:
— Racz, o Błogosławiony, zaspokoić jutro głód w pałacu moim.
Mistrz zgodził się, a król odszedł, rozradowany wielce.
Wszyscy niemal, towarzyszący królowi, złożyli za jego przykładem wyznanie wiary w Buddę, prawo i gminę świętych.
Nazajutrz opuścili mieszkańcy Radżagrihy domy swoje i przybyli oglądać Błogosławionego. Cały lasek zapełnił się ludźmi, a wszyscy podziwiali go, śpiewając ku czci jego i chwale.
Nadeszła pora dla Błogosławionego udać się do pałacu króla, ale takie tłumy zaległy drogę, że nie mógł postąpić krokiem. Nagle zjawił się młody bramin, niewiadomo skąd, przed Mistrzem i rzekł:
— Mistrz łagodny jest z łagodnymi, niosąc im wyzwolenie. Przybył do Radżagrihy ten, który błyszczy jak złoto!
Głos jego słodki był, dał znak, a tłumy bez oporu usłuchały, robiąc miejsce Błogosławionemu. Bramin śpiewał idąc:
— Mistrz rozproszył ciemności, nie wróci już noc, przybył do Radżagrihy ten, który ma prawo najwyższe!
Pytano się wzajem w tłumie:
— Skąd się wziął ten bramin, śpiewający tak przedziwnie? — a on ciągnął dalej:
— Jest pośród nas mistrz słodki, Budda, który wie wszystko. To władca świata i szczęsny jestem, że mi wolno służyć jemu. Największa radość świata, to służyć kornie mędrcom i cześć oddawać szlachetnym, żyć w kraju spokojnym, pełnić dobre uczynki i iścić triumf prawa. Najświętsza też radość na świecie to bystrość, wiedza, miłość tego, co dostojne, i pełnienie sprawiedliwości.
Młody bramin utorował drogę Błogosławionemu do samego pałacu króla Vimbasary, potem zaś, w oczach wszystkich uniósł się ku niebu i znikł w światłości. Zrozumieli wszyscy, że bóg to wziął sobie za zaszczyt, by służyć Błogosławionemu i głosić chwałę jego.
Vimbasara, przyjął Mistrza z czcią niezmierną, gdy zaś uczta dobiegła końca, powiedział:
— Raduje mnie wielce, o panie, że mam cię u siebie, i pragnę oglądać często, by słuchać świętych słów twoich. Przyjm, proszę, ten oto dar. Bliżej miasta, niźli teraz przebywasz, leży gaj miły, nazwany laskiem bambusowym. Jest dość duży, by pomieścić ciebie i uczniów twoich. Daję ci go, a jeśli przyjmiesz, uczynisz mi przysługę wielką.
Uśmiechnął się Budda z zadowoleniem. Przyniesiono czarę złotą, pełną wonnej wody, król zaś polał dłonie Mistrza, mówiąc:
— Podobnie, jak z rąk moich woda ta spływa na twoje, tak niech przejdzie w twe ręce, o Mistrzu, lasek bambusowy.
Ziemia zadrżała. Prawo posiadło teraz grunt dla zapuszczenia korzeni. Tego samego dnia jeszcze, osiadł Błogosławiony wraz z uczniami w lasku bambusowym.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: André-Ferdinand Hérold i tłumacza: Franciszek Mirandola.