Dwie sieroty/Tom III/X

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X.

— Dla czego mnie pytasz o to wszystko? zagadnął młodzieniec widząc zadumę Jana-Czwartka.
— Przepraszam najmocniej pana adwokata za moją śmiałość, odparł tenże. Nazwisko pańskie przywiodło mi na pamięć różne historje z dawnych czasów... To mówiąc spojrzał na kapelusz Henryka.
Na widok pokrywającej go krepy, drgnął pomimowolnie.
— Pan w żałobie?... Czy pański ojciec umarł? pytał z niepokojem.
— Nie; odrzekł Henryk. Straciłem matkę.
— Przepraszam za nieprzyjemne być może panu zapytanie, chciej mi pan przebaczyć.
— Niemiłe dla mnie, zapewne... rzekł Henryk. Musiałeś jednak mieć jakiś powód ażeby mi je zadać, żądam więc byś mi wyjawił ten powód?
Jan okazał głębokie zakłopotanie.
— Żadnego panie nie miałem powodu, odrzekł, żadnego, upewniam... Wspomnienia przeszłości, nic więcej...
— Mówisz prawdę?
— Mogę panu dać za to moje... Chciał dodać słowo honoru, lecz przypomniawszy sobie swoje obecne położenie, i miejsce w którem się znajdował, nie dokończył rozpoczętego zdania.
Henryk podniósł się i zadzwonił na strażnika.
— Przejrzysz więc pan moje akta? zapytał błagalnie więzień.
— Wszak ci to przyrzekłem.
— I zobaczę pana niezadługo?
— I to obiecać ci mogę.
Strażnik odprowadził Czwartka do więzienia a Henryk wyszedł z gmachu świętej Pelagji zaciekawiony dziwnemi zapytaniami swego nowego klijenta.
Ów klijent ze swojej strony, był coraz niespokojniejszym.
— Jego matka umarła... mówił sobie, a on ma lat dwadzieścia dwa. Ojciec przywiózł go z Włoch, w kilka miesięcy po śmierci księcia Zygmunta... Miałżebym znajdować się na fałszywym tropie?... „Książę Z. de L. T. V.“ Wszakże te same litery notarjusz „Gęsie-Pióro“, wytłumaczył mi w ten sposób: „Zygmunt de la Tour-Vandieu“. Zdawało się, że to tak pasuje jak gdyby umyślnie zrobione, lecz w gruncie rzeczy co prawda, niczego to nie dowodzi; bo ileż to nazwisk we Francji zaczyna się od tych samych liter? Dopóki będę tu siedział, pod kluczem, niczego się niedowiem... Muszę być wolnym!... Muszę dostać kopję tego listu, który „Gęsie-Pióro“ zostawił w swoich manatkach przv ulicy de la Piegnie. Trzeba mi się także przekonać czy owa pani Dick-Thorn z Berlińskiej ulicy jest rzeczywiście ową trucicielką z Neuilly, czy i pod tym względem nie jestem w błędzie?
Jan-Czwartek zbity z tropu rozmową z Henrykiem, zaczynał wątpić o wszystkiem.
— No, i cóż? zapytał Ireneusz, widząc go wchodzącym, z pognębioną miną, przyjął twoją obronę?
— Będzie mnie bronił, i mam nadzieję, że mnie uwolni.
— A dla czego jesteś taki zmartwiony?
— Zdaje ci się!.. Przeciwnie, jestem uradowany... Zdaje mi się, że już trzymam w ręku klucz od więzienia, i jestem pewny, że go wkrótce mieć będę.
Czas upływał.
Dzień w którym Ireneusz Moulin, i Jan-Czwartek mieli stanąć wobec sędziów, nie był jeszcze urzędownie oznaczonym.
Książę Jerzy zajmował tymczasem ciągle, mieszkanie przy ulicy Pot-de-fer. Po kilkakrotnie wychodził ukradkiem i do swego pałacu przy ulicy św. Dominika dla przeczytania nadeszłych tam listów, które następnie w kopertach pozaklejał starannie.
Wszyscy byli przekonani, że pan de la Tour-Vandieu bawi poza granicami kraju.
Theifer nie mogąc odnaleść dawnej kochanki księcia, jakiej poszukiwał pod nazwiskiem Klaudji Varni, był pewien, że jej niema w Paryżu.
Odwoławszy swoich agentów czuwających nad mieszkaniem wdowy przy ulicy Notre-Dame des Champs, nie tracił go jednak z oczu, i przynosił zadawalniające wiadomości Jerzemu, wyczekującemu z upragnieniem chwili w której mu powiedzą: „Wdowa Leroyer umarła“.
Zdawało się bowiem temu zbrodniarzowi, że jej śmierć zdejmie przygniatający go ciężar. Córka Pawła Leroyer mało go obchodziła, a raczej nie obchodziła go wcale. Nie zwracał uwagi na to młode dziewczę, będąc najmocniej przekonanym, że skoro matka jej umrze, niebezpieczeństwo grozić mu przestanie. Wyobrażał sobie, że Berta będzie zmuszoną porzucić zamiary zemsty, i oczyszczenia pamięci niewinnie straconego ojca, nie mając silnego ramienia na jakim by wesprzeć się mogła, ani przewodnika któryby ją poprowadził.
Ireneusz Moulin, mógł by był wprawdzie podać rękę sierocie, i stać się jej przewodnikiem w tej sprawie, lecz został uwięzionym, i było prawdopodobnem, że będzie skazany, tak przynajmniej sądzili Jerzy z Theiferem.
Potępienie Ireneusza stało się jeszcze pewniejszem, po zamachu dokonanym na Napoleona III-go przy ulicy Le Peletier, gdzie tyle ofiar zginęło.
Uwięzienie Włocha Orsiniego, przybyłego z Anglji, którego znał Moulin, do czego się sam przyznał, pogorszało wielce na pozór sytuację mechanika. Łatwo było wplątać nieszczęśliwego w sprawę zdrady stanu ponieważ pozory świadczyły przeciw niemu, a własne jego zeznania podczas badań mocno go kompromitowały.
Stan zdrowia pani Leroyer, pogorszał się z dniem każdym.
Starania i troskliwość Edmunda Loriot bywającego u niej codziennie, a niekiedy i dwa razy na dzień, opóźniały tylko nieuniknioną, katastrofę.
Od czasu tej przykrej sceny, jakiej byliśmy świadkami, młody doktór zachowywał się względem Berty obojętnie, i przemawiał do niej tylko wtedy, gdy zachodziła potrzeba wydania poleceń dotyczących chorej. To udawanie ciążyło mu straszliwie, głęboka boleść szarpała mu serce, nie dając chwili spokoju dniem ani nocą. Cierpiał okrutnie...
Berta niesłusznie posądzona, a nie mogąca wyrzec i słowa na swoją obronę, niemniej od niego cierpiała, ale poczucie spełnionego obowiązku, krzepiło jej siły.
Pewnego dnia Edmund zdawał się być jeszcze smutniejszym i bardziej zgnębionym niż zwykle. Widział, że zbliża się, straszna chwila śmierci nieszczęśliwej wdowy, i przerażała go myśl o tym okrutnym ciosie jaki miał ugodzić w to biedne dziewczę.
Zdjęty litością, zapomniał chwilowo o swoim posądzeniu, i odprowadziwszy Bertę na stronę.
— Pani! rzekł drżącym głosem, niemam już żadnej nadziei uratowania twej matki!... Moim obowiązkiem jest przygotować cię do nieuniknionego nieszczęścia, jakie lada chwila spaść może.
— Boże!... zawołało dziewczę bledniejąc, a więc moja matka umiera?...
— Zostaniesz pani sierotą, mówił Edmund dalej, samotną, wśród świata... bez opieki... podpory... ach! czemuż muszę dodać, i bez przyjaciela!... A jednak uczucie głębokie, szlachetne, uczucie miłości bez granic, pragnąłem ci ofiarować, dla czegóżeś je odepchnęła? Radbym zapomnieć o tem, że odmówiłaś odpowiedzi na moje zapytanie... Ponawiam dziś tę samą prośbę i błagam odpowiedz mi tym razem!... Czyliż się nie dasz uprosić?... Niezechcesz usunąć niepewności jaka mnie udręcza?... niezechcesz powrócić spokoju mej duszy a nadziei sercu?... Berto!... ty którą nad wszystko ukochałem, i kocham jeszcze, miej litość nademną!... Bądź szczerą, nic nie ukrywaj, powiedz w jakim celu jeździłaś na plac Królewski?...
Gdy przestał mówić, dziewczyna uniosła pochyloną głowę na piersi, i głosem któremu napróżno nadać spokój usiłowała:
— Twoja boleść wstrząsa mną do głębi, wyszepnęła, a jednak i dziś zmuszoną jestem powtórzyć to, com powiedziała: „Jeżeli mi nie ufasz i sądzisz, że niegodną twego szacunku i miłości, zapomnijmy o sobie!... Cierpię nad tem niesłychanie, ale usprawiedliwiać się nie mogę... Nie mogę odpowiedzieć na twoje zapytanie.
Edmund z gestem rozpaczy pochwycił kapelusz i ukłoniwszy się w milczeniu, wyszedł chwiejąc się cały.
Gdy zamknął drzwi za sobą. Berta upadła na kolana, i ukrywszy twarz w dłoniach, zalewała się łzami. Konwulsyjne łkania rozrywały jej piersi.
Tego samego wieczora pani Leroyer zmarła w objęciach córki, która przysięgła umierającej poświęcić nawet i życie dla oczyszczenia pamięci ojca, nieszczęśliwego Pawła Leroyer, który zginął niewinnie na rusztowaniu.
Trzeciego dnia potem, sierota, odprowadziła śmiertelne szczątki matki na cmentarz Montparnasse, gdzie złożonemi zostały obok zwłok jej syna.
Wróciwszy z pogrzebu do osamotnionego mieszkania, dziewczynę straszna rozpacz ogarnęła.
— O! gdybyż Bóg miłosierny zechciał połączyć mnie co rychlej z memi drogiemi zmarłemi, mówiła zalewając się łzami. Na co mnie żyć dłużej? Nic mnie nie przywiązuje do tego świata, nic... oprócz tego zadania, którego wypełnienie przechodzi wątłe me siły!... Uczynię wszystko aby dotrzymać przysięgi, lecz czyliż skutek pomyślny jest w mojej mocy?
Orzeźwiła się nieco wspomniawszy o Ireneuszu Moulin. Rada była dowiedzieć się czy on zostanie w prędce uwolniony, i pomyślała o napisaniu do niego listu.
Obawa jednak aby go nie skompromitować powstrzymała ją od tego zamiaru. Przyszło jej na myśl ażeby go odwiedzić w więzieniu, lecz tenże sam powód, spełnić jej tego niedozwalał.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.