Hiszpanija i Afryka/Afryka/VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Afryka
Wydawca S. Orgelbrand
Data wyd. 1849
Druk S. Orgelbrand
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Leon Rogalski
Tytuł orygin. Le Véloce, ou Tanger, Alger et Tunis
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


POLOWANIE I RYBOŁÓWSTWO.

Tymczasem urządzono rybołówstwo i zaczęto ciągnąć sieć.
Ten rodzaj łowienia ryb ma najwięcéj powabu: liczba osób użytych do ciągnienia sieci, obwód jaki ta sieć obejmuje, niepewność rezultatu, stanowią przyjemność którą pojmuję lepiéj aniżeli łowienie ryb wędką, chociaż pod względem zręczności człowieka i instynktu ryb, wędka, że tak powiem, stanowi walkę cywilizacyi z naturą.
Podczas gdy nasi ludzie, zanurzeni w wodzie aż po szyję, ciągnęli sieć z całéj siły, zachęcając się wołaniem, zbliżała się chwila targu, i brzeg pusty za naszem przybyciem, powoli zaludnił się arabami, przybywającemi z sąsiednich gumów i udającemi się do miasta.
Ta długa processya, dążąca brzegiem morza w pewnych przerwach, lecz zawsze jednym śladem, ciekawy przedstawiała widok, składała się zaś ze śpieszących do Tangeru przekupniów.
Ale jakich przekupniów, moja pani! i jak dziwne powzięłabyś z nich wyobrażenie o afrykańskim handlu.
Jeden, jako handlarz węgli, niósł w obu rękach trzy czy cztery kawałki zczerniałego drzewa; drugi, jako handlarz cegieł, niósł ich dziesięć czy dwanaście; trzeci, handlujący ptastwem, przewiesił przez ramię parę gołębi, na grzbiecie zaś miał kurę, albo też żerdzią pędził przed sobą indyka.
Niektórzy pędzili przed sobą malutkich osiołków, obładowanych drzewem lub warzywem. Byli to reprezentanci wyższego handlu marokańskiego.
Ci którzy najwięcéj utargować mieli, mogli zapewne liczyć zaledwie na dwadzieścia soldów dochodu; a byli tacy którzy nieśli na sobie towaru nie więcéj jak za trzy soldy.
A wszystko to przybywało z okolicy oddalonéj o mil trzy, cztery, sześć, a nawet i dziesięć, z całą rodziną, bo z żonami, dziećmi i starcami.
Kobiety miały na głowach wielkie kapelusze z plecionéj słomy, wyglądające nakształt okrągło skrojonéj maty, w środku do wierzchołka głowy przymocowanéj.
Wiodły one swą dziatwę za ręce, lub niosły ją na plecach, gdzie oprócz potomstwa mieściły się jeszcze kury albo cegły.
Starcy, z pięknemi siwemi brodami, szli podpierając się kijmi, lub jechali na osłach, a wyglądali nakształt starożytnych patryarchów udających się do jakiéj nowoczesnéj Jerozolimy.
Oblicza kobiet żadnym sposobem niemożna było dostrzedz; szczęsciem prawie zaręczyć jesteśmy gotowi, iż oprócz niezadowolonéj ciekawości, niewiele więcéj na tem straciliśmy.
Cała ta obdarta i łachmanami okryta rasa, przezroczystą płachtą drapująca nagość swoję, pyszny przedstawiała widok. Nigdy cesarz w purpurze, wjeżdżający do Rzymu na tryumfalnym wozie i depcący nogami świętą drogę do Kapitolu, nie podnosił głowy z większą godnością.
Bo też u nich godność spoczywa w człowieku, tym obrazie Boga, nie zaś w stanowisku jakie ten człowiek zajmuje, nie w odzieży która go okrywa; arab jest sułtanem u siebie, podobnie jak cesarz w swojem państwie; a skoro był dwa razy jednego tygodnia na targu w Tangerze, Fezie lub Tetuanie i przedał swój węgiel, ptastwo, albo cegłę; skoro za pomocą téj sprzewił siebie i rodzinę aż do przyszłego targu, nie pyta o nie więcéj, nie pragnie nic więcéj, niema już wyższéj ambicyi.
Albowiem nie nędza ciała, ale poniżenie serca nagmając czoło człowieka ku ziemi, ściera z niego bozkie piętno, którem sam Twórca to czoło nacechował.
Ludzie ci po większéj części przechodzili nie zatrzymując się, niepatrząc na nas, i rzec można nie widząc nas prawie; niektórzy zagadnięci przez naszego janczara przystawali, a Giraud i Boulanger, korzystając ze sposobności, przenosili ich do swoich albumów. Kilku postrzegłszy że im porywano ich wyobrażenie, rozgniewani, mrucząc odchodzili.
Inni, a w ogólności młodzi, zatrzymywali się, i widząc się przeniesionymi na papier, wybuchali głośnym śmiechem.
Czterech czy pięciu z pomiędzy wszystkich uzbrojeni byli w liche strzelby. Innéj broni nie widziałem przy nich.
Na przeciwlegléj stronie zatoki, karawany wielblądów i mułów, w naszych oczach wyglądające jak roje wielkich mrówek sznurem ciągnących się, wchodziły do Tangeru.
Sieć dwa razy na brzeg wydobyto; połów jakkolwiek niezupełnie lichy, nie obiecywał jednak żadnéj nadzwyczajności:
Pozostawiwszy więc naszych majtków zapuszczających sieć po raz trzeci, Boulanger’a i Giraud’a szkicujących do syta, ja, Maquet i Vial poszliśmy szukać szczęścia w polowaniu.
Paweł udał się z nami jako tłomacz.
Od rana już, przekonałem się z radością iż Chevet, zalecając mi go, w tym przynajmniéj względzie nieoszukał mię i że to był prawdziwy arab, gdyż oprócz małéj różnicy w wymawianiu, cechującéj dwa oddzielne narzecza, rozumieli go doskonale wszyscy do których przemawiał. |
Po godzinie polowania i zabiciu kilku siewek oraz bekasów, | ujrzeliśmy powiewającą na wielkim maszcie Szybkiego banderę, która nas przyzywała.
Umówilismy się z kapitanem iż bandera ta, wywieszona pomiędzy godziną dziesiątą a jedenastą, oznaczać będzie że już zaczęto zastawiać śniadanie.
Zaraz więc połączyliśmy się z osadą. Mieliśmy cztery wielkie wiadra pełne świeżéj i jak można najapetyczniej wyglądającéj ryby.
Trzeba było znowu wsiąść na statek, w czem właśnie trudność zachodziła, gdyż bałwany teraz były daleko silniéjsze i daleko hałaśliwsze niż pierwéj; ta okoliczność mało niepokoiła naszych majtków, którzy już od trzech godzin po szyję w wodzie siedzieli; lecz inaczéj działo się z nami.
Zaprojektowano kilka sposobów dostania się na statek: pierwszy, przez odbycie téj podróży na ramionach majtków; drugi przez usiłowanie dojścia do łodzi zawinąwszy spodnie; trzeci, przez zupełne zrzucenie odzieży i przebycie wpław przestrzeni dzielącéj nas od łodzi.
Przyjęto pierwszy sposób, i Vial dla dania nam przykładu rozpoczął pochód.
Na dziesięć kroków od łodzi, bałwan przewrócił całą tę ludzką piramidę, a majtkowie i porucznik zniknęli, lecz znowu pojawili się natychmiast, Vial przerzynał się ku łodzi, a majtkowie wracali aby się oddać pod nasze rozporządzenie.
Przykład nie był zbyt pociągający, jednak Giraud odważył się doświadczyć powtórnéj próby. Jakaś morska nimfa zapewne się w nim zakochała, gdyż cały i zdrów przybył do łodzi.
Desbarolles naśladował go i tylko nieco obryzgany dostał się na miejsce; ale Boulanger, Maquet i ja o niczem słyszeć nie chcieliśmy.
Boulanger zręcznie korzystał z tego co w marynarskim języku nazywają uciszeniem się morza. Jeżeli pani nie rozumiesz co to jest uciszenie się morza, chciéj przejrzeć Marynarski Słownik admirała Willaume, który od dni kilku jest naszym brewiarzem.
Boulanger więc korzystając z uciszenia się morza, powierzył swoje spodnie jednemu majtkowi, i podniosłszy surdut, ruszył ku łodzi, ostrożnie jak młody uczeń który po raz pierwszy staje do tańca na familijnym baliku:
Stary Ocean w tak skromnéj jego postawie widział hołd oddany swojéj potędze i łagodnym był dlą Boulanger’a.
Maquet i ja przybyliśmy wpław.
Nareszcie wszyscy razem zebrani, popłynęliśmy ku Szybkiemu.
Tam oczekiwało nas wyborne śniadanie, wzmocnione smażoną rybą, któréj oddali honory panowie Florat i Couturier, przybrani biesiadnicy, których zastaliśmy na pokładzie okrętu, jako pierwéj od nas przybyłych.
Śniadaliśmy spiesznie, powodowani nowym rodzajem ciekawości, bo jak wspomniałem był to dzień targu w Tangerze, i targ ten kończył się o godzinie pierwszéj.
W żadnym, najlepiéj nawet urządzonym domu, niemasz tak dobréj usługi jak na rządowym statku. Na rządowym statku nawet Ludwik XIV musiałby był czekać i trzeba byłoby wymyślić jeden z najcharakterystyczniejszych wyrazów dawnéj monarchii, co znaczy że zapewne nie byłby nigdy wymyślony.
Czółno kołysało się tuż przy schodkach, w momencie więc wsiedliśmy w nie: wiosła opadły i popłynęliśmy ku Tangerowi.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: Leon Rogalski.