Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/102

<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 102. Operacya
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

102.
Operacya.

Hrabia Rochester był prawie ostatnim, który zdołał się wydobyć z Wiednia bez przeszkody, ponieważ hordy tatarskie coraz ciaśniejszym kołem otaczały miasto.
Książę Aminow nie chciał się jednakże wydalić i zabrać swojej małżonki przed uleczeniem.
— Kiedyż będziesz pan mógł przedsięwziąć operacyę, na której mi tyle zależy, — zapytał nazajutrz po odjeździe Rochestera, doktora Braili.
— Jutro, mości książę, — odpowiedział Braila, — przykro mi bardzo, że księstwo będą musieli zostać tu jeszcze i przebyć z nami oblężenie Wiednia, które według wszelkich oznak będzie długie i ciężkie! Niebo niech się ulituje nad nami! Jesteśmy w wielkiem niebezpieczeństwie!
— Któż wie, może będziemy mogli jeszcze opuścić Wiedeń przed rozpoczęciem oblężenia, — rzekł książę.
— Zostańmy lepiej tutaj, mój małżonku! — mówiła Sassa, — już teraz żywność tak drożeje, że biedni skazani są na głód! Pięknem będzie zadaniem przynieść im ulgę w niedostatku.
— Muszę przypomnieć księciu panu, — rzekł Braila, — że w pierwszych dniach po operacyi księżna pani będzie potrzebowała bezwarunkowo spokoju, o bezwłocznym zatem odjeździe nie może być mowy.
— Zastosujemy się do tego, — odparł książę, — mam wielkie zaufanie do pana i spełnię wszystkie pańskie polecenia.
Zamieniwszy jeszcze kilka pełnych miłości słów z księciem, Sassa udała się do ciemnego pokoju, w którym nazajutrz odbyć się miała operacya.
Pokój ten musiał być ciemny, gdyż w razie szczęśliwego przebycia operacyi nie powinno było jasne światło uderzyć jej oczu przywykłych do ciemności. Musiała się powoli przyzwyczajać do światła i to właśnie było najważniejszą i najniebezpieczniejszą częścią zadania.
Radość, jakiej Sassa doznała na myśl, że nareszcie wydobytą zostanie z pośród tej ciemnej nocy, co ją otaczała, nie dała jej spać i z rana wstała bardzo wcześnie.
Łatwą była do pojęcia jej niecierpliwość. Miała nakoniec, tak jak inni ludzie widzieć piękną ziemię, światło słońca, zieloność drzew, sklepienie nieba i ludzi.
Godziny, upływały jedna za drugą. Nareszcie do pokoju Sassy wszedł doktór Braila z pomocnikami.
Podeszła naprzeciw niemu i podała mu rękę z radością.
— Niech Bóg błogosławi panu i ręce pana, — rzekła, — teraz ma się wszystko rozstrzygnąć!
Braila zaprowadził młodą księżnę do krzesła, które przyniósł z sobą i do którego ją przywiązano tak, żeby nie mogła się poruszyć.
Następnie otworem zrobionym w oknie wpuszczono promień światła na twarz Sassy, żeby lekarz przy operacyi mógł widzieć.
Służąca ze drżeniem, ukrywając łzy przestrachu, stała w blizkości.
Braila wziął w rękę ostro zakończony nóż i przystąpił do krzesła niewidomej.
Sassa otworzyła oczy i pozostała nieruchoma.
Zręczny operator rozpoczął niebezpieczną i decydującą czynność. Oddaliwszy błonę zasłaniającą jedno oko przy pomocy ostrego narzędzia, uwolnił następnie drugie oko od tej samej przeszkody.
Na znak jego znikł natychmiast promień światła z pokoju, w którym panowała zupełna ciemność.
Operacya odbyła się prawie bez bólu.
Pomocnicy lekarza rozwiązali Sassę od krzesła.
— Co to jest? — zapytała Sassa, — czy operacyi nie będzie?
— Operacya już skończona, mościa księżno, — odpowiedział Braila, — wszystko skończone.
— Biada mi... nie widzę nic! — rzekła Sassa.
— To rzecz naturalna! Księżna pani nie może jeszcze nic widzieć, gdyż tu jest zupełnie ciemno, a wzrok musi się powoli przyzwyczajać do światła. Sam jeszcze nie wiem, czy mi się udało przywrócić wzrok księżnej pani, ale mam nadzieję, że tak jest. Niech księżna pani raczy pozostać, o ile można, spokojną.
— To mnie dziwi, — odrzekła Sassa, — sądziłam, że zaraz będę widziała, tak jak wszyscy. Poddaję się jednak pańskim przepisom. Kiedyż będę mogła widzieć?
— Tego dziś jeszcze oznaczyć nie mogę, — rzekł Braila.
I pożegnawszy księżnę odszedł z pomocnikami.
Sassa pozostała sama ze swą służącą, nawet małżonek nie mógł jej odwiedzać.
Następnego dnia Sassa zaczynała już rozpaczać, ponieważ nie czuła żadnej zmiany.
Nareszcie przyszedł Braila i uchylił cokolwiek okiennic.
W pokoju panował zmrok bardzo słaby, tak, że zaledwie można było dojrzeć słabe zarysy znajdujących się w nim osób.
Nagle Sassa wydała krzyk zadziwienia i radości.
— Co to jest? — zawołała, — to nie ta sama ciemna noc, co mnie otaczała dotychczas! Spostrzegam jakieś kształty!
— Wielbimy za to Wszechmocnego, księżno pani! — rzekł Braila głosem drżącym ze wzruszenia, — to dowód, że wzrok odzyskany!
Służąca płakała głośno.
Była to wzruszająca niepodobna do opisania scena.
Sassa musiała się dopiero przyzwyczajać do nowych zupełnie dla niej wrażeń. Przez długi czas nie śmiała się poruszyć. Widziała postacie Braila i swej służącej, jako słabe cienie wśród mroku.
Następnie upadła na kolana.
Szczęście, którego pierwszy cień dopiero objawiał się jej, było tak wielkie, że musiała za nie podziękować Niebu.
Wstała po chwili i podała rękę doktorowi.
— Widzę pana, wiem nie słysząc i nie dotykając, że jesteś, — rzekła, — przyjm podziękę ocalonej, którą z wiecznej nocy wyprowadziłeś! Niech to panu Bóg wynagrodzi!
— Najpiękniejszą moją nagrodą jest radość z udania się operacyi, mościa księżno, — odpowiedział Braila wzruszony, — ale teraz należy zachować ostrożność. Z każdym dniem będzie przybywało cokolwiek więcej światła, powoli wszystko stawać się będzie wyraźniejszem dla księżnej pani i tym sposobem księżna pani oswoi się z nowemi wrażeniami.
Braila wyszedł.
W przyległym pokoju czekał w największym niepokoju książę.
— Czy mogę prosić księcia pana? — rzekł doktór.
— Przedewszystkiem uspokój mnie pan! — odpowiedział książę Aminow, — uwolnij mnie od dręczącej niepewności.
— Jestem szczęśliwy, mości książę, że mogę oznajmić, iż operacya się udała, — rzekł Braila.
— Moja żona będzie widziała? odzyska wzrok? — zapytał książę i wszedł do nadzwyczaj słabo oświetlonego pokoju.
— Tak! widzę cię już teraz, mój mężu! — odezwał się radosny głos Sassy, zbliżającej się do księcia, który ją objął w uścisku.
— Widzisz mnie? — zapytał.
— Widzę cię, tak! — odpowiedziała Sassa, dotykając ręką małżonka, ażeby się upewnić, że tam był rzeczywiście, gdzie go spostrzegła, — mój Boże! jakie to szczęście widzieć!... a doktór mówi, że ja będę jeszcze lepiej widziała!
Radość Sassy nie miała granic. Przezorny Braila musiał ją upominać, żeby panowała nad swemi uczuciami.
A gdy książę z polecenia doktora oddalił się, gdy Sassa ze służącą pozostała sama, łzy radości popłynęły z oczu tej niegdyś biednej, niewolnicy z Sziras, która teraz widziała promień szczęścia przed sobą.
Nazajutrz Braila uchylił znowu nie co więcej okiennicy i w pokoju zrobiło się nieco jaśniej, chociaż okna były ciągle jeszcze od promieni słońca zabezpieczone.
Sassa patrzyła na wszystkie przedmioty z nieopisanem zajęciem. Znała ona wszystkie z dotykania, a teraz spostrzegała kształty, doznawała niewyraźnego jeszcze wrażenia barw, i do tego dopiero przyzwyczajać się musiała. Pod tym względem miał słuszność Braila, pierwszy mężczyzna, którego szanownej i poważnej twarzy dokładniej się przyjrzała.
Następnie przyszedł książę i wzruszającem było patrzeć na nią, gdy przystąpiła do niego a następnie stanęła uszczęśliwona i zdumiona. Po raz pierwszy ujrzała już nietylko zarysy postaci ale twarz swego małżonka, który jej przyniósł kosztowny łańcuch i zawiesił na szyi.
— Ostatnie niebezpieczeństwo przeminęło, — zadecydował Braila, — jutro będziemy mogli otworzyć okiennice zasłaniając tylko okna kolorowymi firankami od światła, a później, gdy dzień będzie pochmurny, księżna pani będzie mogła wyjść.
Książę przejęty wzruszeniem, podziękował lekarzowi za pomoc i powiedział mu, że dziesięć beczek złota przyniesiono w tej chwili do jego domu, jako umówione honoraryum za szczęśliwą operacyę.
Jednego z następnych dni, kiedy niebo było pochmurne, Sassa mogła opuścić pokój, którego okiennice teraz już zupełnie były otwarte.
Książę wyprowadził Sassę do ogrodu, w którym każde drzewo, każdy krzew, każdy kwiat wprawiał w radość i zachwyt dziwiącą się wszystkiemu Sassę. Nie mogła się ona niczemu napatrzeć, wielbiła łaskę nieba i dobroć swego małżonka, któremu zawdzięczała możność używania życia i podziwiania wszystkiego.
Tymczasem przybył do Wiednia kuryer z Moskwy, ażeby oznajmić księciu, że jego monarcha powołuje go do siebie. Kuryer ten z wielkim trudem dostał się do stolicy cesarskiej.
Gdy książę zawiadomił o tym rozkazie swą małżonkę, zachwycającą się wszystkiem, co widziała, zgodziła się ona z nim, że trzeba wyjeżdżać natychmiast.
Przygotowano powozy podróżne, pożegnano się z lekarzem i oznaczono wyjazd na dzień następny.
Pomimo, że hrabia Stahremberg, komendant miasta przybył do księcia, ażeby mu przedstawić niebezpieczeństwo wyjazdu, postanowienie jego było niezachwiane. Oświadczył, że nie może pozostać dłużej w Wiedniu.
Dla jego małżonki rozstanie się z miastem, w którem ujrzała światło dzienne, było tem przykrzejszem, że byłaby chętnie pozostała w Wiedniu, ażeby dzielić trudne położenie z jego mieszkańcami, ale musiała się poddać.
Godzina odjazdu nadeszła. Lekarz Braila przybył raz jeszcze do pałacu księcia, zbadał oczy Sassy i uznał, że nie ma już żadnego niebezpieczeństwa, i że cała kuracya powiodła się świetnie.
Sassa serdecznie pożegnała swojego dobroczyńcę, następnie wsiadła z księciem do powozu podróżnego, służba zajęła miejsce w innych powozach i wkrótce cały orszak przebył bramę miasta udając się w daleką podróż.
Napróżno oficerowie osady pilnującej bramy ostrzegali księcia o grożących niebezpieczeństwach. Nie chciał on w nie wderzyć i puścił się w drogę, przekonany, że hordy tureckie jego, jako posła cesarskiego przepuścić będą musiały.
Sassa była smutna i prosiła męża, ażeby wpływem swoim nakłonił swego monarchę do przymierza z Janem Sobieskim i cesarzem, jakkolwiek jednak książę Aminow spełniał chętnie każde życzenie swej małżonki, w tym jednym przecież względzie postanowił się jej oprzeć.
Zaledwie powozy podróżne oddaliły się o milę od Wiednia, gdy nagle zostały otoczone i zatrzymane przez jezdnych Tatarów.
Służący wysiedli i uciekli ku powozowi księcia. Sassa i jej małżonek ujrzeli, że Tatarzy z dobytemi szablami uderzali na ich służbę, mając zamiar ją wymordować.
Książę Aminow wyskoczył z powozu i zażądał jako poddany i wysłannik cara Moskwy, wolnego przejazdu przez szeregi Tatarów, którzy już wszystkie drogi pozajmowali. Słowa jego jednakże nie wywierały żadnego wpływu i Sassa z przerażeniem spostrzegła, że przeciwko jej małżonkowi także dobyto szabli.
Wtedy książę zażądał, ażeby się mógł widzieć z dowódzcą.
Jeźdźcy ulegli temu żądaniu i kilku z nich odjechało galopem, inni zaś pozostali na straży przy powozach.
Upłynęło kilka godzin niepewności, nareszcie nad wieczorem dowódca Tatarów przyjechał i przystąpił z grzecznością do księcia.
— Już zapóźno, mości książę, — rzekł, — nie jest w mojej mocy przepuścić waszą książęcą mość przez gęste szeregi moich ludzi.
— Ależ ja żądam przejazdu w imieniu mego monarchy! — odpowiedział książę.
— Chociażbym sam nie miał nic przeciw temu, żeby książę pan z małżonką i służbą puścił się w dalszą drogę, — odrzekł dowódca Tatarów, — to nakazuje mi sam wzgląd na dostojeństwo księcia pana i przezorność, ażebym nie dozwolił dalszej podróży, ponieważ nie jestem w stanie zabezpieczyć księcia pana od nieprzyjaznych kroków innych oddziałów. Tutaj w mojej obecności mogę zaręczyć, że skłonni do rabunku i żądni krwi jeźdźcy nie poważą się księcia pana zaczepić, nie mogę jednak zaręczyć, czy to nie nastąpi w dalszej podróży.
— Pomyśl pan o następstwach tego oświadczenia i wyrządzonego mi gwałtu, — rzekł książę Aminow niechętnie.
Dowódca Tatarów wzruszył ramionami.
— Nie jest w mej mocy postąpić inaczej, mości książę, — odpowiedział.
— W takim razie muszę się poddać przemocy, ale pan będziesz odpowiedzialnym za następstwa.
— W wojnie ustają wszelkie względy. Wolę tutaj pana zatrzymać niż przyjmować odpowiedzialność za dalszą podróż.
Książę Aminow widział, że tej przeszkody pokonać nie zdoła, musiał się zatem poddać konieczności.
— Zamknięto nam drogę, — rzekł do Sassy, wsiadając napowrót do powozu, — nie możemy jechać dalej. Może nam się powiedzie z innej strony miasta wydostać się po za ten żywy pierścień, którym miasto jest otoczone.
I ta jednak nadzieja okazała się płonną.
Powozy udały się na inną drogę, lecz także zostały zatrzymane i z wielkim trudem zdołał książę uchronić się od czynnej zaczepki, wraz ze swą małżonką i służbą.
Po długiem i niebezpiecznem błądzeniu, podróżni nasi przybyli z powrotem pod bramy Wiednia, gdzie znów nie chciano udzielić im wstępu.
Dopiero, gdy książę Aminow wykazał, kim jest i gdy zawiadomiony hrabia Stahremberg wydał rozkaz, wpuszczono powozy do miasta i księstwo wraz ze służbą mogli powrócić do swego pałacu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.