Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/018

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 18. Prace kapłańskie. — Missye w Elblągu.

Równocześnie z pracą szkolną szła praca kapłańska i misyonarska. Hozyusz obsypywał „swoich“ Jezuitów dobrodziejstwami, ale też i wyzyskiwał ich pracę dla swej dyecezyi niemiłosiernie; uginali się pod nią, tracili zdrowie. „Nowinkarzy“ w Brunsberdze nie było jawnych — sympatyzujących z herezyą i zobojętniałych katolików znalazło się sporo. Katechizacyami w mieście i po wsiach, kazaniami zwłaszcza znakomitego teologa-mowcy O. Fahe, pracą w konfesyonale, nabożeństwami z niebywałą wystawnością i pięknym śpiewem chóralnym odbywanemi, a zwłaszcza kongregacyą maryańską civium et civissarum 1600 r. dla obywateli i obywatelek miasta erygowaną i mającą osobną swą przybudowaną do kościoła kaplicę, ściągnęli Ojcowie wszystką miejską i okoliczną ludność do świeżo a z dobrym gustem odnowionej swej świątyni, pouczyli i umocnili w wierze, przyzwyczaili do częstszych sakramentów, słowem, w ciągu roku odmienili postać rzeczy. Uradowany tem Hozyusz, zawezwał ich do Elbląga.
Wraz z Gdańskiem i Toruniem, Elbląg uzyskał roku 1558 po cichu przywilej tolerancyjny królewski, opatrzony wszelako tylko podpisem podkanclerzego Przerębskiego, zaprowadził u siebie konfesyę augsburską, wygnał katolickich księży, zabrał wszystkie kościoły i klasztor Dominikanów z dobrami i dochodami, w klasztorze Brygidek urządził szkołę luterską; słowem, zniósł doszczętnie kult katolicki[1]. Natomiast sprowadzeni z Królewca, Gdańska, Chełmna i Torunia „ministrowie“ głosili bezkarnie „czystą ewangelię“, wymyślając, co wlazło, na papieża i papistów, na Hozyusza i sprowadzone przez niego „czarne suknie“ (Schwarzroecke) Jezuity. Przerażony tem Hozyusz, słał często listy do króla, których ten nie czytał, więc przez sekretarza królewskiego, zacnego Nideckiego i podkanclerzego Myszkowskiego wyjednał przecie u króla rozkaz oddania dwóch kościołów katolikom, a w braku świeckich księży wysłał tam Jezuitów.
OO. Fahe i Ascherman podjęli się niewdzięcznej misyi i w listopadzie 1567 r. stanęli w luterskim Elblągu. Magistrat oddał im kościół św. Mikołaja, ale klucze od niego, zakrystyi i skarbca powierzył syndykom, lutrom; zakrystyan i organista byli także lutrami. Ojcowie musieli formalnie wyżebrać sobie każdorazowe otwarcie kościoła, wydanie aparatów, kielicha, znosić grubiaństwa zakrystyana, i naumyślne psoty wśród nabożeństwa, organisty.
Zrazu tolerowano ich w mieście, oni zaś, zwłaszcza O. Fahe swą wymową i cierpliwością jednali sobie coraz liczniejsze grono słuchaczów i zwolenników; mniej zacięci wracali do „starej wiary“, garstka steroryzowanych katolików wysuwała się śmielej ze swego ukrycia, rosła w liczbę. Gniewało to „ministrów“. W kościele Panny Maryi, gdzie wszystkie sekty wspólnie odbywały swe nabożeństwa, poczną skarżyć się na „tamowanie czystej ewangelii“, piorunować na sprawców złego, Jezuitów. Sfanatyzowany tłum dalejże insultować ich na ulicy, tłuc szyby w oknach ich domu, przerywać krzykiem ich nabożeństwa, nareszcie kamieniami rzucać na każącego lub mszę św. odprawiającego O. Fahe. Towarzysz jego, O. Ascherman, doznawał podobnego losu, gotował się na męczeństwo[2]. Zjedzie komisarz biskupi, kanonik Zimmermann, wezwie burmistrza; ten się tłumaczy, iż żadne skargi nie weszły od katolików do magistratu, o tumultach nic nie wie, plotki to nie zasługujące na wiarę. Upominające listy królewskie, zabezpieczające spokojny pobyt Jezuitów w mieście, kładł burmistrz ad acta, ufny w opiekę wojewody Czerny i pobłażliwość króla. Tymczasem O. Fahe, wskutek pracy i ciągłych udręczeń, zapadł na zdrowiu.[3] Zastąpił go chwilowo rektor, O. Astensis, mniej wymowny kaznodzieja, ale wyborny katecheta. Przybył w kwietniu 1568 r. i sam Hozyusz.
Przyjęty przez magistrat i miasto grzecznie, ale po długich teologicznych perswazyach i napominaniach, gdy zażądał wydalenia z miasta przybłędy „ministra“ Neogeorga, podburzającego lud, otrzymał odpowiedź: „Niech on Hozyusz, wypędzi pierwej Jezuitów.“ Urażony tem wyjechał przed Wielkanocą, chociaż miał zamiar pontyfikować w pierwsze święte w kościele farnym, zaniósł żałobę na zuchwalców do króla i uzyskał nareszcie królewski dekret wypędzenia Neogeorga. Niewiele to pomogło, dekret złożono ad acta, Neogeorg jeszcze zawzięciej podburzał lud przeciw „dyabelskim wszawym“ (teuflische, läusige) Jezuitom, do tego stopnia, że tłum rzucił się na O. Astensis’a i znieważył go czynnie. Dopiero komisya królewska z kasztelanem gdańskim, Janem Kostką na czele, ukarała burmistrza i dwóch rajców złożeniem z urzędu i przed sąd królewski stawiła. Neogeorg jednak nie opuścił miasta, fanatyzował tłumy dalej, bo król, zawsze mięki i chwiejny, dał komisyi sekretne polecenie, aby „nie doprowadziła do ostatecznościk“, tj. nie użyła siły i przymusu. Niebawem i złożonych przywrócono do urzędów, a, rzecz charakterystyczna, sam Hozyusz wstawił się u króla za nimi, rozumiejąc, że przez to pozyska ich sobie i sprawie katolickiej. Zawiódł się srodze. Z biedą wielką, i to po dwukrotnem, surowem napomnieniu króla, oddał magistrat komisarzom biskupim w listopadzie 1568 r. dobra i dochody parafialne, które przed trzema laty zagarnął bezprawnie.
Jezuici jednak pozostali na straconej czacie. Przy kościele św. Mikołaja, który nareszcie otrzymał swego proboszcza w osobie ks. Seweryna Wildschütza, a potem ks. Walentego Helwiga, pracował znów O. Fahe, a w przedmiejskim kościele św. Trójcy O. Ascherman, z małym skutkiem[4] i wśród ustawicznych udręczeń od „wyznawców augsburskich“, wśród przykrości od ks. Wildschütza, który — dobry mowca, ale próżny człowiek, znosić nie mógł O. Aschermana, cieszącego się szacunkiem i wziętością.
Z końcem sierpnia 1569 r. pożegnał Hozyusz „swoich“ Jezuitów i dyecezyę, do której nie miał powrócić. Wyprawiał go do Rzymu król w poselstwie do Piusa IV. w sprawie spadku po swej matce w Barze i sum neapolitańskich. W zastępstwie swem zostawił koadjutora i jeneralnego wikarego, Marcina Kromera. Ten, nękany sporami z kapitułą o swą koadjutoryę, nie mógł tak skutecznej opieki dać elblągskim Ojcom, jak tego twarda ich dola wymagała. Rozzuchwalony tłum znęcał się formalnie nad nimi, znieważał na ulicach, niepokoił w mieszkaniu, wszczynał burdy w kościele podczas kazania i nabożeństw. Napróżno błagali magistrat, aby ich wziął w obronę przed pospólstwem, które na wiadomość o śmierci króla Zygmunta Augusta już życiu ich zagrażało. W odpowiedzi na swą prośbę z d. 31. grudnia 1572 otrzymali od magistratu dekret wygnania (2 stycznia 1573) tej osnowy: „Jezuitów cierpiano tylko przez cześć i szacunek dla króla. Ponieważ zaś według uchwały pruskich stanów odzyskanie ukróconych praw podczas bezkrólewia jest w zwyczaju, przeto magistrat zabrania Jezuitom, jako bezprawnym wtrętom, wstępu do obydwóch kościołów i rozkazuje wydać wszystkie rzeczy kościelne i jeszcze przed epifanią (święto Trzech Króli 6 stycznia) opuścić miasto“.
Oni na to: „Opuścimy chętnie miasto, w którem tylko udręczeń wiele zaznaliśmy, ale, że nas tu przysłał kardynał i koadjutor jego, przeto prosimy o kopię banicyjnego dekretu, takowy prześlemy koadiutorowi i skoro ten nas odwoła, wyjdziemy z miasta. Tymczasem żądamy od magistratu opieki bezpieczeństwa. Inaczej nie ustąpimy“. Burmistrz zbył ich krótko: „wasza to sprawa, wyjść musicie“. Jakoż 5 stycznia wysłał policyjnych drabów, którzy, uwięziwszy ojców, wyprowadzili ich wśród urągowisk i przekleństw tłumów z miasta i odstawili na granicę Warmii. Wszelki kult katolicki ustał w Elblągu, wskrzeszony dopiero 1617 r.
Z niewypowiedzianą boleścią przyjął tę wiadomość Hozyusz, bawiący w Rzymie. Przez sekretarza swego, Reszkę, polecał sprawę Elbląga i „swoich“ Jezuitów nowemu królowi, Henrykowi Walezemu, gdy się ten z Francyi wybierał do Polski, ale Walezy o pięknych kobietach, nie o Jezuitach wolał słuchać poselstwa[5]. Odtąd zajęty w Rzymie urzędem penitencyarza wielkiego i wlokącą się bez końca sprawą Baru i sum neapolitańskich[6] Hozyusz zdala tylko opiekował się „swymi“ Jezuitami w Brunsberdze, odbierał od ich rektora w pewnych czasach dokładne relacye o stanie szkół i seminaryów, wydawał stosowne polecenia do administratora dyecezyi Kromera i kapituły, aby we wszystkiem Jezuitom pomocnymi byli, od czasu do czasu przysyłał nie wielką pomoc pieniężną, nie zapomniał o nich i w testamencie, legując im skromną sumę, sam bowiem znajdował się w częstych kłopotach pieniężnych, a umierając, zostawił 10.000 dukatów długu, na którego pokrycie całe jego mienie ledwo wystarczyło. Umarł ten „filar katolicyzmu w Polsce“, a wielki patron i szczery przyjaciel zakonu Jezuitów 5. sierpnia 1579 r. w Kapranice na rękach spowiednika swego, Jezuity O. Oliwiera i sekretarza swego, Reszki w 75 roku życia. Stosownie do jego ostatniej woli zwłoki pochowano w tytularnym jego kościele Sanctae Mariae trans Tiberim, a Reszka postawił mu marmurowy nagrobek z pięknym napisem.





  1. Szczegółowe opowiadanie tej gospodarki luterskiej w Elblągu w latach 1555—1557 w Card. Hosii Epist. t. II, 871, 890, 1551, 1893, 1654, 1498, 997, 1257, 1301.
  2. Vita St. Hosii autore St. Rescio, 198, 202.
  3. Powszechne było mniemanie, że O Fahe zaniemógł wskutek trucizny, zadanej przez heretyków; dowodów na to niema.
  4. „Już się im dużo dokazać zdało, że w tym roku (1567) 30 ubogich ludzi (homululos) w święto Bożego Narodzenia do komunii św. zebrać potrafili“. Rostowski, 15. W następnych latach nie było lepiej.
  5. Eichorn II 190—208, 403—406.
  6. Sprawa spadku Baru i sum neapolitańskich po śmierci Zygmunta Augusta utknęła zupełnie. Siostry więc króla zrzekły się praw swoich na rzecz Anny królewnej; przy wytężonych staraniach Hozyusza sąd neapolski uznał tę cesyę sióstr na rzecz Anny i kazał wypłacić zaległe raty i procenta 1575 r. Aliści najwyższy trybunał w Neapolu skasował to orzeczenie sądu i dopiero po wielu zabiegach Hozyusza, po usilnem naleganiu papieża Grzegorza XIII na vice-króla neapolitańskiego, wypłacono Annie 40.000 dukatów, tytułem zaległych procentów 1576 r. W rok potem, pomimo zrzeczenia się, występuje z pretensyami do 50.000 duk. procentu z swej części Katarzyna szwedzka, siostra Anny, proces wlecze się dwa lata, kończy się w lecie 1579 kiedy Hozyusz był w grobie.
    Otóż jego pensya, jako posła królewskiego w Rzymie, skromna bardzo, bo 2000 tal. rocznie, płaconą być miała z onych procentów od sum neapolitańskich. Łatwo więc pojąć, że skoro podczas trwania procesu — procentu nie płacono, to i Hozyusz swej pensyi nie pobierał; wypłacono mu ją raz tylko 1576 r. w kwocie 4.000 dukatów, któremi popłacił długi, i znowu się w ostatnim roku życia zadłużyć musiał. (Eichorn II. 515—517).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.