Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/044

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 44. Rzut oka na prace Jezuitów od r. 1564—1586.

W piętnastu tedy kolegiach i domach na polskiej i siedmiogrodzkiej ziemi pracował zakon, kiedy wielki Batory przedwcześnie schodził do grobu.
Rzućmy okiem na te prace.
Celem ich zwalczenie różnowierstwa najprzód na polu szkolnictwa, na którem ono dotąd górowało. W ciągu lat 20 otworzyli Jezuici dwie akademie w Wilnie i w Brunsberdze, bo tak kolegium hosiańskie powszechnie nazywano, chociaż wielki kurs teologii otwarty tam został dopiero 1592 r.; dziesięć szkół gimnazyalnych: w Pułtusku, Jarosławiu, Poznaniu, Połocku, Koloszwarze, Białogrodzie (Alba Julia), w Rydze, Nieświeżu, Lublinie, Kaliszu i pro-gimnazyum w Dorpacie, razem więc trzynaście zakładów naukowych, a w nich do 5000 uczniów, w połowie synów szlachty, w połowie mieszczan, prowadzonych tak pod względem nauk jak wychowania według jednej modły, z której wzór brali do swych uczelni różnowiercy.
Mistrzami szkól byli początkowo cudzoziemcy, co szkoły te czyniło tem ponętniejsze, bo już wtenczas Polacy cenili wyżej to, co zagraniczne, różnowiercy zwłaszcza chętnie mieli u siebie pedagogów cudzoziemców i opłacali drogo. Nie dlatego jednak Jezuici sprowadzali z zagranicy profesorów, ale czynili to dla braku polskich Jezuitów, których w ciągu lat 20 nie podobna było tylu wychować, aby ich na przełożeństwa, i kaznodziejstwo, na missye i szkoły starczyło, chociaż nowicyat liczył 30—50 nowicyuszów.
W akademii wileńskiej wykładali teologią scholastyczną przez długi czas niemal wyłącznie cudzoziemcy, zrazu Niemcy, jak Michał Tolmajner, potem inni, jak Portugalczyk sławny Emanuel de Vega, Hiszpanie Antoni Arias i Michał Ortiz, Anglik Ryszard Singleton i inni. Podobnie w Rydze, Dorpacie i Brunsberdze nietylko profesorowie, ale i kaznodzieje niemieccy, bo Warmia z dawien dawna była niemiecką, byli zrazu obcokrajowcami, niektórzy z nich, jak Szkot O. Robert Abircentius, Niemcy O. Piotr Fahe (Fhaë), Filip Widmanstadt, Ambroży Voelker, zasłynęli wymową, nauką, dziełami polemicznemi. Podobnież w Koloszwarze i Białogrodzie uczą szkół cudzoziemcy, Anglik Jan Howlet, Hiszpan Jan Gonzalez, Neapolitańczycy Terriceli, Petrosa, Salpa. Za to w innych szkołach nauczają wyłącznie prawie Jezuici polscy, ale co chwila odrywani od szkoły do ambony, do misyj, na przełożeństwa, bo praca rosła pod ręką, a ludzi sposobnych do niej tak prędko uformować było niepodobna[1].
Mimo to nauki, zwłaszcza studya klasyczne, musiały w tych szkołach stać wysoko, skoro najcelniejsi różnowiercy syny swe do nich posyłali, a wiele szkół dyssydenckich zniknęło dla braku uczniów. Nawet katolickie szkoły parafialne i katedralne w miastach, gdzie były jezuickie, nie wytrzymały współzawodnictwa, upadały, albo schodziły do rzędu szkółek elementarnych. Napróżno gniewały się o to kapituły i magistraty. W Wilnie i Połocku, aby dziatwę ruską odciągnąć od szkół schizm atyckich, otwarli Jezuici bezpłatną szkołę ruskiego czytania, pisania i rachunku, a w Brunsberdze takąż szkółkę niemiecką „dla dzieci rzemieślników“. Wszędzie zaś z naukami i przez nauki, wszczepiali w młodzież ducha katolickiej wiary i pobożności, bo ten był cel główny ich szkół, a szkół bezwyznaniowych nie znał wiek XVI. Mając w szkołach wiele i zacnej rodem młodzieży różnowierczej, nie drażnili sami, ani pozwalali drażnić jej uczuć religijnych, ani zmuszali uczęszczać na nabożeństwa. Zostawiali to jej dobrej woli, żądali tylko, aby przychodziła na kazania, a to dlatego, że obowiązkiem jest każdego dać się pouczyć o prawdach wiary św katolickiej. Zresztą czynili to samo różnowiercy z katolicką młodzieżą w swych szkołach. Prawda, że wielu z tej różnowierczej młodzieży wracało do tej wiary św. katolickiej, którą ich ojciec lub dziad lekkomyślnie porzucił, ale działo się to siłą wpływu otoczenia i kierunku nauk na wskroś katolickiego, nie zaś namową, tem mniej moralnym przymusem, acz nie przeczę, że tu i ówdzie stało się to za insynuacyą którego Jezuity, albo ucznia kolegi. I różnowiercy nie robili sobie szkrupułu katolickich uczniów przeciągać na swą wiarę; jakoż wielu z nich uległo pokusie
Drugą, odporną raczej jak zaczepną bronią przeciw herezyom były publiczne dysputy religijne. Odróżnić je należy, jak już wspomniałem wyżej, od dysput szkolnych, bo te wchodziły w system dawnej scholastyki, służyły dla ćwiczenia dowcipu, a czasem dla uświetnienia jakiej uroczystości kościelnej, szkolnej lub narodowej. Dla uczczenia np. nowo wybranego jenerała zakonu Lajneza 1558 r. w Rzymie, dysputował w kwestyach teologicznych O. Lambert Auer; dyspucie przewodniczyli sławni profesorowie teologii, Emanuel Sa i Jakób Ledesma przysłuchiwali się, a nawet brali w niej udział jako oppugnantes kardynałowie i prałaci[2]. Podobnemi dysputami szkolnemi czciła akademia wileńska króla Batorego. Dopiero różnowiercy z dysput szkolnych urobili sobie broń zaczepną przeciw Katolikom, zwłaszcza podczas sejmów i wielkich zjazdów. Koryfeusze ich, jak Goliat wojsko Izraela, wyzywali w szranki Katolików i zrazu odnosili zwycięstwo, bo niestety, po katolickiej stronie brakowało Dawidów. Dlatego nuncyusze i legaci papiescy do Francyi, Niemiec i Polski brali z sobą „dzielnego teologa“ Jezuitę, któryby przyjął wyzwanie i zwyciężył. Na stawną dysputę religijną z protestantami (colloquium) w Poissy 1561 r., w której uczestniczyło 6 kardynałów, 36 biskupów i wielu teologów Sorbony, a Hugonotom hetmanił Teodor Beza, przywiódł z sobą legat papieski kard. Ferrara, jako teologa, jenerała Jezuitów Laineza, który wymową i nauką zadziwił wszystkich, ale heretyków nie przekonał. Legatowi Commendone towarzyszył do Niemiec 1563 wspomniany wyżej O. Auer, ażeby publiczne dysputy odbywał z heretykami[3]; w Polsce zaś za drugim jego pobytem 1572 był jego teologiem sławny O. Toletus. Zbierał się właśnie w maju 1572 sejm, korzystał z tego krzykacz sejmowy, „brat czeski“, Niemojewski i wyzwał Toleta na publiczną dysputę. Kasztelan wileński, Jan Chodkiewicz, podówczas jeszcze kalwin, prosił go, aby wyzwanie przyjął, a wysłuchawszy onej dysputy do końca, rzekł: „ugruntowałem się teraz w katolickiej wierze“ i wnet potem złożył publiczne wyznanie wiary w ręce legata. Niemojewski jednak przekonać się nie dał, owszem w pamflecie swym na Jezuitów poznańskich przechwalał się, że Toleta pokonał[4]. Była to druga głośna w Polsce publiczna dysputa religijna, a stroną zaczepiającą byli różnowiercy. Na ludzi dobrej woli, a zachwianych w wierze, albo obałamuconych nowinkami, publiczne te dysputy nie pozostawały bez dodatniego wpływu, bo wyjaśniały dogmat, ukazywały nicość heretyckich zarzutów, usuwały trudności, które myślący umysł ale teologicznie nie dość wykształcony, łatwo sobie tworzył, a rozwiązać nie umiał. Dlatego Jezuici, do dysputy wezwani, zawsze ją przyjmowali, a często oni pierwsi rzucali rękawicę i otwarcie szkół rozpoczynali dysputą religijną, do której współudziału zapraszali różnowierców. Głośne na całą Polskę były ich dysputy z Wolanem i Trzecieskim w Wilnie 1570, z Niemojewskim w Poznaniu 1574, z tymże Niemojewskim i Prażmowskim w Radziejowie 1581, z aryaninem Czechowiczem i Niemojewskim w Lublinie 1581 i 1586[5]. Palma zwycięstwa nie musiała być po stronie różnowierców, skoro na synodzie Lutrów, Kalwinów i Braci czeskich 1582 r. uchwalono, nie wyzywać Jezuitów na dysputy i nie przyjmować wezwania od nich. Jak tyle innych uchwał, tak i ta nie została ściśle wykonaną. Kilka głośnych dysput miało miejsce jeszcze w pierwszej połowie rządów Zygmunta III, jak np. w Wilnie 1599 O. Marcina Śmigleckiego z ministrami: Mikołajewskim, Janicyuszem i Gracyarem o prymacie papieża i bezżeństwie księży, ale później rzadko już słychać o nich; sami Jezuici, przekonawszy się, że zamiast zbliżyć do porozumienia i zgody, jątrzą tylko i waśnią bardziej umysły, zarzucili je zupełnie, zatrzymując tylko dysputy jako ćwiczenie szkolne, scholastyczne, ale i wtenczas i przedtem za przedmiot ich brali niemal zawsze dogmata, najbardziej przez heretyków atakowane, jak o prymacie Piotra św., o bóstwie Chrystusa Pana, o Najśw. Sakramencie, o czci Świętych, o czyścu. Właściwa doba dysput publicznych trwała ledwo ćwierć wieku (1574—1600), nieudałe colloquium charitativum toruńskie zdyskredytowało je do reszty.
Cięższe nierównie rany zadawali Jezuici herezyi polemiką na pióra. W dyalektyce rzadko kto im dorównał, zaprawiali się do niej przez szereg lat studiów filozoficznych i teologicznych. Główna doba polemiki książkowej rozpoczyna się wcześnie, koło 1577 r., trwa nieprzerwanie to z herezya, to z schyzmą, aż do połowy XVII wieku, do wojen kozackich. Jasność, loiczność i ciętość są tej polemiki przymiotami. Znaczny poczet Jezuitów, pisarzy polemicznych i apologetycznych podaję na właściwem miejscu[6]. I znowu Niemojewski z Wolanem „archiministrem“ Kalwinów litewskich, swemi napaściami, ten na Skargę, tamten na Jezuitów poznańskich, dali tej polemice początek. Wileńscy profesorowie teologii: OO. Wawrzyniec Faunt, Emanuel Vega, Adryan Jungę, ścierali się dzielnie nietylko z polskimi, ale i niemieckimi heretykami; żadne dzieło, żadna rozprawa, czy broszura tych błędników, w kraju wydana, lub z Niemiec przywleczona, nie uszła bez należytej odprawy i skarcenia. Nie usuwali się od polemiki książkowej kaznodzieje Wujek i Skarga, Herbest i Konarius, a nawet Possevino wśród dyplomatycznych trosk i zabiegów znalazł czas na polemikę z Wolanem. Dzięki tej czujności i ciętości polemiki jezuickiej, broszurowa i książkowa propaganda takich Niemojewskich, Wolanów, Czechowiczów, Prażmowskich, którym ani nauki, ani zdolności, ani fanatycznej prawie żarliwości odmówić nie można, nietylko nie miała powodzenia, ale owszem wskutek polemiki, jaką wywołała, wielu niezacietrzewionych w uporze, obałamuconych tylko różnowierców, na Litwie zwłaszcza, wracało do „wiary ojców“. Gniewało to hersztów herezyi, Jezuici na każdym kroku psuli im robotę, więc im też nie szczędzili wyzwisk i obelg.
Potęgowała gniewy zazdrość. Król, magnaci, nawet heretyccy panowie otaczali Jezuitów szacunkiem, opieką, zaufaniem, syny im swoje do szkół oddawali, a nie rzadko przechodzili sami do obozu Katolików, jak Chodkiewicz, Radziwiłły, Pacowie, Wołowicze, Sapiehowie na Litwie, hetman Mielecki, Sieniawski, Firleje, Zborowscy, Stadniccy, Gostomscy, Sienińscy, Lanckorońscy, Janusz kżę Zasławski, Braniccy z Ruszczy itd. itd w Koronie. Pokora nie była zaiste cnotą heretyków, więc żółknieli z zazdrości.
Do tej moralnej porażki łączyła się materyalna, gdy z rokiem każdym ubywało im protektorów hojnych, łożących znaczne sumy na druki, szkoły i zbory i na „myto“ dla ministrów i rektorów szkół. W bezsilnej nienawiści do Jezuitów rzucili się do najniedorzeczniejszego środka, do oszczerstwa.
Z początkiem 1586 r. obiegał w Niemczech „po dworach nawet książęcych“, pamflet, trzykrotnie w tymże roku drukowany w Gdańsku, pt.: Neue Zeitung mördliche Thaten durch die Jesuitter geschehen, zu Krakau in Polen gefangen nach Nilo geführt[7].
Pierwszy, który o tym paszkwilu dał wiadomość do Polski, był sam arcyb. moguncki, kżę elektor Wolfgang, listem do króla Stefana z d. 22 maja 1586, zapytując, czy i co na tem prawdy? „gdyż on żadnych ludzi do Polski nie wysyłał“. Sam zaś paszkwil przesłał Possevinowi, albo gdyby ten nie był przy królu, teologowi królewskiemu, Sokołowskiemu. Posłaniec Wolfganga wiózł także listy i egzemplarz paszkwilu od mogunckich Jezuitów do ks. Skargi, prepozyta domu św. Barbary w Krakowie. Skarga zatrzymał posłańca, a listy Wolfganga, wraz z swoim, wyprawił do króla, bawiącego w Grodnie. Król pod d. 3 lipca 1586 odpowiadając elektorowi mogunckiemu, pisze: „Bajkę nie bez zdziwienia przeczytałem, kazałem potem
odczytać wobec senatorów przybocznych i całego dworu. Wszyscy uznali, że nietylko jest zupełnie fałszywą, ale tak dalece nieprawdopodobną, iż nie potrzeba jej zbijać, bo sama we wszystkich punktach się rozpada“. Upewnia dalej, że w grudniu 1585 i w styczniu 1586 nie przebywał w Krakowie, ale na Litwie, a rzeka Nil nie istnieje w Polsce, jeno w Egipcie. „Wszystkich tedy zdanie takie, że tak oczywiste kłamstwo (vanitas) heretyków Katolikom radość, a wstyd współheretykom przynosi, że jednak autor tej bajki, szkalującej sławę najniewinniejszych ludzi, ukarany być powinien... My tutaj w państwie naszem niemało tych Ojców (Jezuitów) dla wychowania młodzieży utrzymujemy i to im świadectwo z całą prawdą dać możemy, że nietylko żaden z nich i nigdy za żadną zbrodnię nie był karany, ale ani nawet oskarżony i na żadnego nie padł cień nawet najmniejszej zbrodni“.
To pisał król do elektora, dla Polski zaś i świata całego wystawił im w formie uniwersału takież samo świadectwo niewinności, a paszkwil napiętnował jako „najfałszywszą i zmyśloną opowieść“. Podobne publiczne świadectwa niewinności, nie szczędząc pochwał, wystawili Jezuitom: biskup krak., Piotr Myszkowski, starosta krak., Mikołaj Zebrzydowski i Rajce miasta Krakowa, wszystkie pod d. 2 sierp. 1586[8].
Tak więc to, co miało posłużyć na upadek przyczyniło się tylko do podwyższenia Jezuitów, okryło wstydem polskich różnowierców. Już i tak upadali oni coraz więcej w opinii i szli w lekceważenie nawet u swoich dla ustawicznych kłótni i sporów między sobą. W przysłowie i pośmiech poszła ich zgoda sandomierska (1570 r.), bo przed i po niej kłócili się zawzięcie, tak, iż już 1573 r. łatać ją musieli na synodach w Krakowie (29 wrześn.) i w Poznaniu (18 listop.). W dwa lata potem zwołali synod jeneralny do Krakowa (7 maja 1576), na który już nikt nie przybył z Litwy, mimo to zatwierdzono ponownie zgodę sandomierską, a za rozrywanie jej kłótniami ukarano kilku ministrów. Nic i kara nie pomogła. Więc znów 1 czerwca 1578 odbyli synod jeneralny w Piotrkowie, a w wzajemnych ustępstwach poszli tak daleko, że uchwałą 7-ą tegoż synodu pozwolono zborom jednego wyznania, pomimo różnic dogmatycznych, brać ministrów wyznania innego, byle nie aryanina[9]. Równocześnie niemal (28 czerwca 1578) odbyli zjazd w Wilnie litewscy secesyoniści zgody sandomierskiej, Lutrzy z Kalwinami, na którym ci ostatni przeszli zupełnie do Lutrów. Wnet i w Wielkopolsce utworzyła się partya anti-sandomierska, na której czele stanęli pastor luterski w Poznaniu, Paweł Gerike i predykant niedawno Braci czeskich, a teraz luterski Jan Enoch, którzy, piorunując z ambon na sandomierską zgodę, dowodzili, że lepiej przejść do papistów i Jezuitów, jak znosić tyranią wrzekomej tej zgody. Na zażegnanie tej schizmy zwołano nowy synod Lutrów i Braci czeskich na 20 lut 1582 do Poznania. Synod zgromił obu wichrzycieli, pozostawił jednak przy urzędach i zatwierdził, nie wiem już po raz który, zgodę sandomirską. Kłótnie trwały snać dalej i zawzięciej, bo już 18 czerw. 1583 r. zbiera się synod do Wodzisławia, „aby zgodę sandomierską koniecznie zatwierdzić i aby ta z nienaruszoną wiernością w całości była utrzymaną[10]. W tym celu, z powodu sporu o kalwiński katechizm (corpus doctrinae) Pawła Gilowskiego, synod zaprowadził cenzurę superintendentów trzech zjednoczonych w Sandomierzu wyznań, na książki i druki treści religijnej.
I ten środek, potępiany tyle u Katolików, nie licujący wcale z liberum examen protestantów, zawiódł najzupełniej. Gerike i Enoch wichrzyli dalej i targali zgodę sandomierską. Zapowiedziany na 29 wrzesień 1586 r: synod do Poznania, który miał znów pozszywać zgodę sandomierską, nie przyszedł do skutku. Rozrywali ją do ostatka secesyoniści litewscy Lutrzy i Kalwini. Ci za namową hetmana p. l. Krzysztofa Radziwiłła, uprosiwszy sobie od księcia pruskiego kilku teologów królewieckich, zjechali się 14 czerwca 1585 na colloquiam charitativum „rozmowę miłościwą“ do Wilna. Kalwini starali się przeciągnąć do siebie Lutrów, wieczny toczyli spór o Sakrament Ołtarza, Wolan rej wodził. Zamiast zgody rozjechali się „z rozjątrzeniem stron ku sobie“[11].
Ta wieczna rozterka do rozpaczy przyprowadziła roztropniejszych różnowierców. „Z takich zajść, wołał senior zborów wielkopolskich, Szymon Turnowski, jeden z twórców sandomierskiej zgody, najszkodliwsze rodzą się zgorszenia, a co więcej, znaczniejszych nawet ludzi odstępstwa, którzy od tego wyznania w smutny sposób do papizmu powracają“[12].
A tymczasem Jezuici w zwartym szeregu nacierali zgodnie, z umiejętną taktyką i bronią doborową, więc prażyli niesforne kupy różnowiercze. Przeciw Lutrom, Kalwinom i Braciom czeskim znaleźli szczególnego rodzaj u sojusznika, bo Aryanów, którzy nie przypuszczeni do zgody sandomierskiej, atakowali tamtych, i wielkie w ich szeregach czynili spustoszenie, przeciągając do siebie, zwłaszcza od 1570 r. najdzielniejszych ministrów jak Czechowicza, wpływowych magnatów jak Kiszkowie i wiele szlachty. Znów w walce z Aryanami, którą podjęli Wujek i Skarga, znaleźli sojuszników w Lutrach i Kalwinach. Sprawdziły się słowa Hozyusza: „wojna heretyków zwyzwycięstwem Kościoła“.
Nie potrzebuję wspominać, że dźwigając katolicyzm, jednając mu rozlicznych wyznawców wśród magnatów, szlachty i mieszczan, jużto kazaniami, konferencyami (lectio sacra), bractwami i misyami, porządną a wspaniałą służbą bożą, dziełami i pismami pobożnemi, jużto i przedewszystkiem wychowaniem bogobojnego a wykształconego kleru, zamykali Jezuici różnowierstwu drogę do dalszej propagandy, a częstemi wśród warstw wszystkich nawróceniami spychali je ze zdobytego stanowiska i osłabiali żywotne jego siły.
Kazania mówili Jezuici dogmatyczne o zacięciu wszelako polemicznem, wyjaśniając przedewszystkiem te prawdy, około których błądziły „nowe wiary“; przyczem nie wprost ale ubocznie uderzali na różnowierców. Nawet w mowach żałobnych, korzystając z licznego zjazdu na pogrzeb, powiedziawszy coś niewiele o cnotach i zasługach nieboszczyka, przechodzili do dogmatu o czyscu, odpustach, o zasłudze dobrych uczynków i ich konieczności do zbawienia i t. p. Mamy na to dowód w liście Skargi do nuncyusza Caligari z Wilna 16 grud. 1579 r. Umarła kasztelanowa trocka Katarzyna z Ostrogskich Radziwiłłowa, pogrzeb jej w katedrze wileńskiej 5 grud. „Na prośby jej męża, Krzysztofa, Kalwina, miałem kazanie. Byli na niem wda wileński Mikołaj Jurjewicz Radziwiłł brat Krzysztofa i pseudometrop. kijowski (Onezyfor Diwoczka) i starosta żmudzki (Jan Kiszka, Kalwin) i wielu innych heretyków, więcej jak na pogrzebie kasztelana wileńskiego (Jana Chodkiewicza). Mówiłem wiele przeciw herezyom i rzecz całą na siedm słów czyli rozdziałów rozłożyłem, w których „impostury“ (fałsze) ich odsłoniłem. Zdaje mi się, że przy pomocy bożej utkwiły w ich sercu. Mówią dość powszechnie, że wielu heretyków tem kazaniem zostało wzruszonych. Dla mnie to jedno dowodem, że naczelny Zwinglianów minister (Wolan) widząc zmianę umysłów w heretykach i lękając się stąd niebezpieczeństwa, zabrał się do zbicia wszystkich i każdego z osobna impostur, i nad tem teraz pracuje, ale w Bogu nadzieja, napróżno. Gdybym miał czasu na tyle i przełożeni pozwolili, wydałbym o tych siedmiu słowach (imposturach) osobne dziełko, i dowiódłbym dla pomocy dusz, że niezwyciężone to, co powiedziałem, i czem się wiara katolicka przeciw herezyom posługuje. Ale może to nie wypada“, (wydał 1582 r.).
„Ów pseudobiskup siedząc blisko (ambony) notował na karcie wszystkie słowa moje, a potem na obiedzie u wdy wileńskiego razem z onym arcyheretykiem Wolanem, nie wiem już co chciał przeciw mnie wygadywać, ale wzbronił mu tego surowo sam wojewoda. Opowiadali mi to dwaj kanonicy, którzy byli na tym obiedzie“.[13]
Zazwyczaj w miastach większych, jak Poznań, Wilno, Lublin, Kalisz, kaznodzieje podzieliwszy między siebie role, mówili o jednym i tym samym dogmacie, podawając słuchaczom cały traktat teologiczny w formie oratorskiej. I tem właśnie tłómaczy się, dlaczego na ich kazania przychodzili tłumnie różnowiercy; kaznodzieja nie łajał, ale pouczał. A ponieważ zasady moralności wypływają z dogmatów wiary, przeto i kaznodzieja wyłożywszy dogmat, przechodził loicznie, zazwyczaj w części drugiej lub pod koniec kazania, do strony obyczajowej, karcił publiczne i prywatne zdrożności, przypominał obowiązki, zachęcał do cnót obywatelskich i chrześcijańskich, do czynów pobożności i miłosierdzia. Podobny rozkład znajdujemy w Postylach Wujka, w kazaniach świątecznych i niedzielnych Skargi, a obaj służyli za wzór swoim towarzyszom w rzemiośle kaznodziejskiem.
Wielką wagę kładli Jezuici na t. z. lectio sacra, czyli wykład pisma św. którem wojowali heretycy, a tłumaczyli każdy po swojemu, iż im Skarga przymawiał: „u was lada stara baba robi się teologiem“. W większych miastach, w jednej z kaplic kościoła, w godzinach popołudniowych, dwa lub trzy razy tygodniowo czytał i tłumaczył najczęściej po łacinie Jezuita teolog wiersz po wierszu n. p. rozdz. VII listu św. Pawła do Żydów, stosując tekst listu do dogmatu o kapłaństwie Chrystusowem i o kapłaństwie w Kościele bożym, do ofiary mszy św. i t. p., przytem wykazywał błędne rozumienie tekstu przez heretyków i prostował takowe. W wieku obojętności religijnej, jak nasz, tego rodzaju lectiones nie zwabiłyby słuchaczów, ale wtenczas, w wieku namiętności i walk religijnych gromadzili się na nie nietylko duchowni i świeccy wykształceńsi Katolicy, ale i różnowiercy. Doba lectionis sacrae rozpoczyna się od 1570 r., trwa do pierwszych lat XVII wieku; po rokoszu Zebrzydowskiego już się z nią nie spotykam w kronikach zakonnych, podczas gdy w latach poprzednich częsta o nich wzmianka. W mniejszych miastach jak Nieśwież, Pułtusk, gdzie heretyków wcale prawie nie było, zamiast lectio sacra udzielano nauki katechizmu.
Bractwa niektóre założył pierwszy Skarga na wzór rzymskich. Acz głównie dla katolików przeznaczone, wchodziły i one poniekąd w plan walki z różnowierstwem. Lutrzy i Kalwini n. p zaprzeczyli zasługi i potrzeby dobrych uczynków, obecność Chrystusa Pana w Najśw. Sakramencie. Skarga zaprowadził arcybractwo miłosierdzia, i bractwo ku szczególniejszej czci Najśw. Sakramentu, zwłaszcza, gdy go do chorych niosą, w Wilnie, Krakowie, a później w Warszawie. Za jego przykładem poszli Jezuici w Poznaniu, Lublinie, Kaliszu i t. d. Na razie na tych dwóch bractwach poprzestano, kongregacye bowiem maryańskie pozostały aż do 1603 r. stowarzyszeniem wyłącznie studenckiem, ale już te, dobrze uorganizowane i prowadzone, Skarga ułożył statuta, przyczyniły się wielce do podniesienia ducha pobożności i ofiarności wśród katolików.
Wielkich misyj ludowych nie odbywali wtenczas i długo potem Jezuici, było ich bowiem zbyt mało, iż ledwo podołać mogli szkołom i pracy po miastach. Misya nazywano wszelką, pracę kapłańską po za obrebem swego kolegium i Kościoła bez różnicy, czy to było tylko jedno kazanie i jednorazowe słuchanie spowiedzi, czy kilkotygodniowa lub kilkomiesięczna praca apostolska w pewnej miejscowości i jej okolicy. Pierwszymi misyonarzami w tej dobie byli jarosławscy Jezuici OO. Herbest i Nahaj, apostołami Rusi przez współczesnych nazwani. Od Przemyśla po Kamieniec podolski, Łuck i Ostróg szły ich zagony misyjne. Rozpoczynali od dworów pańskich i rezydencyj biskupich, z nich rozchodzili się do miasteczek i większych osad okolicznych, i tak pracą swą użyźniali powiaty, ziemie i województwa całe. Sieniawscy, Zasławscy, Mieleccy i tyle tyle innych szlacheckich domów na Rusi, Pokuciu, Podolu i Wołyniu tym misyom zawdzięczają początek swego nawrócenia, a przykład ten pociągał poddaną im ludność i mieszczan. Wileńscy Jezuici już w tej dobie dostarczali misyonarzy dla Żmudzi, rygscy i dorpaccy dla Inflant, brunsberscy dla Prus, Szwecyi i Danii, a wszystkie bez różnicy kolegia t. z „misyonarzy świątecznych“ (ad festa Nativitatis Domini, Paschalis, Pentecostes), do bliższych i dalszych parafij profesorowie szkół wolni od zajęć podczas świąt rozjeżdżali się po dworach i parafiach, pomagali proboszczom w kazaniach i słuchaniu spowiedzi, a przy nadarzonej sposobności dysputowali z ministrami. Król Stefan i hetman Zamojski otworzyli Jezuitom „misyę obozową“ (missio castrensis), od której nie usuwał się nawet legat papieski Possevino.
Wszystkie te rodzaje prac i zajęć kapłańskich, dopiero w zaczątkach w tej dobie, rozwinęły się potężnie za Zygmunta III, a dźwigając katolicyzm, podkopywały już i tak miałki grunt różnowierstwa.









    Kurlandyi jak to już w Rydze, Wilnie i tu w Gdańsku, ale bez pomyślnego skutku uczynił, ale wszędzie krzewić i popierać będzie. W tym celu elektor moguncki (arcybiskup Wolfgang) przysłał królowi do Krakowa 28 grudnia 1585 czterech Jezuitów, dwóch starszych wiekiem, dwóch młodszych. Ci młodzi to były przebrane nałożnice tamtych. Otóż jedna z tych przebranych za Jezuitę niewiast, Klara 6 stycznia 1586 r. w nocy powiła dziecię. Służący domu, usłyszawszy płacz dziecka, rozgłosił wypadek po Krakowie. Cóż czynią Jezuci? zabijają Klarę i dziecię, trupa dziecięcia ukrywają pod suknią jezuicką Klary i zamykają do trumny. Ale król każe ich uwięzić, badać. W śledztwie zeznają, że od lat wielu żyją z konkubinami, przebranemi za studentów. Wzięto ich na tortury przyznali się, że mieli dzieci z onemi niewiastami, ale je pozabijali, ze i to ostatnie udusili i jej matkę. Król skazuje ich na śmierć. Om na to: jeżeli nas, to i wszystkich mnichów i Jezuitów w Niemczech, Czechach i Polsce, to i papieża, kardynałów, biskupów i księży należy pokarać śmiercią, bo i oni tak żyją i bez żon obejść się nie chcą ani mogą: raczej daruj nam życie, a w państwie twem zaprowadź „ewangielicką prawdę“. Król jednak nie zmienił wyroku. Wsadzono ich więc razem z oną trumną uduszonej Klary na łódkę, i Nilem (sic) odwieziono kawał od Krakowa, potem dwóch prawdziwych Jezuitów Kaspra i Henryka łamano kołem, trzeciego, przebraną Katarzynę jako współwinną zbrodni niewiastę ścięto, zwłoki jej zakopano pod szubienicą. Za to zwłokom dziecięcia wyprawiono nazajutrz w Krakowie piękny pogrzeb.
    Bartcz: Zeugnuss wider die Newe Zeitung, darmit Patres S. J. zu Krakau in Poln gefanglich eingezogen Ingolstatt 1586.
    To samo wyszło w Moguncyi.
    Wielewicki, I, 89, 90.
    Skarga. Próba zakonu.

  1. Archiv. Prov. Pol. Catalogi breves 1568—1587 w rękopisie i z przerwami prowadzone Drukować poczęto katalogi dopiero 1717 r. Polscy Jezuici pierwsi dali przykład.
  2. Sacchini, Hist. Soc. Jesu. Pars II p. 45.
  3. Sommervogel. Les Jesuites de Rome et de Vienne en 1561 str. XXXII.
  4. Sacchini III. 245 Epistola Gratiani de Colloquio Toleti cum Niemojevio. Ms. bibl. Ossol. I. 628. Provinciae Poloniae ortus et progresus opera et studio P. Raphaelis Skrzynecki p. 199.
  5. Bliższe szczegóły tych i innych dysput w historyi kolegiów w Poznaniu, Lublinie, Wilnie itd. w tomie IV.
  6. Bliższe szczegóły tych i innych dysput w historyi kolegiów w Poznaniu, Lublinie, Wilnie itd. w tomie IV.
  7. Treść jego ta: W r. 1585 d. 17 paźdz. król polski wszedł w spisek z Jezuitami i przyrzekł, że ich obrządek i wiarę, władzę papieża i Jezuitów nietylko w Polsce, Siedmiogrodzie, Inflantach,
  8. Przytacza z Bartcza Wielewicki I, 92—96. Autor ohydnego a niezgrabnego paszkwilu podziśdzień nie znany, domyślano się tylko, że ktoś z gdańskich ministrów, przerażonych wieścią, że bisk. Rozdrażewski Jezuitom kolegium w Gdańsku zamierza fundować.
  9. Jabłoński. Hist. consensus sendom. Berolini 1731, p. 80
  10. Tamże, str. 80.
  11. Łukaszewicz Dzieje kość. wn. Hyzelw. I, 55.
  12. Jabłoński, str. 96. Czytaj kto masz cierpliwość o tych zjazdach łatających wrzekomą zgodę sandomierską Łukaszewicza. „O kościołach Braci Czeskich“ str. 122—187.
  13. Archiv Vatic. Nunc. di Pol. XVI, 413.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.