Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/043

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 43. Niedoszłe kolegium w Grodnie i Brześciu litewskim — Śmierć króla Stefana Batorego (1584—1586).

Jeżeli gdzie, to przy zamierzonej fundacyi kolegium grodzieńskiego i brzeskiego objawiła się ta iście pańska królewska wielkoduszność Batorego dla zakonu. W ciągu lat kilku otworzywszy mu akademię w Wilnie, kolegia i domy w Połocku, Rydze, Dorpacie, Krakowie, Białogrodzie (Alba Julia), Waradynie, koniecznie chciał mieć kolegium ze szkołami w ulubionym swym Grodnie i w stolicy województwa Brześciu litewskim.
Grodno na głównym trakcie między Warszawą a Wilnem, nad spławną rzeką rozkosznie położone, rozległe i dwoma murowanymi zamkami wyższym i niższym obronne, wydało się Batoremu sposobne na rezydencyą litewską. Więc też i stary, dźwignięty przez Krzyżaków czy Witolda, górny zamek przerobił, nowym zamkiem rozszerzył, dziedzińcami, ogrodami, sadzawkami ozdobił. Tu on przed i po wyprawie połockiej układał plany dalszych wypraw, tu 1581 z posłami cara Iwana umawiał się, tu 1582 na radzie senatu pretensye szwedzkie roztrząsał, tu w lutym 1584 sprawy gdańskie załatwiał, posła angielskiej „papieżycy“, Herberta osobiście przyjmował i za katolikami w Anglii wstawiał się, tu nieporozumienia z księciem pruskim wyrównywał. W zimie 1585 niby to upiększeniem zamku zajęty, obmyślał szerokie plany nowej wojny z Moskwą, wykończał je w zimie 1586, gdy śmierć przedwczesna 12 grudnia pasmo życia przerwała.
Ale to ulubione Grodno, w jednej dziesiątej części murowane, a zresztą drewniane i mało ludne, bez przemysłu i handlu. także pod względem religijno-umysłowego życia upośledzone było bardzo. Ruś miała kilka drewnianych cerkiewek, a na przedmieściu Kołoży monaster bazyliański z cerkwią o sklepieniu i murach „garczkowych“[1]. Litwini mieli kościół farny na rynka, dźwignięty przez „grodzieńskiego księcia“ Witolda koło 1392, ani obszerny, ani ozdobny. Szkoły nie miało Grodno żadnej, chyba dla czytania; zakonu katolickiego, któryby życie religijne podtrzymywał, żadnego.
Podobny był stan Brześcia litewskiego stolicy województwa, równie jak Grodno z wszelkiej podniety i podpory umysłowej ogołoconego. Miał Brześć kościół farny z szkółką parafialną, od Witolda hojnie uposażony, klasztor mnichów św. Augustyna między Bugiem a rzeczką Muchawcem, nieopodal od zamku przez tegoż Witolda dźwignięty, w którym nieliczni zakonnicy bogomyślności się więcej jak pracom kapłańskim oddawali, miał cerkiew św. Mikuły (Mikołaja) z szkółką cerkiewną, miał głośną na całą Polskę synagogę i szkołę żydowską i pierwszą aptekę cyrulika Petersohna, uprzywilejowaną przez króla Stefana 1582 r. Ludny zresztą Rusią, Litwą i żydostwem i dosyć zamożny, skoro sejm 1513 r. na potrzeby wojenne dostarczyć mu kazał 50 kop groszy litew. i dostawić 150 koni.
Teraz zrozumiemy, dlaczego król, który głównie, niemal jedynie dla szkół i edukacyi młodzieży Jezuitom gdzie tylko mógł, kolegia fundował, dlaczego gorąco pragnął otwarcia szkół w tych miastach. W lutym więc lub z początkiem marca 1584 wezwał do Grodna prowincyała, O. Campano i przedłożył mu myśl swoją otwarcia dwóch naraz kolegiów w Grodnie i Brześciu. Już on fundusze dla obojga opatrzył, i u Stolicy św. o potrzebne dyspensy postarał się[2]. Dwudziestu Jezuitów do Grodna, piętnastu do Brześcia niech mu u jenerała wyprosi. Napróżno przedstawiał O. Campano, że tyle w tak krótkim czasie otworzywszy nowych kolegiów, niepodobna znaleść odpowiednich ludzi do obsadzenia dwóch naraz szkół. Król upierał się przy swojem, on kościół Ojcom wspaniały w Grodnie postawi, w nim sobie grobowiec przygotuje, bo mu to miejsce i do czasowego mieszkania i do wiecznego spoczynku najmilsze.
Przyparty w ten sposób do muru O. Campano z całą szczerością i swobodą otworzył mu słuszne swe obawy i kłopotliwe nad wyraz położenie zakonu. „Dawniej, mówił, założyciele klasztorów naśladowali Boga stwórcę, który pierw świat stworzył i misternie urządził, potem doń człowieka wprowadził. My zaś teraz na niepewne idziemy; domy nie gotowe, fundusze nie opatrzone, wiele na raz rozpoczynamy, kończymy mało. W Jarosławiu zmuszeni jesteśmy budować i żebrać na budowanie. W Lublinie Warszewicki pierwej zyskał nazwę żebraka, jak dusz pracownika, gdy zmuszony budować, a nie mając czem, naprzykrza się żebraniną to tym, to owym a nawet WKMci, której za tak hojną pomoc w onej budowie dzięki składam[3]. Rozpoczęte są kolegia w Połocku, Rydze, Kaliszu, Nieświeżu, nigdzie nie dokończone. Tak samo w Dorpacie, Krakowie, w Białogrodzie i Waradynie. Dzieje się więc to, że ludność zawiedzioną zostaje w swych nadziejach, skoro zmuszeni jesteśmy łożyć czas, pracę na starania doczesne, zamiast poświęcić się duchownemu jej dobru. Gdybyśmy jeszcze odrazu dostateczną mieć mogli liczbę pracowników, złe byłoby mniejsze. Ale opatrzyć kolegia w ludzi, tak jak rzeczy teraz stoją, jest wprost niemożliwe, bo nie mam ich pod ręką, a co najgorsza, że ani zdolnych, ani zgoła żadnych nie mam towarzyszy. Już żaś, wierzaj WKM, nic tak nie podkopuje powagi zakonów, a nie brak niestety na to przykładów, nic tak nie rozluźnia karności i nie psuje obyczajów, jak na małe grupki rozdzielone zgromadzenie. Szkodliwe to wszystkim, naszemu zakonowi najszkodliwsze, bo nie zamykamy się w murach, ale wychodzimy na świat do walki. Osądź WKMść, czy dla najdzielniejszego wojska jest co zgubniejszego, jak gdy na drobne kupki rozrzucone po kraju? Tak, ale jeżeli tu zagrożona pozycya, i tam jeszcze, jeżeli tu można coś dzielnego dokazać i tam jeszcze, co wtenczas? ażali nie rozdrobnić sił? Któryż hetman roztropny, aby uratować cząstkę poświęci całość?
„A nadto, nam w sprawie publicznej występującym i dla dobra tej sprawy potrzebna życzliwość i szacunek ludzki. Ale nieświadomi rzeczy, widząc potrzebne na ufundowanie tylu nowych kolegiów nadania, nietylko heretycy ale i Katolicy, jakże łatwo posądzą nas, że się nie proszeni wdzieramy do nich natrętnie? Inni już teraz nas nienawidzą, bo mniemają, że majątki, których oni się spodziewali, my im zabrali, a prawie wszyscy posądzają nas, że nie o dusze ludzkie nam chodzi, ale, że na pieniądze czyhamy. Ażali nie odtrącą nauki tych, których życiem gardzą?
„To też uznając z wdzięcznością i wielbiąc łaskawość WKMści dla zakonu i gorliwość o dobro twych ludów, błagamy, zaklinamy Cię, abyś zakon nasz, całkiem Tobie oddany, opieką swą nadal jak dotąd otaczał. Bądź WKM. pewny, że wtenczas użytecznymi będziemy sprawie publicznej, gdy ustawy nasze zachowamy, i wtenczas życzeniom Twoim odpowiemy najlepiej, gdy sami będziemy najlepszymi“.
Król słuchał zamyślony z zmarszczonymi brwiami, milczał chwilę, tak iż O. Campano obawiał się, czy niezbyt śmiało mówił. Wreszcie król rzecze z powagą: „Nie chcę być sędzią ani cenzorem waszego instytutu, którego ustawy są święte. Ale słuchaj Ojcze, gdy wam, jak mówisz, nie wolno, ci zaś, którzy powinni, albo nie chcą, albo nie umieją nic robić i zrobić, to zgnić mamy w gnoju naszym? Już się nie będę upierał przy Brześciu, chociaż to miasto waszej pracy najbardziej potrzebuje, ale co do Grodna, to już mi nie odmówicie; tam stanąć musi kolegium na 20 osób ze szkołami humanitarnemi (z gimnazyum). Praca misyjna nad dorosłymi nie tyle pożyteczna, bo albo się nie nawracają, albo wiara niegłębokie w nich zapuści korzenie i stary nałóg odżyje. Przeciwnie, którzy od lat najmłodszych w pobożności i gruntownej cnocie wychowani, ci nam stworzą nową rzeczpospolitą, katolicką z gruntu, i dlatego troszczę się o szkoły, i gdzie tylko mogę, kolegia wam funduję, a już za to ręczę, że ani w Rydze, ani w Połocku, ani w Grodnie nie będziecie zmuszeni żebrać; choćbyście chcieli, nie pozwolę na to“[4]. Energiczny jak był, zrozumiał Batory, że zamiast wchodzić w targi z prowincyałem i jenerałem, krótsza droga przez Stolicę św. Udał się więc listownie do Grzegorza XIII, a ten polecił jenerałowi Akwawiwie przyjąć fundacyą grodzieńskiego kolegium[5].
Król zabrał się rączo do dzieła. Na początek przeznaczył fundacyi dobra Kondzyn. Budowę murów kościoła doprowadzono do połowy, pod kolegium brano już fundamenta, gdy w tem król umarł. Za zgodą jenerała wieś Kondzyn obrócono na uposażenie domu nowicyatu w Wilnie, kościół oddano na użytek parafii, place wydzierżawiono. Dopiero 1622 r. stanął w Grodnie domek missyjny, 1635 r. rezydencyą, a ledwo 1650 r. otwarto kolegium ze szkołami.[6]
Nieodżałowana, niepowetowana niczem śmierć wielkiego króla była ciosem jak dla całej rzpltj chrześcijańskiej, tak dla zakonu w Polsce i Siedmiogrodzie, a przerwana fundacya kolegium grodzieńskiego była jeszcze najmniejszą stratą. Padł on ofiarą niezgody przybocznych swych lekarzy[7]. Podczas kiedy Buccella w pierwszym zaraz apoplektycznym ataku i zemdleniu króla w nocy 6 grudnia upatrywał symptom niebezpieczny zadawnionych hemoroidalnych cierpień, domagał się prędkiego puszczenia krwi, środków przeczyszczających i wstrzymania się od wina, to drugi lekarz Simmoni bagatelizował chorobę, polecał pić najstarsze wina, manną i konfektem z brzoskwiń i bańkami zażegnywał zło. Rosło ono z dniem każdym, rósł i upór Simmoniego, zgodził się wreszcie na lekkie pigułki i sześć pijawek, kiedy już i krwie upuszczenie było zapóźne. Ataki się ponawiały coraz gwałtowniej, odbierały przytomność, zapierały oddech, szalony ból głowy i gorączka mąciły swobodę umysłu króla. Trzymana z rozkazu króla przez pięć dni w tajemnicy choroba, stała się tak groźną, że gdy szóstego dnia, był to 12-ty grudnia, zrozpaczony Buccella przywołał w sekrecie kanclerza i podkanclerzego, a ci innych senatorów do zamku, wszyscy potracili głowy. Na wzajemnych wymówkach, na wyczekiwaniu orzeczeń lekarskich, bo już i Simmoni o życiu króla zwątpił, trawiono drogie godziny. Byli przecie na zamku oprócz podkanclerzego biskupa Baranowskiego, kaznodzieja i spowiednik królewski OO. Laterna i Arias, którzy snać nic nie wiedzieli o niebezpieczeństwie choroby, byt w mieście proboszcz: nikomu w tem zamieszaniu na myśl nie przyszło, dogorywającemu królowi przywołać kapłana. On zaś ku wieczorowi „był nadzwyczaj smutny i milczący“. Cieczył go sam niepocieszony Buccella, król na to: „Oddałem się już w ręce Boga, przygotowany jestem do śmierci, nie trwoży mię ona, jeżeli nie mówię, to dlatego, że mi cięży głowa i senny jestem“. Albertrandi dodaje, że „przyjęcie sakramentów św. odłożył do dnia następnego“. Wnet jednak gwałtowny paroksyzm wprawił króla w agonią. Ledwo go nacieraniami ocucono, aliści drugi jeszcze gwałtowniejszy atak pozbawił go życia. Namiętna broszurowa polemika pomiędzy obydwoma lekarzami królewskimi przez kilka miesięcy prowadzona nie wskrzesiła zmarłego, ani nawet natury choroby nie wyjaśniła dokładniej, wszelkie jednak podejrzenia otrucia zdają się być wykluczone[8].





  1. Garczkowe, bo z garnków sklejone sklepienia nie były rzadkością. Za to niesłychanie rzadkie są mury na zewnątrz w jednę cegłę na wewnątrz zaś wykładane garnkami, których nawet otwory nie są zatkane wapnem. Takie mury i sklepienia miała cerkiew na Kołoży. (Baliński, Starożytna Polska. III. 376).
  2. Z cerkiewnych zdaje się dóbr dla Grodna, z probostwa łacińskiego dla Brześcia król obmyślił fundacye.
  3. Król przeznaczył po 5.000 złp. przez 5 lat na budowę lubelskiego kolegium.
  4. Sacchini, Hist. Soc. Jesu. V. 184, 185.
    O. Campano rozmowę swą z królem streścił w liście do jenerała. Z listu tego przekopijował ją historyograf zakonu, O. Sacchini, nie jest to więc tylko oratorska fikcya.
  5. Rostowski, 119
  6. Rostowski 270, 412.
  7. Przyjechał król do Grodna zdrów i wesół jak nigdy, 4 i 5 grudnia zabawiał się łowami, 6-go grudnia w niedzielę czuł się nie dobrze, trapiła go ociężałość nieznośna, ból w całym organizmie, był jednak na całem nabożeństwie. Wieczorem wzmogły się bole głowy, gorączka, nastąpi! atak apoplektyczny tak, iż upadając, skaleczył sobie kolano.
  8. Albertrandi. Panowanie Henryka Walezego i Stefana Batorego 324, 453, list naocznego świadka Chiakora do kanclerza siedmiogrodzkiego Wolfganga Kowacza.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.