Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/060

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron
rozdział ix.
Nietolerancya religijna Jezuitów i Zygmunta III. — Unia Rusi z Rzymem. 1587—1608.

§. 59. Wojsko Skargi i Jezuitów na wojnę przeciw różnowiercom.

Występując jawnie, śmiało w prywatnem i publicznem życiu jako monarcha katolicki, Zygmunt III. dźwigał tem samem katolicyzm, osłabiał różnowierstwo, ale nieprawdą jest, żeby je prześladował, wyjątkowemi dekretami nękał, wymiaru sprawiedliwości mu odmawiał — on je zostawił jego własnemu losowi, a Katolikom rewindykował ich prawa, oto wszystko.
Już za króla Batorego, widząc swój rozkład i upadek, krzyczeli różnowiercy, że im się gwałt dzieje nie od króla ale od Katolików. Tak było i za Zygmunta. Pochwycili ten okrzyk Niemcewicz, Siarczyński, Bandtke, Szujski, Bobrzyński i dalejże oskarżać Zygmunta o nietolerancyą, że pozwolił Katolikom gnębić dyssydentów. Powtarzali to za nimi inni; zapomnieli snać, że elekcyjny król polski, nawet gdyby chciał kogokolwiek prześladować, to nie miał władzy i możności po temu. Widzieliśmy bezsilność Batorego wobec zuchwalstwa Lutrów gdańskich i rygskich. Wszędzie, gdzie się oni czuli na sile, pojmowali wolność po kozacku, dla siebie, wypędzali Katolików i zakony z ich wiekowych siedzib, świątyń i klasztorów: — to wolność; gdy resztkom Katolików król lub sejm kościół jeden lub klasztor przywrócić kazał, — to gwałt, prześladowanie. Oni zburzyli lub przerobili na zbory, szkoły i inne budynki świeckie setki kościołów i klasztorów, srebra kościelne przekowali na stołowe naczynia, ba na obroże dla psów, to wolność; im gdy kilka zborów w tumulcie ulicznym zburzono, to gwałt i prześladowanie. Zygmunt tej kozackiej wolności praktykować im dłużej nie dozwalał — to nietolerancya.
Widzieliśmy, że różnowierstwo było u nas rośliną egzotyczną: przyjęło się, z wyjątkiem miast pruskich i kilku większych przez Niemców zamieszkałych, po wierzchu społeczeństwa, nigdy i nigdzie nie zapuściło korzeni głębiej, nie skonsolidowało się nigdy, zawsze zmienne, ruchliwe, w fermencie, w kłótni i niezgodzie.
Polityczne reformy, do których zmierzało, przerwane 1569, skończyły się „artykułami henrykowymi“, konfederacyą warszawską 1573; a ta nadając mu najzupełniejszą wolność, bez żadnej kontroli i hamulca ze strony rządu, wprowadziła w łono jego anarchią; zamiast dobrodziejstwa przyniosła mu zgubę. Trawiło się własną niezgodą, rozkładało, gniło. Tolerantny aż do zbytku król Batory, który zaprzysiężeniem onej konfederacyi moc prawa jej nadał, tem samem, że zostawił je własnej niezgodzie, zadał mu wielką klęskę. Za rządów jego, owszem już pod koniec rządów Zygmunta Augusta, wieczne kłótnie herezyarchów i ministrów sprzykrzyły się wielom, i powrócili do starej wiary. Dopieroż gdy na tronie zasiadł król rdzennie katolicki, a biskupie stolice zajęli mężowie iście kościelni; gdy dzięki szkołom jezuickim zapełniły się seminaria i klasztory klerem moralnym a wykształconym, a duch wiary i pobożności zawiał nad katolicką większością narodu — różnowierstwo własną niemocą rozpadać, walić się poczęło i zwaliło.
Prawda, że tego króla wychowali po katolicku Jezuici, że tym biskupom szli ręka w rękę w pomoc Jezuici; że dostarczyli kościołom znaczną część parafialnego kleru, dopomogli do reformy wielu zakonom; że w ciągu pół wieku wychowali kilka młodych pokoleń w zasadach katolickich i zaprawili do pobożności; że nawrócili do „wiary ojców“ spory poczet magnatów, patronów herezyi, którzy znów przykładem swym pociągnęli młodszą bracią, a w latyfundiach swoich, używając na podstawie konstytucyi warsz. 1573 r. praw „pana i dziedzica“, zbory i parafie oddali Katolikom, — to wszystko prawda, ale to nie jest przecie prześladowanie różnowierców, jeno spełnienie powołania swego zakonnego. Zygmunt zastał już Jezuitów w Polsce, a nie miał powodu ani prawa banitowania ich z kraju, lub ograniczenia ich działalności zgodnej z regułą zakonną; świadczył im nie więcej jak innym zakonom, a nie równie mniej jak król Batory. Dla różnowierców był raczej za słaby, tolerował ich konspiratorskie zjazdy w Radomiu, Chmielniku, Toruniu, Wilnie i indziej, na których więcej rozprawiano o królu jak o religii; cierpiał ich w senacie, na urzędach i starostwach, iż mu o to Stolica św. wymówki czyniła, a on się jej przysięgą na konstytucyą warszawską 1573 r. z swej tolerancyi tłumaczył. Za półwiekowego prawie panowania tego króla na 28 walnych sejmach nie stanęło ani jedno prawo ścieśniające wolność religijną dyssydentów, za to zapadały wyroki sejmowe, karcące swywolę i rozruchy różnowierców, a to co było aktem sprawiedliwości, oni nazwali prześladowaniem. Przekonamy się o tych prawdach w ciągu naszego opowiadania nie raz jeden.
Tumultom, których ofiarą padło kilka, nie więcej, zborów, żaden król zapobiedz nie był w stanie; należało to zresztą do urzędów miejskich. Przecie i dzisiaj, przy tak wydoskonalonych urządzeniach policyjnych, powtarzają się sporadycznie rozruchy nierównie krwawsze, jak za Zygmunta, a nikt o to nie wini monarchów i doprawdy dzieciństwem jest, zburzenie kilku zborów w ciągu 45 letniego panowania tego króla, nazywać prześladowaniem różnowierców, zwłaszcza, że jak w Krakowie 1591, tak i indziej oni sami powód do tumultów dali. Jezuici nietylko nie byli sprawcami onych tumultów, ale oni i domy ich padały ofiarą fanatyzmu różnowierczego w Elblągu, Rydze, Dorpacie, Toruniu, Gdańsku. Wypędzano ich, bo „obecność ich drażniła protestantów“, — tłumaczą naiwnie te wybuchy nietolerancyi rożnowierczej nowsi historycy z Bandtkem na czele.
Skoro wiec za króla Zygmunta nie było prześladowania dyssydentów, pomimo, że ich upadek z dniem każdym stawał się widocznym to Jezuici, spowiednicy, kaznodzieje i wrzekomi powiernicy króla, od zarzutu nietolerancyi i prześladowania muszą być uwolnieni.
A jednak głos powszechny im głównie przypisuje upadek różnowierstwa w Polsce. Najsłuszniej, tylko że nie na drodze prześladowania, krzywd i nękań pokątnych, ale na otwartem polu walki.
Powiedziałem w rozd. II, że zakon cały powstał potrzebą wojowników do walki Kościoła kat. z herezyami XVI wieku. Walka z herezyą to jego żywioł, a w tej walce zapożyczył taktykę wojowania od wrogów, udoskonalił ją i zwyciężał. Więc jak wszędzie, tak w Polsce czynili Jezuici jota w jotę to samo, co heretycy, z tą tylko różnicą, że heretycy w niezgodzie i ustawicznej waśni z sobą, nie zorgonizowani pod jedną komendę, bez ładu i programu, zrywali się do walki na ochotnika; Jezuici szli do walki ławą, jak zwarta falanga pod doświadczonymi wodzami. Heretycy znaleźli dla swych wiar grunt płytki, w górnych tylko warstwach narodu, więc się im co chwila z pod nóg usuwał. Jezuici stanęli na twardym pięciowiekowym gruncie wiary katolickiej, której polski naród był murem i przedmurzem. Wobec tak nierównych warunków stron wojujących. Jezuici musieli zwyciężać i zwyciężyli, i w tej wiekowej walce i zapasach i borykaniu się z nimi musiało paść różnowierstwo i upadło. Był to postulat dziejowy, było to, powtarzam, nie prześladowanie, ale walka otwarta dwóch wrogich obozów, a zaczepnie wystąpili różnowiercy.
Jezuitom w tej walce hetmanił ks. Skarga. On to na kazaniach i w prywatnej rozmowie wykazywał królowi, ministrom, rzpltej i sejmom polityczną zgubność herezyj, przypominał obowiązki katolickiego pana i katolickich urzędów. On to budził uśpioną czujność biskupów i wytknął plan kampanii: „O biskupi, o święci Ojcowie, powstańcie na wojnę przeciw heretykom, którzy was i Kościół Boży gubią. Gotujcie wojsko, dajcie rotmistrzom pieniądze, ubierzcie swoje katedralskie i kolegiackie prałaty i plebany w zbroje czystości, trzeźwości, w nabożeństwo, w naukę, w kanony, w rezydencyą i w egzekucyę powinnej służby po kościołach. Dojrzyjcie plebanów, wizytujcie trzodę, wznówcie karność i dyscyplinę, fundujcie seminaria i szkoły kapłańskie, studenty chowajcie, doktory, mistrze, kolegia rozszerzajcie, czyńcie, jako wam najwyższy hetman i koncylium trydenckie radzi: miłujcie dusze ludzkie i krew Chrystusową dla nich rozlaną, a niedługo heretyki pokonamy prawdą, pismem, kazaniem, dysputacyą, przykłady, miłością ku nim i ludzkością modlitwą za nie i gęstemi u świętych ołtarzy ofiarami. Toć są nasze wojska i na taką przeciw wam (heretykom) wołają i lud pobudzają“[1].
On to otworzył oczy Katolikom na nielegalność i niesprawiedliwość konfederacyi warszawskiej 1573[2], której ponownego na sejmie zatwierdzenia różnowiercy już od 1577 się domagali i wskazał modum vivendi, jak bez tej konfederacyi z nimi w pokoju mieszkać mogą[3].
Różnowiercom, srożącym się na Katoliki o zbór przy ulicy św. Jana w Krakowie, przez „robaczki“, żaki szkolne i gmin miejski zburzony i zwołującym wbrew zakazom króla zjazdy do Chmielnika i Radomia, przypominał „złupienie“ 2000 kościołów katolickich. „O jeden swój zbór bolejecie, ogniem gniewu swego Koronę wszystką zapalacie i mieszacie, a my o spustoszenie tak wielkie chwały Bożej od was, milcząc i cierpiąc prawie umieramy. W samem krakowskiem biskupstwie o kilkaset kościołów, snać do sześciuset znaleść się może, okrom wileńskiego, gdzie 500 i łuckiego i poznańskiego i kujawskiego i pruskiej ziemi, gdzie ich wielka liczba, z których jedne są obalone, drugie spustoszone, trzecie ministrami osadzone, a wszystkie na srebrze, na dochodach, na wsiach i gruntach, dziesięcinach połupione, wszystkie własnym dzierżawcom kapłanom Kościoła rzymskiego wydarte, wszystkie biskupom, do których prawa należą i którzy do nich kapłany i sługi kościelne podawali, odjęte są. Równajcież to obalenie jednego zboru z naszemi popsowanemi kościoły, jeden do kilkanaścieset, albo około 2000; równajcież szkodę ze szkodą, krzywdę z krzywdą, żal z żalem... Godziłoż się... dla tych paru ścian obalonych i tej przygodnej głupich zwady do kupy się zwoływać... listy burzliwe podmiatać... wszystką Koronę mięszać... królewską dostojność i urzędową moc słabić?... Iżali to przystało?“[4].
Pisma Skargi: „Upominanie do Ewanielików, Przestroga do Katolików, Dyskurs na konfederacyą“, każde w kilku wydaniach, w tysiącach egzemplarzy rozrzucone, jak wszystko, co z pod pióra Skargi wyszło, czytane łakomie, oświecając i zagrzewając umysły Katolików, przyniosły różnowiercom nierównie cięższą szkodę, jak zburzenie przez motłoch kilku, odebranie przez biskupów kilkudziesięciu zborów. Odpowiadali oni na nie, Skarga replikował, a ta polemika przyczyniła się tylko do zawstydzenia różnowierców.
Na ich wołania o „kompozycyą“, czyli ugodę, odpowiadali Katolicy słowami Skargi: „Niech cudze wrócą, niech nasze kościoły i dochody ich nam i naszym kapłanom oddadzą... niech do miast królewskich swoich ministrów nie prowadzą i w cudze jurisdykcye się nie wdają, sądom kościelnym.. niech do egzekucyi nie przeszkadzają, sakramentom naszym katolickim, między któremi jest małżeństwo św., niech nie przyganiają — toć będzie pokój compositio, inaczej pokoju nie masz“.
Niechże najliberalniejszy krytyk potępi broń i taktykę Skargi zwalczania różnowierstwa. „Miłość dusz ludzkich, prawda, pismo, kazanie, dysputacya, przykłady, miłość i ludzkość i modlitwa — toć to są nasze wojska i na taką wojnę wołamy i lud pobudzamy“. Cudowne słowa! Nie innej broni używali i nie do innej wojny nawoływali Warszewiccy, Wujki, Konarczyki, Herbesty, Bartcze, Fabryciusze, Bembusy, Grodziccy, Śmigleccy i inni, z którymi spotkamy się później.
Czując różnowiercy, że się im ziemia z pod nóg usuwa, zwołali wbrew zakazowi króla „najliczniejszy ze wszystkich“ synod do Torunia 21 sierp. 1595, aby wzmocnić zgodę sandomierską, naprawić karność i „naradzić się nad sposobami zapobieżenia rozmaitym krzywdom i prześladowaniom, których szczególniej za powodem Jezuitów w wszystkich częściach Polski doznają“[5]. Uradzili zawiązać konfederacyą z Rusią starej greckiej wiary, ku wspólnej obronie, na podstawie konfederacyi warszawskiej 1573, i w tym celu naznaczyli wspólny synod do Wilna 1599. Na mało się przydał ten sojusz. Więc postanowili upadającą swą sprawę wytoczyć przed króla i sejmy.





  1. Upominanie do Ewanielików 1592.
  2. Uczynili to samo Jan Solikowski w rozprawie: „Rozsądek o warszawskich sprawach na elekcyey, Kraków. 1574 roku i Hozyusz w dwóch łacińskich rozprawach 1574 r. (Opera Hosii II, 454, 459) ale te poszły w zapomnienie.
  3. Proces konfederacyi dyssydentów o pokój religii wszczęty, 1593 r.
    Przestroga do Katolików o zachowaniu się z heretykami.
  4. Upominanie do Ewanielików.
  5. Łukaszewicz. O kościołach braci Czeskich str. 146





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.