Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/059

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 58. Podkomorzy Andrzej Bobola.

Szczególniejszym przedmiotem nienawiści i wyrzekań partyi anti-regalistów i rokoszan, która przeszła spuścizną do historyków naszej doby, był podkomorzy królewski, Andrzej Bobola, tak, że Zygmunt III, Jezuici i Bobola, to dla nich trójka nierozdzielna, przyczyna przyczyn wszystkich nieszczęść Polski XVII wieku. Kto on taki?[1].
Szlachcic herbu Leliwa, z rodziny czeskiej czy bawarskiej, ale już w XVII wieku w Polsce na wielkich Piaskach w Sandomierskiem osiadłej. Młodsze swoje lata „polerował“ na dworze hetmana Jana Tarnowskiego, u króla Zygmunta Augusta był od 1569 r. „dla wielkiej biegłości w sprawach dworskich i szlachetności“ ochmistrzem młodzi dworskiej. Chorego Zygmunta Augusta, jadącego „na łóżku wstawionem na wóz“ do Knyszyna, aby tam umrzeć, pielęgnował całą drogę i w Knyszynie do ostatniej chwili od niego nie odstąpił. Pozostał i podczas dwóch bezkrólewiów i za krótkich rządów Henryka Walezego na dworze królewskim. Nie puścił go od siebie król Batory, owszem Bobola, jurgieltnik stipendiarius sacrae regiae Majestatis, towarzyszył mu w wojennych wyprawach pod Gdańsk, Połock, Wielkie Łuki, Psków, za co od króla udarowany został dożywociem na królewszczyznie, zwanej Królówka. Zygmunt III zastał go na Wawelu już jako wytrawnego, wieloletniego królewskiego sługę, i nie miał doprawdy powodów wydalać go ze dworu, gdzie dla statku, prawości i bezinteresowności, powszechnym cieszył się szacunkiem. Więc go zamianował najprzód 1587 r. dworzaninem aulicus s. r. Majestatis. a potem 1595 jednym z 12 burgrabiów krakowskiego zamku z roczną płacą 800 złp. (blisko 2.000 zł. w. a.), wierne zaś służby jego nagrodził dożywociem na kilku królewszczyznach, z których dwie, Leśniówkę i Nowowolę Bobola ustąpił Janowi Skardze Powęskiemu, rodzonemu bratu ks Skargi[2].
Wiemy, że Skarga lat kilka przemieszkiwał na zamku, pod opieką więc burgrabiego Boboli. Pomiędzy tymi dwoma mężami, równymi prawie sobie co do wieku, podobnymi co do przekonań i wierzeń religijnych i poglądów na świat i ludzi, acz różnych zdolnością i nauką, zawiązała się szczera przyjaźń. Bobola powierzył Skardze sumienie swoje, był jego penitentem przez lat 24; Skarga, odpłacając przyjaźń i zaufanie, dedykował Boboli swe „Kazania o siedmiu Sakramentach“, u Piotrkowczyka w Krakowie 1600 r. wydane, a w lat kilka potem 1606 „Kazania o czterech rzeczach ostatecznych“, przekład z włoskiego O. Costeri, roku 1609 swój „Areopagus, tj. wykład słów św. Pawła, mianych w Areopagu“. Ta już jedna okoliczność daje miarę o moralnej wartości Boboli, że nie był to „dworski wyjadacz, intrygant, pochlebca, fanatyk“, tem mniej „prostak, dziwak ponury“, jak go nam przedstawia w swej kronice Piasecki. Koło 1599 lub 1600 otrzymuje Bobola urząd sekretarza królewskiego, a dopiero 1607 roku, już blisko 70 letni starzec, po czterdziestoletnej wiernej służbie u dworu, zaszczycony urzędem i godnością szambelana, czyli podkomorzego królewskiego, Praefectus camerae regiae, albo Succamerarius Regni. Urząd ten równał się władzą i godnością dzisiejszemu ochmistrzowi dworu królewskiego. Z mocy swego urzędu Bobola pieczę miał nad utrzymaniem świetności dworu, aby na pokojach królewskich wszystko z należytą się działo przystojnością, a pokojowa służba wiernie i godnie pełniła swe obowiązki. On czuwał nad bezpieczeństwem osoby króla, nieodstępny od boku jego, towarzyszył mu w podróży i obozie, a na sejmie, w senacie i na sądach stawał tuż przy tronie. Przez niego dopraszali się posłowie zagraniczni posłuchania i on ich wprowadzał, on też prośby i podania prywatne przedkładał królowi.
Długo bo lat 14 od śmierci Marcina Leśniowolskiego, kasztelana zarazem podlaskiego († 1593), wakowała ta godność; Piasecki a za nim tłum historyków twierdzi, że Bobola „wyniesiony został na ten urząd za orędownictwem kapłanów Towarzystwa Jezusowego“ za to „że im we wszystkiem był powolny“. Krucha to zaiste musiała być protekcya, kiedy na jej skutek aż 14 lat potrzeba było czekać. Czy jednak Jezuici istotnie protegowali Bobolę, czy on wogóle czyjejkolwiek protekcyi potrzebował, czy gdyby był chciał, nie mógł wnet po śmierci Leśniowolskiego uprosić sobie u króla podkomorstwo i tuzin starostw? Toć był wiecznie przy nim, a król go tak cenił, że obdarował złotym dużym łańcuchem z własnem popiersiem, jakim tylko czterech innych w całej Polsce odszczególnił i nadał trzema starostwami: pilzneńskiem, dybowskiem i gniewkowskiem, więc chyba cudzego patrocinium nie potrzebował.
I to mu też świadectwo dał następca Skargi w królewskiem kaznodziejstwie, O. Bembus w swej mowie pogrzebowej. „Na ten się urząd ani prośbami swemi, ani promocyami, ani praktykami nie wcisnął, niegodnym się być rozumiejąc, aż od pana (króla) samego na się włożony koniecznie nosić musiał“.
Oprócz innych pięknych przymiotów, cechowała Bobolę, zgadzają się na to wszystkie współczesne świadectwa, nie przeczy Piasecki, rzadka bezinteresowność: „miał język niezakupiony chciwością upominków, za nieprzyjaciela cnoty swej poczytywał, który się pieniądzmi o cnotę jego kusił; często mawiał, iż kto na podarki chciwy, u tego cnota przedajna“[3].
Wychowany na dworze hetmańskim w wielkiej czci dla królewskiego majestatu, przywiązany do osoby króla, któremu służył, czy nim był Zygmunt August, czy Henryk lub Batory, przeniósł tę cześć i przywiązanie na Zygmunta III., który mu to odpłacał łaskawością a powiedzmy i szacunkiem, bo ten starej daty szlachcic-dworzanin, prawy i prawdomowny, twardy dla siebie i charakteru hartownego, a doświadczenia wielkiego, nakazywał się szanować. Była to na dworze Zygmunta postać piękna, czcigodna, a do tego w rzeczach wiary nie znająca zmiany ani kompromisu; nowinki religijne zawsze mu obce, odkąd zapoznał się z Skargą i jego duchem przejął, stały mu się wprost wstrętne i razem ze Skargą uważał je za źródło rosnącej z dniem każdym politycznej anarchii w kraju.
Nie myślę przeczyć, że król Zygmunt z tym sekretarzem a potem podkomorzym swoim, acz nie wiem czy często i wiele, bo i w swej komnacie był małomowny, rozmawiał o sprawach publicznych, o wypadkach bieżącej chwili, o ludziach, którzy do dworu z żądaniami i prośbami swemi się cisnęli lub na chwilę stali się głośnymi, że może nieraz pytał go o zdanie, może też i sam Bobola, myśl swoją i zdanie mu otwierał — ależ na miły Bóg, każdy król z każdym podkomorzym w podobny sposób postępuje. Nie bierze się przecie na podkomorzych królewskich lada kogo, jeno ludzi zaufanych, roztropnych a dyskretnych, a mając ich ciągle niemal przy swym boku, nie podobna z nimi grać w mruczka, albo ograniczać się z nimi na urywanych słowach i poleceniach jak oficer z swym ordonansem.
Powiem więcej. Z urzędu swego podkomorzy nie raz jeden wtajemniczony być musiał w sprawy poselstw zagranicznych, bywał i Bobola i jak znów publicznie świadczy O. Bembus „miewał od włoskich, hiszpańskich, niemieckich, francuzkich narodów w sprawach rozmaitych pisania, a za jego dyrekcyą siła się interesów odprawowało, co wszystko nie potęga, ani bogactwa, ale cnota jego doznana sprawowała“. Nie przeczę też, że i w rozdawaniu wakansów, o które głównie chodziło, król szukał informacyi także u podkomorzego. Ażaliż mu to nie było wolno? Ażali w tem zdrożność jaka? Zygmunt przez powolność swą a może i wyrachowanie, nieraz latami zwlekał z rozdaniem wakansów; długo domyślano się naprzód komu je odda, on najczęściej oddawał temu, o kim najmniej myślano. Nie był to charakter, którym jak murzynek słoniem powodować można było; owszem narzekano nieraz na Zygmunta, że jak raz sobie zdanie o czem wyrobi, to mu sześcioma końmi z głowy nie wywiezie. Nuncyusz Visconti pisał o nim, że „był do podziwienia zaciętym w tem, na co się raz usadził“[4]. Gniewało to zawiedzionych, pytali: kto temu winien? Jużcić podkomorzy z Jezuitami, dowodów na to nie mamy, bo mieć nie możemy, ale tak jest. Nie przeczę jeszcze i tego, że Skarga ona swoją żarliwością katolicką, jaka bucha z kazań jego, natchną! dwór Zygmunta, utrzymywał w niej i króla i Bobolę i innych zdawna dobrych katolików, zaprawiał do niej „polityków“ t. j. po światowemu myślących ministrów, senatorów, sekretarzy, dworzan królewskich, a nawet heretyków, jak Lwa Sapiehę, zamieniał powoli w gorliwych katolików. Niechże kto to zgani Skardze; przecie na to on tam był kaznodzieją i teologiem, to było jego powołanie, „rzemiosło“, jak nazywał.
Wiedzieli o tej atmosferze katolickiej dworu heretycy, kandydaci do dygnitarstw, urzędów i starostw, na które zawsze głód wielki; rzecz wiec prosta, że przypuszczali, iż nie są tam pożądanymi, a sami czuli się tam obcymi. Oni woleliby zamiast poważnego, pobożnego podkomorzego przy królu — widzieć Giżankę, jak za Zygmunta Augusta bywało, pewniejsi byliby swoich wakancyj.
Bądź co bądź historya równoważy świadectwa. Przeciw rokoszanom i Piaseckiemu stoi wręcz przeciwna opinia olbrzymiej większości ówczesnego społeczeństwa i wręcz przeciwne świadectwa królewskich kaznodziei Skargi i Bembusa, po dwa kroć marszałka sejmowego (1616 i 1620), Jakóba Szczawińskiego i biskupa wileńskiego Wołłowicza. Dlaczego większa ma być dana wiara jednemu Piaseckiemu, grzeszącemu w swej kronice niejedną niedokładnością i fikcyą[5], pomimo infuły niekościelnemu mężowi, autorowi wątrobianego usposobienia, piszącemu ze słuchu, jak tamtym czterem świadkom naocznym, przewyższającym Piaseckiego o całą głowę wartością moralną[6].
Lecz ten Bobola miał być Jezuitom „we wszystkiem powolnym instrumentem ich właściwym“, jako go nazwali rokoszanie. Ani wątpię, że Bobola sprzyjał szczerze Jezuitom, był ich dobrodziejem, nawet wielbicielem. Nic w tem dziwnego: sprzyjali im i cenili wysoko królowie Batory i Zygmunt, nuncyusze i legaci Commendone, Caligari, Bolognetti, Hannibal, Lancellotti, Malaspina Gaetani, Rangoni, Simonetti, biskupi od Hozyusza wszyscy znamienitsi w Polsce i Litwie, senatorowie i pany jak Radziwiłł Sierotka, Lew Sapieha i połowa co najmniej świeckiego senatu, nie wyjmując herszta rokoszu, Zebrzydowskiego, który umarł na ich rękach, dla czegożby podkomorzy miał im nie sprzyjać, nie szanować a odkąd poznał Skargę, nie wielbić? Żeby zaś we wszystkiem był powolny Jezuitom, ich manekinem czy narzędziem, na to ani rokoszanie, ani Piasecki nie dostarczyli dowodów. Bobola podzielał polityczno-religijne zapatrywania Skargi, patrzał na świat i ludzi przez szkła Skargi; być to może, owszem to mu się chwali; ależ te polityczno-religijne poglądy nie były tajemnicą, nie potrzebowały „pokątnych króla z Bobola i Jezuitami narad“, bo je Skarga głosił przed narodem całym na sejmach i w pismach, i ściągnął za to na swą głowę gniewy i dekreta rokoszan. W polityce zagranicznej wszelkie „pokątne narady“ na dworze króla na nicby się nie przydały, bo decydował o nich sejm. Relacye nuncyuszów jak n. p. Malaspiny 1598 kładą nacisk na to, że nuncyatura w Polsce właśnie dla tego trudna bardzo, że nie sam król, ale „król z senatem i szlachtą na sejmie o wszystkiem stanowi“, że „nie dosyć przekonać króla, trzeba jeszcze przekonać senat i mnóstwo szlachty, z której jedni zarażeni herezyą, drugimi rządzi prywata, wszystkich prawie oszołomiła przesadna miłość wolności“[7]. Toć król chciał sojuszu z Austryą przeciw Turkom, dopraszał się energicznego prowadzenia wojny o Inflanty, lepszego opatrzenia granic od Tatarów itd., otrzymałże co z tego? Jakąż więc doniosłość, jaki cel praktyczny mogły mieć te „pokątne narady króla z Bobola i Jezuitami“? Żadnego. Bezcelowych zaś narad nikt rozumny nie odprawia.
Miłosiernym i ofiarnym był Bobola na ubogie i wszystkie zakony, był więc takim i na Jezuitów. Sam dawał i u króla i u panów orędował za nimi, ile razy czy to sprawy kolegiów, czy pojedynczych osób, czy fundacye nowe tego wymagały, a oni go o poparcie prosili. Zobaczymy, jak razem ze Skargą pracował nad królem, aby go do fundacyi kościoła i kolegium św. Piotra w Krakowie nakłonić, jak zapisem 6000 złp. przyczynił się do budowy i ozdoby kościoła jezuickiego (Niep. Pocz. NMP.) w Warszawie. Dla domu profesów św. Barbary różnemi czasy dał jałmużny na 1000 złp. i kilka beczek kanaryjskiego wina. Na odbudowanie spalonego 1610 r. kolegium wileńskiego przysłał z obozu pod Smoleńskiem, gdzie królowi towarzyszył, znaczną ofiarę. Bywał czasem na obiedzie w domu św. Barbary z innymi przyjaciółmi zakonu, z kanclerzem Pstrokońskim, z wojewodami Mińskim i Zebrzydowskim, referendarzem Firlejem, kasztelanem Stadnickim, Feliksem Kryskim, z biskupami Wołuckim, Szyszkowskim, Maciejowskim, nuncyuszami Rangoni, Simonetti itd., ale to jeszcze nie znaczy być we wszystkiem powolnem narzędziem Jezuitów. Oni go nazywali „wielkim swym dobrodziejem, wielkim całego zakonu obrońcą i opiekunem“[8], a w imieniu zakonu dług wdzięczności spłacił mu kaznodzieja królewski Bembus w mowie pogrzebowej, „Wizerunek szlachcica prawdziwego“.
Podobną życzliwością i ofiarnością dla zakonu jak podkomorzy, odznaczali się bratankowie jego, synowie Jana, podkomorzego sandomierskiego, Kasper Bobola, kanonik krak., który przy kościele św. Piotra w Krakowie kaplicę św. Ignacego kosztem 10.000 złp. fundował, i Jakób Bobola, podczaszy sandomierski, który przy kolegium jezuickiem w Sandomierzu bursę dla ubogich studentów założył, a przy kościele tamże kaplicę św. Ignacego przybudował[9]. Dwóch innych bratanków podkomorzego zostało Jezuitami, Sebastyan Bobola, syn Jana, zmarły 1649 r. w Sandomierzu i syn Mikołaja, najmłodszego brata podkomorzego, męczennik za wiarę św., błogosławiony Andrzej Bobola, z którym spotkamy się w tomie III.
Pisząc o podkomorzym Boboli, niepodobna nie wspomnieć o pannie Urszuli Mejerin. Ośmieszyli ją, skarykaturowali niektórzy historycy nasi, chociaż przepuścili jej rokoszanie i snać jako ludzie rycerscy, przez cześć dla kobiety, nie wymienili jej po nazwisku, jeno pod ogólnym wyrazem „rad cudzoziemskich“ domagali się jej także wydalenia ze dworu.
Spotwarzył Urszulę Mejerin i jako „służkę jezuicką“ w śmiech podał, smutno to powiedzieć, ksiądz Siarczyński[10]; współczesni łaskawsi dla niej byli.
Nawet zjadliwy Piasecki nie umiał o pannie Mejerin nic ujemnego napisać, a ci, którzy ją bliżej znali, ludzie ze wszech miar wiarogodni, nachwalić się jej nie mogą. Kto ona?
Córka mieszczańskiej a może drobnoszlacheckiej rodziny bawarskiej Giengerów, dostała się do frauencymeru arcyksiężny Anny, pierwszej żony Zygmunta III i z nią razem przybyła do Polski 1592, i była ochmistrzynią (Kammerfrau, gynecaei gubernatrix) dworu królowej Anny. Po jej śmierci 1595 matkowała Władysławowi, i znów gdy król ożenił się z arcyksiężną Konstancyą, ochmistrzowała jej dworowi, boną była ich dzieci, we czci wielkiej i poważaniu u króla i królewiczów, zwłaszcza Władysława, który już królem polskim będąc, dla panny Urszuli afekt iście synowski aż do jej śmierci 1635 zachował.
Nazwisko jej rodowe Gienger, ale na dworze nazywano ją Mejerin, to znaczy ochmistrzynią, a że nią była lat 42, więc ją nietylko na dworze, ale w Polsce tak nazwano. Znał ją bardzo dobrze kżę Albrecht Radziwiłł, i taką nam daje jej sylwetkę: „Pięknie wychowana, ślicznymi obyczajami ozdobiona, nabożeństwa pełna, w jałmużnach hojna, ustawiczną pracą niestrudzona, zawsze pokorna i w największych względach będąc u króla i królowej, przystępna wszystkim.... Pamięci dziwnej, w łacińskim i niemieckim języku biegła. W mowie ostrożna i zawsze prawdę mówiąca... Pilna wychowanka potomstwa królewskiego, a w niem cnót nauczycielka i pomnożycielka.... O wiarę św. gorliwa... opiekunka ubogich i sierót, hojna żywicielka zakonników, sług dworskich promotorka, oskarżonych przed królem i królową obronicielka, a żadnego słowem nie narażająca (a więc nie intrygantka), cudze niedoskonałości pokrywająca, słowem w doskonałości cnót nieporównana“[11].
Pobobną sylwetkę panny Urszuli wnet po jej śmierci naszkicował nuncyusz Visconti w relacyi swej 15 lipca 1636 do kard. Barberini: Była jakoby wyrocznią całego dworu, należała nietylko do familijnych, ale i do rad ważniejszych i miała niemały wpływ w szafunku łask królewskich. Jadała zawsze u stołu królewskiego... i w jednym z nimi jeździła powozie. Jej był poruczony dozór nad dziećmi królewskiemi, które ją szanowały jak własną matkę, nazywały panią, a czasem od niej i rózgą dostały. O nią opierały się wszystkie sprawy, pod jej zarządem były wszystkie skarby, klejnoty i sprzęty królewskie. Nadzwyczajną miała pamięć, pilność i dokładność, tak że pomimo niezliczonych rzeczy, wiedziała, gdzie się każda znajduje”.
...„Umiała tak roztropnie postępować, że nic jej nie zaszkodziła zazdrość, nikt przeciw niej powstać nie śmiał, nietylko za życia króla i królowej, jej dobroczyńców, ale nawet po ich śmierci uznana przez teraźniejszego króla (Władysława IV) za niezbędną, utrzymała się na tem samem stanowisku, z tą tylko różnicą, że już nie miała udziału w sprawach publicznnych.. Król (Władysław) pisywał do niej własnoręcznie przynajmniej raz na tydzień... Na kilka miesięcy przed jej śmiercią kazał ją odmalować na wielkim obrazie, siedzącą wśród dzieci z pierwszego i drugiego małżeństwa, nie wyłączając i siebie... Sam nawet cesarz Rudolf wielce ją sobie poważał, utrzymywał z nią ciągle poufałą korespondencyą, używając jej za pośredniczkę między sobą a swymi siostrzeńcami, przez nią odbierał wiadomości o tem wszystkiem, co się tyczyło familii królewskiej, a w nieobecności króla donosiła mu także o toku spraw publicznych... Wielu panów polskich starało się o jej rękę, nie chciała nigdy opuścić swych dobroczyńców, jak gdyby wyrzekła się miłości samej siebie.. Z krewnych żadnego nie miała przy sobie i nic im nie udzieliła za życia ani po śmierci z majątku, którego mniej zebrała, niżby mogła przy tak wielkiem znaczeniu, zapisawszy testamentem wszystko co miała na pobożne cele albo królowi (12.000 dukatów) i królewiczom 20.000 złp., Annie królewnej 12.000 złp.“[12].
Taką była panna Urszula. Nas tu obchodzą dwie rzeczy; raz, że to nie była zwykła sługa królewska, ani bona do dzieci, ale przyjaciółka rodziny królewskiej, nie należąca do niej powinowactwem krwi, ale duszą. A że była rozumną i prawą, więc w sprawach familijnych miała swój głos i zawiadamiała o nich cesarza wiernie i dokładnie, nie jako rezydentka urzędowa, ale jako przyjaciółka domowa. W tym też charakterze donosiła do Wiednia o tem, co się na dworze polskim i w Polsce działo. Pobożna z gruntu i miłosierna, forytowała ubogich, wierne sługi dworskie, zakonników bez różnicy; rola to każdej pobożnej a wpływowej niewieście właściwa. Król Zygmunt, który z rozdaniem wakansów zazwyczaj długo się namyślał, ze wszystkich stron zbierał informacye, być bardzo może, że zapytywał nieraz i pannę Urszulę, której roztropność i prawość cenił wysoko, o zdanie lub radę, więc ją dawała, to zaś pewna, że wielu panów i biskupów udawało się przez nią z prośbą do króla o liczne łaski, prebendy, starostwa, dożywocia dla siebie i swoich protegowanych, jak to się pokazuje z listów biskupa Stan. Łubieńskiego do niej pisanych[13] i do tego się odnoszą słowa nuncyusza, że „miała wpływ w szafunku łask królewskich“. Władysław „król mędrszy niż Polakom potrzeba, polegający więcej na własnym geniuszu niż na zbiorowym szlachty rozumie“[14], rozdawał wakanse bez niczyjej porady, więc i u panny Urszuli o nią nie pytał, ona mu się też z nią nie narzucała i dla tego zauważył nuncyusz, że „już nie miała udziału w sprawach publicznych“.
Druga kwestya ta: czy i o ile panna Urszula była „służką jezuicką?“ Na dworze Zygmunta III macierzystą mową była niemiecka; Niemkami były obydwie królowe, była ochmistrzyni, która jednak tyle wyuczyła się po polsku, że pisywała listy polskie; znaczna część frauencymeru, dzieci rozmawiały po niemiecku, acz i po polsku i po włosku wybornie. Więc też rezydował tam stale spowiednik niemiecki królowej, Jezuita, najprzód 1592—98 O. Ernhofer i Quadrantin, potem 1605—31 OO. Fredler i Seidel. W domu professów, w Krakowie i Warszawie zawsze było kilku Ojców, którzy dobrze władali językiem niemieckim. To więc pewna, że Jezuici byli spowiednikami panny Urszuli, jak tylu innych pobożnych osób. Pewna i to, że panna Urszula dawała jałmużny do ich domów i kościołów, zwłaszcza św. Barbary w Krakowie, niekiedy znaczne dosyć, jak n. p. na zakupno domu warszawskiego; że legowała im 1000 złp. i fundowała srebrne tabernakulum dla ich kościoła.
Ale czyniła ona to samo i dla zakonów innych, zwłaszcza dla Karmelitanek bosych w Warszawie, do których 1633 wstąpiła cioteczna siostra królowej Konstancyi, a wychowanka jej na dworze królewskim, Klara, w klasztorze Marią Teresą od św. Józefa nazwana. Szczególniejszy swój afekt do Jezuitów chyba okazała tem, że pochować się kazała w ich kościele domu professów w Warszawie, w którym niemieckie także odbywało się nabożeństwo, podtrzymywane bractwem Katolików niemieckich. Być bardzo może, że OO. dworscy przez pannę Urszulę polecali królowi bądź to swoich ubogich, wdowy i sieroty, bądź też sprawy zakonu, ale na miły Bóg tysiące innych panów i szlachty szukało tej protekcyi nie tylko u panny Urszuli, ale nawet „u piecuchów i masztalerzy“ królewskich; i na wszystkich dworach królewskich i wielkopańskich wszędzie bywało i dzisiaj pomimo demokratyzmu wieku tak bywa, dla czegóż tylko Jezuitom ma to być poczytane za winę? Rokoszanie żadnego poszczególnego oskarżenia przeciw pannie Mejerin nie podnieśli, domagali się tylko jak wszystkich utriusque sexus cudzoziemców, jej wydalenia z dworu; nie podniósł Piasecki, chociaż nie przepuścił Jezuitom i Boboli; słowem niema najmniejszej podstawy historycznej do piętnowania panny Urszuli mianem „służki jezuickiej“, a już z palca wyssano to, co ks. Siarczyński twierdzi, że Jezuici w nagrodę za „usługi“ wyjednali jej u Urbana VIII, „złotą różę“ w darze, zaszczyt zazwyczaj tylko koronowane domy spotykający.
Że Urszula posiadała w swym skarbczyku „złotą różę“, to pewna, bo ją wykonawca testamentu zmarłej król Władysław wraz z 9000 złp. z jej spadku podarował dla domu nowicyatu wileńskiego[15]. Wcale jednak nie wynika ztąd, że ją od Urbana VIII otrzymała w darze, tem mniej że za pośrednictwem Jezuitów; nie ma na to żadnego dokumentu. Prawdopodobnie królowa Konstancya z skarbu swego obdarzyła ją tym cennym upominkiem, a może Jerzy Ossoliński, wielki poseł do stolicy św. 1634 r. przywiózł ją w darze dla wychowawczyni króla, którą cenili wysoko i zaszczycali korespondencyą tacy senatorowie biskupi jak: Gębicki, Lipski, Stanisław Łubieński, a której pamięć rehabilitował 1877 Władysław Wisłocki[16].









  1. Głownem źródłem do biografii Boboli jest mowa pogrzebowa O. Mateusza Bembusa: „Wizerunek szlachcica prawdziwego“. Wilno 1629 r.
    Apologię Boboli napisał Ludwik Zarewicz p. t. Andrzej z Piasków Bobola. Lwów 1876 w 8-ce str. 101.
  2. Przez nuncyusza Simonetti prosił ks. Skarga, „znakomity kaznodzieja, bojący się Boga i dobrego sumienia“, w Rzymie, ażeby dobra Łodzesławice nadane dożywociem przez kard. Batorego bratu jego Janowi Skardze z Czarnolasu zatwierdzono. Z Rzymu przyszła odmowna odpowiedź (Archiv. Wat. Nunc. di Pol. relacye Simonettego z dnia 6 czerwca 1609). Być może, że wynagradzając tę stratę Bobola ustąpił Janowi Skardze dwa dożywocia.
  3. Bembus. Wizerunek prawdziwego szlachcica.
  4. Relacya nuncyuszów II, 191, Visconti do kard. Barberini 15 lipca 1636.
  5. Naliczył ich szereg długi Julian Bartoszewicz w przedmowie do polskiego przekładu „kroniki“ Piaseckiego przez Chrząszczewskiego wydanej w Krakowie 1870.
  6. Homagium Boboli złożył Skarga, jak już wspomniałem, w dedykacyi kazań o Siedmiu Sakramentach; „Widzę WMci pobożność... uprzejmość bez obłudności, słowo prawdy bez oszukania, życzliwość każdemu bez zmyślenia; czystość i trzeźwość i wzgarda rzeczy tych doczesnych a podeptanie wszelkiego łakomstwa czyni w tobie każdemu podziwienie“ i t. d. Na pogrzebie Boboli w jezuickim kościele w Warszawie z początkiem grudnia 1616 r. kazał O. Bembus, przedstawiając Bobolę jako typ, „wizerunek szlachcica prawdziwego“. Sławi w nim staro-szlachecką wiarę, ofiarność i pobożność, łaskawość dla poddanych i dzierzawców, „ojcem łaskawym i dobrodziejem zawsze się im stawił“; miłość i zgodę w sąsiedztwie, szczerość staropolską i t. d., żył w celibacie, aby swobodniej Bogu służyć, więc i codziennie mszy św. słuchał, medytacyą, rachunek sumienia, dyscypliny i umartwienia inne odprawiał, co tydzień do spowiedzi i komunii św. przystępował, zakonom i ubogim był wielkim jałmużnikiem. „Miłości jego ku rzpltj świadkiem wszystka korona Polska i w. ks. litewskie, do jej szczęścia zatrzymania, podniesienia sławy, wielce swą osobliwą dzielnością i mądrością pomagał. Turbacyom w Koronie przez słuszne media (środki) nie przez praktyki zabiegał. A jako miał wielką, u senatorów wagę, onych do tejże słuszności zasięgał“. Był więc przeciwnikiem rokoszu, cóż dziwnego że go z dworu i komory króla wyrugować chciano. „Nadto i dworowym urzędnikom przykład wysokich cnót zostawił., człowiek zaprawdę incorrupta libertate. Prawość ta jednała mu znakomitą łaskę u króla JM, iż się nietylko po Polsce rozgłosiła ale i po włoskich, hiszpańskich, niemieckich, francuskich nacyach i po samej Moskwie zabrzmiewała“. Fawor królewski, wpływ na sprawy nawet ościennych państw, budził u wielu zazdrość, więc i ci wołali: precz z dworu i komory królewskiej. Bobola.
    Ponieważ pierwsze wydanie pogrzebowego kazania Bembusa wnet się wyczerpało, więc swym nakładem wydał drugie 1629 roku w Wilnie biskup Eustachy Wołłowicz. W przedmowie do tego wydania nazywa biskup Bobolę „człowiekiem wielkim i wysokiemi cnotami a chwalebnemi i rzadkiemi przymiotami osobliwie obdarzonego, godna rzecz, aby ludzie narodu szlacheckiego w tej rzpltj wizerunek i wzór z niego brali“.
    Oprócz Bembusa mówił jeszcze nad zamkniętym już grobem Boboli marszałek sejmowy Jakób Szczawiński, składając imieniem sejmu i szlachty hołd „świętemu staruszkowi z nienaruszonemi obyczajami, z cnotą prawdziwą, całą u ludzi reputacyą, iż i nieprzyjaciele wielkie jego cnoty, któremi przy dworze świecił, afekt na stronę odłożywszy, przyznać zawsze musieli.. I zaiste miło nam wszystkim było nań patrzeć i z niego się wielkich rzeczy młodszym i starszym uczyć; aleć i samemu królowi JM. pięknie z nim było i t. d.“ — Miał więc u braci szlachty ten „prostak i dziwak ponury“ sympatyą i poważanie ogólne, a przetrwało ono i w następne pokolenie.
    Co do charakteru biskupa Piaseckiego i jego Chronica gestorum in Europa singularium, to od nuncyusza Visconti aż do Jul. Bartoszewicza, prawie wszyscy pisarze katoliccy wydali o nim sąd niepochlebny; przeciwnie liberalnego pokostu autorowie idąc za Łochowskim i Ossolińskim, nazywają go zacnym „dawnego stempla“ biskupem, a kronikę jego „niezmazaną pochlebstwem, nacechowaną miłością prawdy, wolnością pióra“ Nuncyusz Visconti w swej relacyi z d. 15 lipca 1636 r. bardzo surowo go sądzi. Zwie go ostatnim w zasłudze i zaletach biskupem, może nawet niegodnym liczyć się między biskupami. Zamianował go Zygmunt z „nieukontentowaniem całego dworu... w krotce miał przyczynę żałować mniej rozważnego wyboru, gdy Piasecki wpadł w podejrzenie przeniewierzenia się w ważnym interesie, i odtąd za jego życia nie śmiał już więcej pojawić się na dworze“. Inde irae w jego kronice na Zygmunta, Bobolę, Jezuitów, dwór cały, które tłum historyków bierze za dobrą monetę, i puszcza w kurs bez zastanowienia się.
    „Nie mniej z obejścia, pisze dalej nuncyusz, jak z wejrzenia odrażający, (szpeciła go wielka brodawka na prawym policzku) skąpy aż do sknerstwa, nieporządny (gwałtowny) w czynach i mowach, często tak bezbożnie politycznych, iż możnaby słusznie nieraz wątpić o jego sposobie myślenia w kwestyach wiary“. Za to posiadał w wysokim stopniu „sztukę trafiania w humor bez względu na swój stan“. (Relacye nuncyuszów II, 245).
    Kże Albrecht Radziwiłł w swych pamiętnikach I, 277 nazywa bisk. Piaseckiego „odrodkiem stanu duchownego i senatorskiego“.
    Współczesny Jezuita Tomasz Jonczyński w książce De gestis Episcoporum powiada, że kronikę Piaseckiego, dla stronniczości i mijania się z prawdą, Władysław IV skazał na publiczne spalenie, ale „biskup zalał płomień złotym deszczem“.
  7. Relacya nuncyuszów II, 77.
  8. Wielewicki III, 184.
  9. Łukaszewicz. Historya szkół IV, 149, 299.
  10. Obraz wieku panowania Zygmunta III, t. I, 312. Posądza ją o miłostki z królewiczem Władysławem, w których pomagali jej Kazanowscy, a przedstawia ją jako dewotkę oddaną na usługi Jezutów, którzy jej za to „złotą różę“ u Urbana VIII, wyjednali. Za Sierczyńskim poszli J. I Kraszewski. „Rok ostatni panowania Zygmunta III, Wilno 1833 Walery Przyborowski w swych „Szkice historyczne“. Konstanty Majeranowski w dramacie „Urszula Mejerin“ 1846. Dominik Magnuszewski w lichej powieści „Zemsta panny Urszuli“ 1838.
  11. Pamiętniki I, 253.
  12. Relacya nuncyuszów II, 218, 219.
  13. Ms. bibl. Ossol. t. 157.
  14. Rel. nunc. II, 157.
  15. Rostowski 313.
  16. Róża złota przez X. M. S. Lwów 1896, str. 37.
    Przegląd Polski 1877 październik. Urszula, Ochmistrzyni, Łabędzianka i jej korespondencya polska z Piotrem Gembickim 1627.
    O ile źródła sięgają, pierwszego poświęcenia złotej róży dokonał Leon IX 1050 r. w 4 tą niedzielę postu Laetare zwaną. Symbol to radości duchownej z bliskiego Zmartwychwstania Pańskiego, symbol Chrystusa Pana, symbol Najśw. Maryi Panny. Z tej to „złotej róży“ papieże od Inocentego IV począwszy na znak swej przychylności robili rokrocznie dar najprzód miastom, potem królom i książętom, później już samym królowym i księżniczkom, rzadko bardzo innym pobożnym damom, a niekiedy kościołom.
    W Polsce otrzymali w darze papieskim „różę złotą:“
    1448 r., król Kazimierz Jagiellończyk od papieża Mikołaja V.
    1505  „ król Aleksander Jagiellńczyk „  papeża Juliusza II.
    1574  „ król Henryk Walezygiellńczyk „  pap„ Grzegorza XIII.
    1585 r., królowa Anna Jagiellonka iczy„  papńczy Syksta V.
    1592  „ królow Anna Austryaczka icz„  papyKlemensa VIII.
    1607  „  król Zygmunt III Jiagiellńczyk „  pappapie Pawła V.
    16i?   „  królowa Konstancya ellńczyk „  pappa niewiadomo.
    1651  „ królowa Marya Ludwika czyk „  pap„ Innocentego X.
    1671  „ królowa Eleonora agiellńczyk „  pappa Klemensa X.
    1684  „ królowa Marya Kazimira czyi „  pap„ Innocentego XI.
    1739—1740 r., królowa Marya Józefa „  papp Klemensa XII.
    1599 lub 1604 r., Elżbieta z Radziwiłłów Sapieżyna, żona Lwa Sapiehy, od papieża Klemensa VIII, którą ona zawiesiła przed cudownym obrazem Matki Boskiej w kościele św. Michała PP. Bernardynek w Wilnie.
    1625 lub 1633 r., Urszula Mejerin od papieża Urbana VIII. (Róża złota przez X. M. S. Lwów 1896).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.