<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Chmura
Tytuł Kościół a socjalizm
Wydawca Wydawnictwo Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy
Data wyd. 1906
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
III.

Tak to w pierwszym i drugim stuleciu chrześcijanie byli zapalonemi wyznawcami komunizmu. Ale ten komunizm używania gotowych produktów, nie oparty na komunizmie pracy, nie mógł wcale poprawić społeczeństwa ówczesnego, nie mógł usunąć nierówności między ludźmi i przepaści między bogaczami a biednym ludem. Ponieważ środki produkcji, głównie ziemia, pozostawały prywatną własnością i ponieważ praca na społeczeństwo opierała się nadal na niewolnictwie, więc w dalszym ciągu bogactwa, dostarczane przez pracę, płynęły do niewielu posiadaczy, a lud pozostawał pozbawionym środków do życia, które otrzymywał też tylko z łaski bogaczy, jako żebraninę.
Jeżeli jedni ludzie, i to mała garść stosunkowo, posiadają na swoją wyłączną, prywatną własność wszystkie grunta, lasy i pastwiska, wszystkie trzody i zabudowania gospodarskie, wszelkie warsztaty i narzędzia i materjały do wytwarzania, a zaś inni ludzie — ogromna większość ludu — nie posiadają nic zgoła, czym i na czymby mogli dla siebie pracować, to przy takich stosunkach w żaden sposób równość między ludźmi nie może powstać, wtedy muszą być bogaci i biedni, zbytek i nędza. Bo przypuśćmy naprzykład, że dziś ci bogaci posiadacze, skruszeni naukami chrześcijańskiemi, całe swoje pieniądze i wszelkie gotowe bogactwa, które posiadają w zbożu, owocach, odzieniu, bydle przeznaczonym na pokarm i tak dalej, oddają na wspólne używanie ludu i podział między wszystkich potrzebujących. Jaki wyniknie stąd skutek? Tylko ten, że na kilka tygodni zniknie nędza i lud się jako tako nakarmi i przyodzieje. Ale owe przedmioty prędko się zużywają. Po bardzo niedługim czasie lud nieposiadający, zużywszy rozdzielone bogactwa, będzie znowu stał z pustemi rękami, a posiadacze ziemi i narzędzi pracy będą mogli przy pomocy rąk roboczych — wówczas niewolników — wytwarzać dalej, ile dusza zapragnie; zatym wszystko zostanie po staremu. Dlatego to socjaldemokraci dziś inaczej się zapatrują, niż komuniści-chrześcijanie i mówią: my nie żądamy, aby bogacze się z proletarjatem dzielili, my nie chcemy żadnej łaski, ani jałmużny, bo to nie usunie nierówności między ludźmi. My chcemy, nie, żeby bogaci się z biednemi dzielili, lecz żeby nie było wogóle ani bogatych, ani biednych. A to jest możliwe tylko wtedy, jeżeli źródło wszelkiego bogactwa: ziemia oraz wszelkie inne środki i narzędzia pracy będą wspólnie należały do całego pracującego ludu, który będzie wytwarzał sam dla siebie niezbędne przedmioty według potrzeby wszystkich. — Pierwsi zaś chrześcijanie chcieli niedostatek ogromnego, niepracującego proletarjatu pokryć przez ciągłe dzielenie bogactw, oddanych przez bogaczy, ale znaczyło to to samo, co czerpać wodę przetakiem.
Ale nie dość na tym. Komunizm chrześcijański nie tylko nie mógł zmienić i poprawić społecznych stosunków, lecz nie mógł się nawet sam długo utrzymać.
W początkach, dopóki wyznawców nowej ewangielji było mało, póki stanowili oni tylko drobną sektę zapaleńców wśród rzymskiego społeczeństwa, póty owo znoszenie mienia do wspólnego podziału, wspólne uczty, a często i przemieszkiwanie pod wspólnym dachem było możliwe.
Lecz w miarę, jak do chrześcijaństwa przystępowało coraz więcej ludzi, jak gminy rozszerzały się już na całe państwo, pożycie wspólne wyznawców stawało się coraz trudniejsze. Obyczaj wspólnych uczt dziennych niedługo zanikł zupełnie, a zarazem i ofiarowanie swego mienia do wspólnego użytku przybierało inny już charakter. Ponieważ teraz chrześcijanie nie żyli już, jako jedna wspólna rodzina, tylko każdy musiał dbać o swoją rodzinę sam, więc też oddawano do wspólnego użytku braci chrześcijańskiej już nie całe mienie, tylko to, co zbywało, po opędzeniu potrzeb własnej rodziny. To, co teraz zamożniejsi oddawali społeczności chrześcjańskiej, było już nie udziałem w komunistycznym współżyciu, tylko ofiarą dla innych niezamożnych braci, było już dobroczynnością, jałmużną. A od kiedy bogatsi chrześcijanie przestali sami używać wspólnego mienia i oddawali tylko część dla innych, odtąd i ta część, ofiarowana dla biednej braci, bywała różną, większą lub mniejszą, zależnie od woli i natury pojedynczych wyznawców. W ten sposób powoli w łonie gminy chrześcijańskiej powstała ta sama różnica bogatych i biednych, która była naokoło w społeczeństwie rzymskim i przeciw której pierwsi chrześcijanie podjęli walkę. Już tylko biedni chrześcijanie — proletarjusze otrzymywali wspólne uczty od swej gminy wyznawców, bogaci zaś trzymali się zdala od tych uczt, ofiarując na nie część swych zbytków. Było to więc właściwie powtórzenie wśród chrześcijaństwa tego samego stosunku ludu, żyjącego z jałmużny, i mniejszości bogaczy, rzucającej jałmużnę, które panowało w rzymskim społeczeństwie. Przeciw temu przedarciu się nierówności społecznej do wnętrza gminy chrześcijańskiej ojcowie kościoła walczyli leszcze długo płomiennemi słowami, biczując bogaczy i nawołując ciągle do powrotu do komunizmu pierwszych apostołów.
Święty Bazyli, naprzykład, w czwartym wieku po Chrystusie, tak gromił bogaczy: „O nędznicy, jakże chcecie się przed sędzią niebieskim usprawiedliwić? Odpowiadacie mi: Jakąż popełniamy winę, kiedy zatrzymujemy dla siebie tylko to, co do nas należy? Ja zaś was pytam: co nazywacie waszą własnością? Od kogo otrzymaliście ją?... Przez cóż zbogacają się bogacze, jak nie przez zagarnięcie rzeczy, które do wszystkich należą? Gdyby każdy brał dla siebie nie więcej, niż mu do utrzymania potrzeba, resztę zaś zostawiał dla innych, tedyby nie było biednych ni bogatych“.
Najgoręcej nawracał chrześcjan do pierwotnego komunizmu apostołów święty Jan Chryzostom, patrjarcha Konstantynopolski, urodzony w Antjochji w r. 347, a zmarły na wygnaniu w Armenji w r. 407. W swym jedenastym kazaniu o historji apostołów słynny ten kaznodzieja mówił:
„Wielka łaska była wśród nich wszystkich (apostołów) i nie było wśród nich nikogo, ktoby cierpiał niedostatek. A to zaś stąd pochodziło, że żaden nie mówił o swym mieniu, iż było jego, tylko wszystko było u nich wspólne“. Łaska była wśród nich dlatego, że żaden nie cierpiał niedostatku, to znaczy dlatego, że dawali oni tak gorliwie, iż żaden biednym nie zostawał. Bo nie dawali oni tylko jednej części, a drugą zatrzymywali dla siebie, ani też nie dawali oni wszystko jakoby swoją własność. Znieśli oni nierówność i żyli w wielkim dostatku i czynili to w najchwalebniejszy sposób. Nie ważyli się dawać ofiar w ręce potrzebujących, ani też darowali je z pyszną łaskawością, tylko kładli je u stóp apostołów i czynili ich panami i dzielcami datków. Co było potrzebne, to brano z zapasów społeczności, a nie z prywatnej własności pojedynczych. Przez to osiągnięto, że ofiarodawcy nie wbijali się w pychę.“
„Gdybyśmy to samo czynili dzisiaj, żylibyśmy daleko szczęśliwiej, bogaci jak i biedni, i biedni nie zyskaliby przez to więcej szczęścia niż bogaci, gdyż ofiarujący nietylko nie stawaliby się sami biednymi, lecz czyniliby też biednych bogatymi“.
„Przedstawmy sobie tę rzecz: Wszyscy oddają to co posiadają na wspólną własność. Niechaj nikt się tym nie zaniepokoi, biedny ani bogaty. Ile sądzicie, zebrałoby się w ten sposób pieniędzy? Ja sądzę — bo z pewnością twierdzić tego nie można — że gdyby każdy pojedynczy oddał całe swoje pieniądze, wszystkie grunta, wszystek dobytek, swoje domy (o niewolnikach nie będę mówił, bo pierwsi chrześcjanie zapewne ich nie posiadali, gdyż ich prawdopodobnie na wolność puścili), to zapewne nagromadzi się razem miljon funtów złota, ba zapewne i dwa lub trzy razy tyle. Bo powiedzcie mi, ilu ludzi mieszka w naszym mieście (Konstantynopolu)? Ilu chrześcjan? Czyż nie będzie ich sto tysięcy? A iluż jest pogan i żydów! Ileż to tysięcy funtów złota musi się nagromadzić! A iluż biednych mamy? Nie sądzę, żeby ich było więcej nad pięćdziesiąt tysięcy. Ileż potrzebaby, aby ich codzień wyżywić? Jeśli będą oni brali pokarm za wspólnym stołem, to koszta nie będą wielkie. Cóż więc poczniemy z naszem olbrzymim skarbem? Czy wierzysz, że może on się kiedykolwiek wyczerpać? I czy błogosławieństwo Boże nie rozleje się na nas tysiąc razy obficiej? Czy nie zrobimy z ziemi raju? Jeżeli to się sprawdziło tak świetnie u trzech albo pięciu tysięcy (pierwszych chrześcjan) i żaden z nich nie cierpiał niedostatku, o ileż więcej musi się to udać przy tak wielkiej ilości ludzi? Czyż każdy nowoprzystępujący nie będzie coś dodawał?“
„Rozproszenie bogactw powoduje większe wydatki i dlatego biedę. Weźmy dom z mężem i żoną i dziesięciorgiem dzieci. Ona się zajmuje tkaniem, on szuka utrzymania na targu. Czy będą oni więcej potrzebowali, mieszkając razem w jednym domu, czy żyjąc każde osobno? Oczywiście, żyjąc osobno; kiedy dziesięciu synów rozchodzi się w różne strony, potrzebują oni dziesięć domów, dziesięć stołów, dziesięć sług i wszystko inne w tymże stosunku powiększone. A jakże się rzecz ma z ilością niewolników? Czy nie karmi się ich wszystkich za jednym stołem, aby zaoszczędzić kosztów? Rozdrobnienie prowadzi zazwyczaj do marnotrawstwa, wspólność do oszczędzania dobytku. Tak żyje się teraz w klasztorach i tak żyli ongi wierni. Któż tedy umierał z głodu? Któż nie był obficie nasycony? A przecie boją się ludzie tego porządku bardziej niż skoku w otwarte morze. Azaliż nie zrobimy próby i weźmiemy się śmiało do rzeczy! Jakże wielkie byłoby stąd błogosławieństwo! Bo jeżeli wtedy, gdy liczba wiernych tak małą była, zaledwie trzy do pięciu tysięcy, jeżeli wówczas, gdy cały świat był nam wrogi, gdy znikąd pociechy nie było, nasi poprzednicy tak stanowczo się do tego wzięli, o ileż więcej pewności powinniśmy teraz mieć, gdy przez bożą łaskę wszędzie są wierni! Któż chciałby wówczas zostać jeszcze poganinem? Nikt, jak myślę. Wszystkich przyciągnęlibyśmy i pozyskalibyśmy dla siebie.“
Tak gorące namowy i kazania Jana Chryzostoma pozostały bez skutku. Żadnej próby zaprowadzenia komunizmu ani w Konstantynopolu ani nigdzie już nie zrobiono. Wraz z rozszerzaniem się religji chrześcjańskiej, która od początku 4-go wieku była już w Rzymie religią panującą, wierni nie wracali do przykładu pierwszych apostołów, do wspólnej własności, tylko oddalali się coraz bardziej od niego. Nierówność między bogatymi a biednymi wewnątrz gminy wiernych zwiększała się coraz bardziej.
Jeszcze w szóstym wieku, to jest przeszło 500 lat po narodzeniu Chrystusa słyszymy nawoływanie Grzegorza Wielkiego: „Nie dość jest nie zabierać innym ich własności, nie jesteście bez winy, póki zatrzymujecie dla siebie dobra, które Bóg dla wszystkich stworzył. Kto nie daje innym tego, co sam posiada, jest zbójcą i mordercą, bo kiedy zatrzymuje dla siebie to, co posłużyłoby na utrzymanie biednych, można rzec, że dzień w dzień zamordowuje on tylu, ilu by mogło żyć z jego zbytku. Kiedy dzielimy się z temi, co są w niedostatku, tedy nie dajemy im, co do nas należy, jeno co należy do nich. Nie jestto czyn miłosierdzia, tylko zapłata długu.“
Ale wołania te były daremne. Na skutek zatwardziałości ówczesnych chrześcjan, którzy napewno bardziej byli jeszcze czuli na kazania ojców kościoła, niż dzisiejsi. Lecz nie pierwszy to raz w dziejach ludzkich pokazało się, że warunki ekonomiczne są silniejsze, niż najpiękniejsze kazania. Ten komunizm, ta wspólność używania, którą głosili pierwsi chrześcjanie, nie mogła się utrzymać w żaden sposób bez wspólnej pracy całej ludności na wspólnej ziemi i we wspólnych warsztatach, a takiej wspólnej pracy ze wspólnemi środkami produkcji wówczas zaprowadzić nie było można, gdyż praca, jak rzekliśmy, była rzeczą niewolników, stojących poza społeczeństwem, a nie rzeczą wolnych ludzi. Chrześcjaństwo od początku nie podjęło i nie mogło podjąć zniesienia nierówności w pracy i w posiadaniu środków do pracy, przeto beznadziejne były usiłowania jego, aby znieść nierówność podziału bogactw. Dlatego to głosy ojców kościoła, nawracających do komunizmu, musiały zostać wołaniem na puszczy. Ale niedługo i te głosy stają się coraz rzadsze, aż całkiem milkną. Ojcowie kościoła sami przestają już nawoływać do wspólności i podziału bogactw, bo ze wzrostem gminy wiernych i sam kościół z gruntu się zmienił.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Róża Luksemburg.