<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Kochanek Alicyi
Wydawca A. Pajewski
Data wyd. 1886
Druk A. Pajewski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Emilia Śliwińska
Tytuł orygin. L’Amant d’Alice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIX.
Księżna.

Mały prusaczek wszedł jeszcze uniżeńszy, bardziej skurczony, więcej służalczy niż zwykle.
Złożywszy niekończące się nigdy swe hołdy, zwrócił całą uwagę na bukiet stojący przed panią de Nancey.
— Ah! co za bukiet! — zawołał przesadnie. — To bukiet co się zowie! Cudowny bukiet!
Blanka przerwała szybko ten entuzjazm, mówiąc:
— Delikatniej by było, gdybyś go pan tak nie podziwiał. Przypuszczam bowiem, że pochodzi od pana.
— Pani hrabina jest w błędzie — odparł pan de Hertzog — pochodzenie jego wyżej sięga!... Nie odważyłbym się, ja chudy pachołek na prezent tak znaczący; gdyż albo mało się rozumiem na mowie kwiatów, albo też połączenie kamelii śnieżnej barwy, z ognistym kolorem powiada wyraźnie, że jest zamiar płomieniem miłości, stopić lody serca pani... Nie zdaje się pani tak jak mnie, że jest coś królewskiego w tym podarunku przysłanym z niewiadomej ręki, królowej piękności.
— Przyznam się, że nie umiem odgadywać zagadek — odpowiedziała pani de Nancey. — Niezmiernie mię pan zobowiążesz, tłómacząc się jaśniej...
Pan de Hertzog przybrał uroczystą minę.
— Tłómaczenie którego wymaga pani hrabina jest dość trudne.
— Dlaczego?
— Kiedy Sémèlè zwyczajna śmiertelnica, kochanka Jowisza, (czy to tylko była Sèmèlè?) mniejsza o to... chciała widzieć Boga w jego chwale, pośród przymiotów jego wszechmocności, nierozsądna pochłoniętą została zbyt silnym ogniem, który otaczał bóstwo jej kochanka... Podobny los mógłby spotkać panią hrabinę, jakkolwiek prawda, że jesteś półbóstwem...
— Do czego zmierza ta mitologja? — zapytała Blanka uśmiechając się. — Panie baronie, powróćmy na ziemię...
Uroczysty rozstrój pana von Hertzog podwoił się.
— Panią czeka najwyższe przeznaczenie — szepnął — by kiedy raczyła przypomnieć sobie, że ja miałem zaszczyt być pierwszym szczeblem, po którym pani dosięgniesz szczytu wielkości?...
— Rozumiem pana coraz mniej... Jakiej że to ja wielkości dosięgnę w tym salonie politycznym, o którym mówiliśmy kiedyś!
Mały baronik przybrał minę niesłychanie pogardliwą.
— Nie o tem już mowa! — odrzekł — oh! bynajmniej... teraz idzie o co innego.
Hrabina tupnęła nogą niecierpliwie. Rozciągła gadanina prusaka denerwowała ją do najwyższego stopnia.
Pan de Hertzog zmiarkował to, gdyż dodał spiesznie.
— Dostojny wzrok spoczął na pani... Nieporównane wdzięki jej, głębokie wywarły wrażenie na dostojnem sercu... Wczoraj podczas widowiska, wszystkie damy znajdujące się w sali, były o panią zazdrosne i to nie bez powodu! Czy pani hrabina rozumie teraz?
— Zaczynam...
— Od pani tylko należy zostać królową...
— Z lewej ręki... — przerwała Blanka.
— Racz pani przypomnieć sobie jaką rolę odgrywały w jej kraju królowe z lewej ręki! Agnieszka Soler, piękna Gabriela, Mantespan, la Valiére, są to figury nieśmiertelne, podziwiane w całym świecie. Nie mówiąc już o tem, że to otwiera drzwi do marzeń chciwych honorów, które w nieprzewidzianych chwilach stają się rzeczywistością. W naszych Niemczech, pani hrabino, związek morganatyczny, to bardzo poważna instytucya.
— Ale nie dla panujących żonatych...
— Każdy żonaty może zostać wdowcem!... Otóż, pani jesteś za piękną i za nadto zręczną, by nie umieć wywrzeć wpływu na starym Jowiszu, wpływu niezmiernego i trwałego, któremu nie powinna stanąć na przeszkodzie żadna przeciwna wola, żadna dworska intryga... Od pani zależy umieć panować nad królem; to zaś, pani hrabino znaczy, być podwójną królową...
Blanka potrząsnęła głową i rzekła drwiącym głosem.
— Zadziwiasz mnie, panie baronie! Wczoraj byłeś moralniejszym.
— Dziś jestem taki sam, pani hrabino — odparł żywo von Hertzog. — Tak, jestem i będę zawsze moralnym... Nasze Niemcy wielkość swoją zawdzięczają tylko moralności! My niemcy jesteśmy moralni, bardzo moralni, ale protestanci... Biblję czytamy inteligentnie i czerpiemy z jej źródła dobre przykłady jakich nam potrzeba. Sara, prawa małżonka była wiekową i za mało powabną. Bóg nie sprzeciwiał się temu, aby patriarcha rozmiłował się w pięknej Agarze... Otóż dostojna połowa dostojnej osobistości przestała być młodą. Wnioskuj pani hrabina ztąd, co zechcesz.
Pani de Nancey cofnęła się myślą w te czasy, kiedy zastęp kokodesów tworzył gończy jej szwadron'Tekst pochyłą czcionką i rzekła do siebie po cichu, tą malowniczą formą, którą mały d’Albam usiłował wprowadzić w modę:
— Hultaje ci niemcy! słowo honoru! co za spryt! Ich moralność z lewej ręki ma znakomite znaczenie!
Wspomnienie to wywołało uśmiech na usta hrabiny, co widząc prusak, pomyślał iż wygrał już sprawę i rzekł z pośpiechem:
— Mówiłem o przyszłości, bo marzenie o wielkich dostojeństwach, które w bardzo krótkim czasie może się ziścić, powinno powstać w duszy tak wielkiej jak pani. Milczeniem również zbyć nie mogę natychmiastowych korzyści, powstających z położenia tak świetnego i tak słusznie zazdroszczonego... Korzyści te są nie obliczone: Najprzód objęłabyś pani wysokie stanowisko... Wszak Lolę Montes baletniczkę zrobiono jak pani wiadomo, hrabiną de Lansfeld... Czyż nie łatwiej umieścić książęcą koronę na cudownych włosach hrabiny de Nancey?... Któż mógłby się temu dziwić? Już wielka dama, stałabyś się pani jeszcze większą.. To bardzo naturalne i rozumie się samo przez się!... Teraz druga strona medalu: Tak we Francyi jak tutaj, nie posiadasz już pani żadnego majątku... Fałszywy książę zabrał wszystko... Mieliśmy nawet ochotę kazać go aresztować w drodze, było to możebnem, ale — widzi pani jak daleko sięga moja prawdomówność! Woleliśmy pozostawić rzeczy tak jak są, bo to dogadza naszym projektom... Otrzymasz pani dobra książęce... Będziesz pani właścicielką włości, z których nikt w świecie, gdyby się nie wiem co stało, nie będzie miał prawa ogołocić jej... Będziesz pani bogatą, przyjmowaną u dworu, otoczoną, pieszczoną, obsypywaną przyjemnościami i szanowaną, wierzaj mi pani... Pozwolę sobie dodać, że aby odrzucić coś podobnego, trzebaby być szaloną... pani hrabina zaś nią nie jesteś!...
Blanka słuchała w zamyśleniu podczas gdy pan de Hertzog, któremu własne wyrachowanie dodawało werwy gaskońskiej, migotał przed nią fałszywymi blaskami.
Gdy dokończył, pochyliła głowę na piersi i milczała przez kilka minut, mówiąc sama do siebie:
— Postanowiłam żyć, bo nie mam już odwagi tej z jakiej potrzebaby umrzeć. Cóż mię czeka w przyszłości? Nędza i upokorzenie. Czemże jestem? Kobietą upadłą, cudzołożnicą, która uciekła z pod małżeńskiego dachu, a którą okradł przypadkowy kochanek. Zostać na powrót uczciwą czy podobna? Próbować nawet nie warto. Któż mię już uszanuje? Nikt. Przeszłości zatrzeć nie łatwo. Noszę na czole piętno niczem nie obmytej plamy! Straciłam honor, którego nikt w świecie nie jest już wstanie mi powrócić! Wstyd już tylko przedemną, niechże przynajmniej będzie pełen blasku! Człowiek ten miał słuszność przed chwilą; trzebaby być szaloną aby odmówić! Byłam kochanką złodzieja... Zostając kochanką króla, podniosę się tylko!..
Pani de Nancey odrzuciła głowę do góry i spojrzała na pana de Hertzog.
— No więc! — zawołał z gorączkową ciekawością — czy zastanowiła się pani hrabina?
— Tak jest.
— I Cóż?
— Postanowiłam zostać księżną.
Słysząc tę przychylną odpowiedź prusak poczerwieniał z radości, a raczej zsiniał Była obawa przez chwilę aby nie dostał apopleksyi, że jednak był zdrów, prędko przyszedł do siebie, przesunął palce pomiędzy grubą swą szyją a białym krawatem, przyłożył rękę do serca, pokłonił się aż do ziemi, i rzekł:
— Wieczór o godzinie dziewiątej, będę miał zaszczyt przyjść do „księżnej pani“ na filiżankę herbaty — tytuł wymówił z naciskiem — nie przyjdę sam... księżna pani pozwoli mi przedstawić sobie gościa, którego nazwisko przez szacunek wymienić nie śmiem.
Blanka dała znak przyzwalający, a pan de Hertzog, pożegnawszy się podług wszelkich formułek ceremoniału, wyszedł stąpając po obłokach i wyobrażając sobie, że jest już ministrem.


∗             ∗

Podczas gdy scena ta odbyła się pomiędzy prusakiem a hrabiną, człowiek stanu o twarzy sfinksa przechadzał się wielkiemi krokami po swoim apartamencie, z namarszczoną brwią i pochmurnem czołem.
Ta nowa intryga niepodobała mu się wcale. Zrobić z pani de Nancey szpiega na żołdzie pruskim i owszem; ale uczynić z niej faworytę, to go niepokoiło. Jak można pozwalać na jakikolwiek inny wpływ, prócz na swój? wpływ francuzki? wpływ, który w miarę wzrostu mógłby się stać niebezpiecznym? Niepodobna!.... Ale jak przeszkodzić najwyższej woli?
Nagle ponura twarz jego ekscelencyi wypogodziła się, a brew zmarszczona przed chwilą, rozsunęła się. Uśmiech skurczył wargę przed gęstym i twardym wąsem. Rozwiązanie zagadki miał już na myśli.
O godzinie dziewiątej punktualnie, pan de Hertzog wchodził na schody prowadzące do mieszkania pani de Nancey. Miał towarzysza, którego szeroki kapelusz zakrywał całkiem zwierzchnią część twarzy, dolna zaś połowa znikała w podniesionym kołnierzu wielkiego płaszcza, który nie odpowiadał bynajmniej porze. Pomiędzy kapeluszem a płaszczem, zaledwie rozpoznać można było długie faworyty białe.
Pani de Nancey czekała, pełna wdzięku i powabu, do czego przyczyniało się i to nie mało, że lica jej zazwyczaj blade, pokryły się delikatnym rumieńcem, pod wpływem bardzo racyonalnej gorączki.
Spirytusowa lampka paliła się pod samowarem, filiżanki były gotowe.
Obecność lokaja była tam bowiem zupełnie zbyteczną.
Bardzo ożywiona rozmowa wszczęła się odrazu.
W tem na ulicy pod oknami powstał szmer, najprzód niepewny i harmonijny, następnie wybuchnął w pieniach narodowej pieśni pruskiej, granej przez sześćdziesięciu wykonawców z tą cudowną zgodą i harmonią, która charakteryzuje instrumentalistów niemieckich.
Muzyka badeńskich pułków, która co wieczór przed urzędową galanteryą dawała rodzaj koncertu w pałacu, na wprost sypialni dostojnej osoby, dowiedziała się w mieście, że tego wieczoru taż dostojna osoba jest na herbacie u ładnej kobiety na drugiem piętrze w podrzędnym hotelu[1].
Nieopodal zaś ztamtąd, jego ekscelencya, w kasku o czerwonej przepasce, w ciemnym uniformie, słuchał i uśmiechał się...





  1. Historyczne.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: Emilia Śliwińska.