<<< Dane tekstu >>>
Autor Cyprian Kamil Norwid
Tytuł Krakus książe nieznany
Podtytuł Tragedya
Pochodzenie Poezye Cypriana Norwida
Wydawca F. H. Brockhaus
Data wyd. 1863
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

X.
(Rozłogi w okolicach bramy miejskiej. Noc. Gdzieniegdzie pokotem śpiące gromady. — Rakuz i Szołom kapturami okryci i grabarskiemi uzbrojeni łopatami. — Szołom z latarką.)

RAKUZ.
Mądrości słowo, którem osłupiłem
Trzysta-set ludu, dziś mię w zamian boli —
Nie bacz, że dziwnie ci to wyraziłem:
Lepszego nie znam wyrażenia gwoli.
Boli mię słowo mówiąc: mówię o tem
Że: jakbym napiął łuk i cisnął strzałę
I zawróciła mi się w piersi grotem,
A ja-bym czuł ją i czuł, uleciałą —
I łuk trzymając lóźny, drżący jeszcze,
Szukał rannego, sam śmierci czuł dreszcze! —
Pisania sztukę, znając doskonałą,
Powiedz mi, naucz, ażali być może,
By kogo słowo rzeczone bolało? —
Tkwiło i pruło jak zbójeckie noże:
Słowo, o którem sam rzekłeś że Boże? —

SZOŁOM.
Pisania sztuka zwie się i kabałą —
Pisania sztuka ma swe tajemnice,
Runnikom samym dostępne —
(Rakuz upuszcza łopatę.)
— Ostrożnie!

RAKUZ.
Zbudził się który? —


SZOŁOM, wskazując latarką.
— Owdzie — zbieraj! — świecę.

RAKUZ, podejmując rydel.
Jako, gdy pola kto sierpami orżnie,
Pijani, widzę, spoczęli pokotem —

SZOŁOM.
Śnią się im wiadra miodu i wiwaty.
Nie rozbudziłbyś tej czeredy grzmotem,
A cóż dopiero upadkiem łopaty! —
Radzę ją wszakże nieco zgrabniej trzymać,
W ramię rzuciwszy prawe, jak motykarz:

RAKUZ.
Na życiu łopat nie myśliłem imać —
Nie jestżem Rakuz książę? — kogo tykasz!

SZOŁOM.
Trzeba się książę, umieć znaleźć wszędzie,
Trzeba mieć rozum taki, jak narzędzie.

RAKUZ, popychając ramię Runnika.
Szołom! — idź na przód — nie ucz nas —
(Słychać krok warty. — Szołom skoczywszy do Rakuza, groźnie.)

SZOŁOM.
— Milczenie! —
Łopata na dół — kto idzie?

GŁOS, mijającej straży.
— Sumienie!

SZOŁOM, do księcia.
Chasło, tej nocy dane przez setnika.

RAKUZ, osłupiały.
Przeszli? — czy przeszli już? —

SZOŁOM, klepiąc ramię Rakuza.
— W górę motyka! —

RAKUZ, oglądąjąc się do koła.
Osobo mądra! — ażali z prędkości,
Nie minęliśmy miejsca, gdzie trup leży? —

SZOŁOM, wznosząc latarkę.
Tarcz zdaje mi się blask, albo odzieży —
Bieliznę widzę.

RAKUZ.
— Mylisz się, to kości,
Rwane ze smoka bioder, ptastwo ciska,
Lub psy roznoszą. Patrz! — za onym padłem
Postacie jakieś i jakieś ogniska —
Ludzie — czy widma? —

SZOŁOM.
Znikli —

RAKUZ.
Wiem, że zbladłem:
W około oczów czuję to, na licach —

SZOŁOM.
Żebra smokowe, czy widzisz, jak wielce
Czernieją? — sterczą w księżycu,
Podobne żebrom nawy skołatanej.
Patrz tam — jak belka po belce
Lis pełza — owdzie kruków karawany —
To się poderwą, to siędą.

RAKUZ, rozglądając się do koła.
Długoż to potrwa! długoż widzieć, będą?
Że owdzie zwycięztwo było —
(Po chwili.)
Owdzie? wszak owdzie padł? —

SZOŁOM.
— Nie ma i śladu,
Tarcz nawet —
(Przebiegają łuny kagańców — wyświeca się na chwilę tumulus Krakusa.)

RAKUZ.
— W dali coś się zaświeciło!

SZOŁOM, porywając u ramię Rakusa.
Ludzie — tłum — ogień - stos i śpiew grobowy —
Kaptura książę nie podejmuj z głowy —
Łopaty na bok! — przysiądźmy w parowie:

RAKUZ, przysiadając z Szołomem pod wyniesieniem wału.
Straszliwa nocy!

SZOŁOM.
— Ciągną tu szeregiem:

RAKUZ.
Drżę — — a któż jestem?

SZOŁOM.
Jesteś Książe szpiegiem
Tajemnic, w życiu ukrytych i w mowie!
Ale, i owszem, musisz drżeć —

RAKUZ, groźnie.
— Runniku!
Nie jestżem Rakuz?

SZOŁOM.
— Trupów ogrodniku!
Byłżebyś sobą, będąc za się branym? —

RAKUZ.
Słuszna osobo! — czyń jak ci przystoi —
Bylebym męża, co w pamięci stoi —
Bylebym zbawcę, zwanego nieznanym,
Do ziemi środka wparł rydlem kowanym —
(Łuny wielkie oświecają tumulus Krakusa ogniami obłożony. Chóry zbliżają się.)

STARZEC.
Ktoby zapragnął czyn wymazać krwawy,
Niech wstecznie kołem istności zawróci. —

CHÓR.
Niechaj zawróci — a gościniec sławy
Poczciwej znowu i manowce chuci
Przed zapastnikiem staną do wyboru!
Nie starczy może już złego potworu,
Lecz starczy mężów potwornych — niestety!

STARZEC.
Skończył i skonał — o! panie nasz — gdzie ty! —

CHÓR.
Gdzie ty, o, panie! — Świadomszych gromada,
Duchy pogodne i wietrzyk ochoczy,
Pancerz mogilny w ofierze ci składa,
Przyłbicą darni ocienia ci oczy. —

STARZEC i chór, rzucając amfory.
Miodem i mlekiem lśniące dzbany ciska —

CHÓR.
Gałęź modrzewiu i wieńce chmielowe
I mirry bursztyn kładzie w te ogniska: —
I łzy, i cichą, a poczciwą mowę,
(Łuny poruszonego ognia szeroko oświecają dolinę, na której kopiec Krakusa. — Chóry, podnosząc ostatnie garście piasku, stoją z ramionami w ruchu.)


SZOŁOM I RAKUZ, zakrywąjąc się w parowie i przylegając do ziemi.
Ciało spalone — kurchan usypany! —

STARZEC I CHÓRY, ciskając piasek i odchodząc.
Z popiołów cała i z kruszyn oręży,
Ziemia krakowska niechże ci nie cięży,
Sławny-nieznany! —












Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.