Macocha (de Montépin, 1931)/Tom III/XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Macocha
Podtytuł Powieść
Data wyd. 1931
Druk Sz. Sikora
Miejsce wyd. Warszawa — Kraków — Lwów
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Marâtre
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XV.

Od wypadków opowiedzianych poprzednio minęło lat kilkanaście.
W połowie października, podczas jednego z pięknych dni jesieni, powóz nieposzlakowanej elegancji wyjechał z pałacyku przy ulicy Linné. Tylne siedzenia landa zajmowały dwie kobiety. Jedna z nich mogła mieć około lat trzydziestu sześciu do trzydziestu dziewięciu, zawsze jednak powabna i piękna jeszcze. Druga od szesnastu do siedmnastu lat licząca, bardzo również ładna, lecz szczupła i delikatna. Naprzeciw nich zajmował miejsce młody człowiek, mający lat dwadzieścia sześć lub siedm, w kostjumie ciemnym ale z uśmiechniętą twarzą.
— No i cóż, siostruniu — mówił ten ostatni — czy jesteś szczęśliwą, że wracasz na pensję?
— Jesteś niegodziwym bratem, panie adwokacie — odrzekła panienka, szczęśliwą jestem, wiesz dobrze o tem, tylko w domeczku naszym przy ulicy Linné przy moim ojcu, przy mateczce ukochanej i przy panu, aczkolwiek nie zasługujesz na to wcale, Ale ponieważ moje wykształcenie jeszcze nie ukończone, ponieważ muszę jeszcze dopełnić studjów, musiałam ukryć mój smutek w głębi serca i... — W każdym razie przyznaj się, iż wolisz pensję?
— Kiedy mnie zmuszasz, ażebym ci to powiedziała, więc tak! Wolę być raczej, niegodziwcze jakiś, pomiędzy mojemi przyjaciółkami, które są dla mnie grzeczne, aniżeli przy tobie, który drażnisz mnie co chwilę. Ale poczekaj, dam ci, na coś zasłużył, nie będę mówiła o tobie ani słówka w listach do mamy.
— A ja nigdy za to nie przyjdę cię odwiedzić.
— W takim razie sam siebie ukarzesz... Bo nie przychodząc do mnie, nie zobaczysz także mojej przyjaciółki... która jest zarówno piękną jak dobrą, która ma złote serduszko... jednem słowem Róży Madoux.
— Róży?
— Nieinaczej, a gdybyś wiedział, jak to imię dla niej właściwe... Mieszka wraz ze swoją matką w folwarku Rosiers niedaleko Sucy. Matka jej jest wdową i utrzymuje się ze sprzedaży płodów ogrodniczych...
— Ależ jak widzę, siostrzyczko, znasz najdrobniejsze szczegóły życia rodziny Madoux.
— Nic niema w tem dziwnego — przerwała rozmowę dwojga młodych ludzi matka. — Ja sama się dowiedziałam o tem od przełożonej pensjonatu, od której zasięgałam wiadomości, widząc, jak nasza Reginka przylgnęła do Róży. Powtarzam, że jest czarującą i że ja sama czuję dla niej nieprzepartą sympatję.
Powóz się zatrzymał, a z niego wysiadły, jak to już zapewne czytelnicy odgadli, Teresa de Lorbac z synem jej męża z pierwszego małżeństwa, i drugą własną córką.
Widzimy także, iż traf zdarzył, że na tej samej pensji znalazła się Paulina, córka Gastona Dauberive, znana pod imieniem Róży Madoux. Na pensji tej wychowywano dziewczynki od lat pięciu do dwudziestu, a wychowanki, które kończyły kurs nauk, otrzymywały patenta na nauczycielki. Przybywszy do bramy pensjonatu, Reginka zadzwoniła i wszyscy troje nowoprzybyli zaprowadzeni zostali do przełożonej. Dziewczynka, zobaczywszy zakonnicę, rzuciła się jej na szyję.
— Ach moja matko, jakże jestem szczęśliwą — zawoła — że cię znowu widzę.
— I ja również moja malutka — odpowiedziała przełożona. — Więc jeszcze zostajesz się pomiędzy nami?
— Jeszcze na rok, moja matko powiedziała Teresa de Lorbac, — Mąż mój zgodził się, acz nie bez żalu, na to nowe rozłączenie. Poświęcił się dla dobra Reginki...
— Wszak prawda, matko, że moje koleżanki już przyjechały wszystkie? — pytało młode dziewczę.
— Jeszcze nie, dziecię, wakacje kończą się dopiero jutro, dzień ten więc i słusznie, większa część uczennic uważa jako termin powrotu.
W tejże chwili siostra furtjantka dała znać, że Róża Madoux przybyła w towarzystwie starej piastunki swojej.
— Róża — zawołała Reginka. — Co za szczęście, przybyła w tymże samym czasie co i ja. Czyż potrzeba większego dowodu sympatji...
— Wprowadź tutaj Różę i Weronikę — rozkazała przełożona.
Obie panienki rzuciły się sobie na szyję.
— Moja dobra Rózieczko, miałam przyjechać cię odwiedzić, a tymczasem nie napisałam ani słowa nawet, ale trzeba mi to przebaczyć...
— Już ci przebaczyłam, najdroższa, wiem że mnie kochasz, i że mnie nie zapomniałaś.
Z kolei Teresa zwróciła się do nowoprzybyłej.
— Reginka obiecała ci wizytę, moje dziecię — rzekła z uśmiechem. — Nie dotrzymała słowa, jak oskarżyła się w tej chwili. A jednak to ja jestem winną więcej od niej, ponieważ nie mogłam pomimo chęci zawieść jej do ciebie.
— Zbyt pani jesteś dobrą, ja to sama powinnam była wybrać się do państwa, i gdyby nie choroba mojej matki...
— Pani przełożona w tej chwili mówiła nam, iż twoja mateczka ma się lepiej.
— Dzięki Bogu. Doktór, który ją leczy, uspokoił mnie, że niema już niebezpieczeństwa. Potrzeba tylko troskliwej opieki, ale Weronika już się o nią postara.
Róża nie zauważyła dotąd obecności młodego człowieka w pokoju. René skorzystał z tego braku uwagi, ażeby przypatrzeć się młodej dziewczynie i skonstatować, że matka i siostra nie przesadzały wcale mówiąc o jej piękności i powabie.
Przybrana córka Joanny Madoux, spostrzegłszy wreszcie Renégo, ukłoniła mu się, zarumieniona cokolwiek...
— To mój brat, mój wielki brat, pan adwokat...
René zbliżył się z uśmiechem.
— Siostra moja mówiła często o pani. Kocha panią z całego serca, i bez kwestji nie mogła nigdzie lepiej umieścić swojego uczucia. Zrozumiałem to, odkąd patrzę na panią.
Słysząc wyrazy powyższe tak pochlebne, chociaż tak skromne, Róża nie mogła się oprzeć wzruszeniu.
— Dziękuję panu — wyszeptała, podnosząc oczy na brata swojej przyjaciółki.
Spojrzenia młodych ludzi spotkały się na chwilę, potem oczy zwróciły się na stronę, lecz chwili tej wystarczyło, by wywołać iskrę elektryczną, która w ich serc dwojgu zapaliła płomień dotąd im nieznany...
Przełożona w tej chwili poprosiła z sobą panią de Lorbac i Różę. Reginka pozostała z bratem.
— No i cóż, jakżeż ci się podoba moja przyjaciółka?
— Czarująca, siostrzyczko, doprawdy czaruGodzina odjazdu zbliżyła się. Teresa ujęła ramieniem kibić Róży.
— Kochaj moją Reginkę, drogie dziecię, czule i wiernie. Zdaje mi się, że to jej szczęście przyniesie.
— O pani — odrzekła Róża — gdyby Reginka była moją siostrą, nie mogłabym jej kochać więcej...
— Dziękuję za nią i za siebie, czy chcesz, żebym cię uściskała?
— O pani! czy ja chcę?...
Przybrana córka Joanny Madoux podała swoje czoło pani de Lorbac.
— Do widzenia moje dziecię, spodziewam się, że zobaczymy się wkrótce.
Z kolei podał jej rękę René.
— Pani — rzekł wzruszonym głosem — będę cię prosił jak moja matka. Kochaj moją siostrzyczkę, kochaj ją bardzo, a wzamian i my cię bardzo będziemy kochali, a nawet kochamy już teraz...
Ręce dwojga młodych ludzi zadrżały we wspólnym uścisku, poczem pensjonarki odeszły w głąb zabudowań klasztornych, a Teresa i René powrócili do domu. W piętnaście dni potem jednak zadzwonili u furty pensjonatu Saint-Maur, a następnie przez całą jesień i początek zimy, co dwa tygodnie René sam przypominał...
— No i cóż mateczko, wartoby odwiedzić naszą Reginkę.
Nie trzeba mówić, że i Róża zawsze przychodziła z przyjaciółką. Dziewczęta stawały się coraz bardziej nierozłącznemi... René witał je obie z równą radością, a Teresa po każdej wizycie powtarzała sobie:
— Zdaje mi się, że on kocha Rózię.
Toż samo myślała i panna de Lorbac, ale myśli swoje trzymała w sekrecie, co nie przeszkadzało jej wszakże mówić ciągle ze swoją przyjaciółką o ukochanym bracie.
Tak przyszły święta Bożego Narodzenia, a z niemi razem kilka dni wakacji dla pensjonarek. Przybrana córka Joanny Madoux, w której serduszku spoczywał już obraz Renégo i jego siostry, udała się do folwarku Rosiers.
Niestety, biedne dziecko nie miało już więcej powrócić na pensję Saint-Maur Joanna Madoux którą już lekarze uważali za wyleczoną, zapadła nagle na zdrowiu.
Weronika, kochająca nad życie swoją panią a zarazem ubóstwiająca Różę, w opłakanem zaiste była położeniu. Jakże tu powiedzieć pani swojej. Słuchaj, koniec twój się zbliża, a co się stanie z małą, którą przyjęłaś za swoją przed kilkunastu laty?
Zdobyła się jednak na odwagę, wezwała notarjusza, a ten zgodnie z wolą matki przybranej zapisał Różę, jako spadkobierczynię folwarku i skromnej renty. Za kilka dni poczciwej żony dzierżawcy nie stało. Przedtem jednak wręczyła Róży kopertę, na której wielkiemi zgłoskami skreślone były słowa: „Dla mojej najukochańszej córki Róży, w dniu kiedy będzie miała zostać narzeczoną...“
Cios nagły, a zarazem kłopoty nieodłączne od zajęcia się pogrzebem, nie pozwoliły Róży napisać do Reginki o swojem nieszczęściu, mogła zaledwie jej posłać kartę żałobną, zarówno jak przełożonej pensji i pani de Lorbac...
Do tej ostatniej smutna wieść nadeszła podczas śniadania.
— Karta żałobna, kto umarł? — zapytał René.
— Przyjaciółka twojej siostry straciła matkę.
— Biedne dziecię, jak ono musi cierpieć — zawolał młody człowiek, blednąc jak marmur.
— Czy znacie zmarłą? — zapytał z kolei pan de Lorbac.
— Oh nie — odpowiedziała Teresa — lecz znam i kocham jej córkę Różę Madoux. Mówiłam ci przecież o niej.
— Ah prawda, zapomniałem.
Poczciwy doktór z temi słowy podniósł się i wyszedł do swoich chorych, a matka i syn postanowili udać się na pogrzeb, który miał odbyć się nazajutrz.
Pani Daumont, matka Teresy, nic nie mówiła, słuchała jednak wszystkiego oboma uszami, a gdy została się w pokoju samą, z chciwością rzuciła się na klepsydrę, a przeczytawszy nazwisko i nazwę miejscowości, powiedziała do siebie:
— No, teraz trzeba być uważną.
Nazajutrz Teresa, Regina i Réne uczestniczyli na pogrzebie zacnej wieśniaczki, i jeszcze następnie znaleźli się w mieszkaniu Róży, którą ten dowód współczucia wzruszył do głębi, a zarazem napełnił nieznanem dotąd uczuciem.
— Więc ona, choć sierota, nie będzie samą, więc istnieją jeszcze ludzie, którzy pragną jej dłoń podać w nieszczęściu, którzy na jej cierpienia nie są obojętni, którzy wreszcie w każdym razie gotowi są przyjść jej z pomocą...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.