O miłości (Stendhal, tłum. Żeleński, 1933)/Tom I/Rozdział XXXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stendhal
Tytuł O miłości
Wydawca Bibljoteka Boya
Data wyd. 1933
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, S.A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. De l’amour
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXXI.
Wyjątek z dziennika Salviatiego.
Ingenium nobis ipsa puella facit.
Propert., II, 1.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Bolonja, 29 kwietnia 1818.

Złamany nieszczęściem, do którego mnie przywiodła miłość, przeklinam swoje istnienie. Nie mam serca do niczego. Czas jest pochmurny, pada deszcz, spóźniony chłód pogrążył w smutku naturę, która, po długiej zimie, rwała się ku wiośnie.
Schiassetti, pensjonowany pułkownik, rozsądny i chłodny przyjaciel, spędził u mnie dwie godziny.
— Powinienbyś przestać ją kochać.
— W jaki sposób? Wróć mi moją pasję do wojny.
— To wielkie nieszczęście dla ciebie, że ją poznałeś.
Godzę się z tem niemal, tak czuję się przybity i bez energji, tak bardzo owładnęła mną dziś melancholja. Dochodzimy razem, co za cel mogła mieć jej przyjaciółka w tem aby mnie oczernić; nie znajdujemy nic, poza tem starem neapolitańskiem przysłowiem: „Kobietę, którą miłość i młodość opuszczają, uraża lada co“. To pewne, że ta okrutna kobieta wściekła się na mnie: oto wyrażenie jednego z jej przyjaciół. Mogę się zemścić okrutnie, ale przeciw jej nienawiści nie mam najmniejszego środka obrony. Schiassetti żegna mnie. Wychodzę w deszcz, nie wiedząc co z sobą począć. Mieszkanie moje, ów pokój w którym mieszkałem w pierwszych czasach naszej znajomości, kiedy widywałem ją co wieczór, stał mi się nie do zniesienia. Każda rycina, każdy sprzęt, wyrzucają mi szczęście o którem marzyłem w ich obecności a które straciłem na zawsze.
Uganiam przez ulice w zimnym dżdżu; przypadek, jeżeli mogę to nazwać przypadkiem, sprowadza mnie pod jej okna. Zapadała noc, a ja szedłem z oczami pełnemi łez wlepionemi w jej okno. Nagle, firanka rozchyliła się nieco, jakgdyby ktoś chciał wyjrzeć oknem, i natychmiast opadła. Uczułem skurcz serca. Nie mogłem się utrzymać na nogach: chronię się w bramę sąsiedniego domu. Tysiączne uczucia zalewają mą duszę: poruszenie firanek mogło być rzeczą przypadku, ale gdyby to jej własna ręka je rozchyliła!
Istnieją dwa nieszczęścia w świecie: nieszczęśliwa miłość oraz dead blank[1].
Kochając, czuję, iż o dwa kroki ode mnie istnieje szczęście olbrzymie, przewyższające wszystkie moje pragnienia, a zawisłe jedynie od jednego słowa, uśmiechu.
Bez miłości — jak Schiassetti — w smutne dni, nie widzę nigdzie szczęścia, wątpię aby ono mogło dla mnie istnieć, popadam w spleen. Trzebaby nie znać silnych namiętności, mieć jedynie nieco ciekawości i próżnostek.
Jest druga rano, widziałem nieznaczne drgnienie firanek o szóstej; zrobiłem dziesięć wizyt, poszedłem do teatru; ale wszędzie milczący i zadumany, straciłem wieczór na rozważaniu tej kwestji: „Czy, po takim gniewie i tak nieuzasadnionym (bo czyż ja chciałem ją obrazić; a czegóż w świecie nie usprawiedliwia intencja?), uczuła przez chwilę drgnienie miłości?“
Biedny Salviati, który wypisał to wszystko na swoim Petrarce, umarł w jakiś czas potem; był w zażyłej przyjaźni z Schiassettim i ze mną; znaliśmy wszystkie jego myśli i jemu-to zawdzięczam całą posępną stronę tego studjum. Człowiek ten, to była wcielona nierozwaga; zresztą, kobieta, dla której zrobił tyle szaleństw, jest najbardziej zajmującą istotą jaką spotkałem. Schiassetti mawiał do mnie: „Ależ czy ty sądzisz, że ta nieszczęśliwa miłość nie miała dla Salviatiego jakich korzyści? Przedewszystkiem, doznał straty pieniężnej, najprzykrzejszej jaką można sobie wyobrazić. Nieszczęście to, które po świetnej młodości, pogrążyło go w stanie bardzo miernym, i które byłoby go przyprawiło o wściekłość w każdej innej okoliczności, przeszło dlań prawie niepostrzeżenie.
„Następnie — rzecz o wiele ważniejsza dla takiego usposobienia — miłość ta była pierwszym prawdziwym kursem logiki, jaki kiedy przeszedł. Wyda się to dziwne u człowieka, który żył na dworze; ale to się tłumaczy jego nadzwyczajnym hartem. Zniósł on, naprzykład, nie mrugnąwszy okiem, dzień ***, który go pogrążył w nicości; dziwił się, jak niegdyś w Rosji, że nie czuje nic nadzwyczajnego; faktem jest, że nigdy niczego nie lękał się do tego stopnia aby o tem myśleć przez dwa dni. W miejsce tej beztroski, obecnie, od dwóch lat, silił się co minutę wzbudzić w sobie męstwo; do tej pory nie znał co to niebezpieczeństwo.
Kiedy, przez swoją nierozwagę oraz przez wiarę w jej dobre mniemanie[2] ściągnął na siebie to iż mógł widywać ukochaną kobietę jedynie dwa razy na miesiąc, widzieliśmy go, jak, pijany radością, mówił do niej całe noce, dlatego że go przyjęła z ową szlachetną prostotą którą w niej uwielbiał. Utrzymywał, że pani *** i on, to dwie dusze godne siebie, które powinny się rozumieć od pierwszego spojrzenia. Nie mógł pojąć aby mogła przywiązywać najmniejszą wagę do małomieszczańskich plotek które go oczerniły. Rezultatem tego wzniosłego zaufania do kobiety otoczonej jego wrogami, było to, że mu zamknęła drzwi.
„Wobec pani ***, mówiłem doń, zapominasz o swoich zasadach i o tem że w wielkość duszy należy wierzyć chyba w ostateczności. — Czy sądzisz, odpowiedział, że istnieje w świecie drugie serce, któreby bardziej odpowiadało jej sercu? To prawda, ową namiętność, wskutek której ujrzałem Leonorę w gniewie na skalistym widnokręgu w Poligny, opłacam niepowodzeniem we wszystkich realnych sprawach, niepowodzeniem, które wynika z braku cierpliwości i sprytu oraz z nierozwagi spowodowanej nadmiarem wrażliwości“. Widać tu odcień szaleństwa.
Życie, dla Salviatiego, dzieliło się na okresy dwutygodniowe, które przybierały barwę od ostatniego widzenia jakiego mu użyczono. Ale zauważyłem niejednokrotnie, iż szczęście, jakie zawdzięczał łaskawszemu obejściu, było o wiele mniej żywe niż nieszczęście o jakie go przyprawiał jej chłód[3]. Pani*** była z nim niekiedy nie dość szczera: oto jedyne dwa zarzuty, jakie ośmieliłem się jej uczynić. Oprócz bardziej osobistego bólu, o którym przez delikatność nigdy nie mówił, nawet najbliższym i najbardziej wolnym od zawiści przyjaciołom, widział w chłodzie Leonory tryumf dusz płaskich i chytrych nad duszami szczeremi i szlachetnemi. Wówczas wątpił o cnocie, a zwłaszcza o sławie. Wtajemniczał przyjaciół jedynie w myśli istotnie smutne, do jakich wiodła go namiętność, ale które poza tem mogły być zajmujące z punktu filozoficznego. Śledziłem z ciekawością tę dziwną duszę; zazwyczaj namiętną miłość spotyka się u ludzi nieco z niemiecka naiwnych[4]. Salviati, przeciwnie, był jednym z najtęższych i najbystrzejszych ludzi jakich znałem.
Miałem wrażenie, że, po takiem chłodnem przyjęciu, uspokajał się dopiero wtedy, kiedy znalazł wytłumaczenie oziębłości Leonory. Dopóki sądził iż znęca się nad nim bez przyczyny, był nieszczęśliwy. Nie byłbym nigdy przypuszczał, że miłość może być tak wolna od próżności.
Bezustanku sławił przed nami miłość. „Gdyby jakiś czarownik powiedział mi: Stłucz to szkiełko od zegarka, a Leonora stanie się dla ciebie tem, czem była przed trzema laty, obojętną przyjaciółką; dalibóg, sądzę, że w żadnym momencie życia nie miałbym siły go stłuc“. Mówił to z takim wyrazem szaleństwa, że nie miałem odwagi wytaczać poprzednich wątpliwości.
Dodawał: „Jak reformacja Lutra, z końcem średniowiecza, wstrząsnęła do samych posad społeczeństwo, odnowiła i odbudowała świat na podstawach rozumu, tak szlachetny charakter odnawia się i krzepi w miłości.
„Wówczas dopiero otrząsa się ze wszystkich dzieciństw; bez tego przewrotu zawsze miałby coś sztucznego, teatralnego. Dopiero odkąd kocham, zdobyłem wielkość charakteru, tak głupie jest nasze wychowanie w szkole wojskowej.
„Mimo iż spisując się dobrze, byłem dzieckiem na dworze Napoleona i pod Moskwą. Spełniałem obowiązek, ale nie znałem owej heroicznej prostoty, owocu zupełnej i szczerej ofiary. Dopiero od roku, serce moje pojmuje, naprzykład, prostotę Rzymian z Liwjusza. Niegdyś wydawali mi się zimni w porównaniu z naszymi świetnymi pułkownikami. Co oni robili dla Rzymu, ja to znajduję w mem sercu dla Leonory. Gdybym miał szczęście móc coś uczynić dla niej, pierwszem mojem pragnieniem byłoby to ukryć. Postępowanie Regulusów, Decjuszów było czemś wiadomem zgóry, czemś co nie miało prawa ich zaskoczyć. Byłem mały nim zacząłem kochać, właśnie dlatego żem niekiedy miał się za wielkiego; był w tem pewien wysiłek który czułem i z którego byłem dumny.
„A w zakresie uczucia, ileż zawdzięczamy miłości? Skoro pierwsza młodość minie, serce zamyka się dla sympatji. Skoro śmierć lub rozłąka oddali od nas towarzyszów dziecięctwa, jesteśmy skazani na współżycie z chłodnymi wspólnikami, z łokciem w ręku, wciąż w rachubach interesu lub próżności. Stopniowo, cała tkliwa i szlachetna część duszy jałowieje z braku uprawy; jeszcze przed trzydziestką człowiek staje się jak z głazu dla wszelkich słodkich i tkliwych wrażeń. W tej jałowej pustce, dzięki młodości, tryska źródło uczuć obfitsze i świeższe zgoła niż w pierwszej młodości. Wówczas była w nas nadzieja mglista, nieopatrzna i wciąż zmienna[5], nigdy poświęcenia dla niczego, nigdy stałych i głębokich pragnień; dusza, wciąż lekka, żądna była nowości i zaniedbywała dziś to co uwielbiała wczoraj. A niema nic bardziej skupionego, tajemniczego, wiekuiściej jednego w swym przedmiocie niż krystalizacja miłości. Wprzód jedynie rzeczy powabne miały prawo podobać się, i to przez chwilę; obecnie wszystko co się odnosi do ukochanej, nawet najobojętniejsze, wzrusza głęboko. Przybywając do wielkiego miasta, o sto mil od miejsca gdzie mieszka Leonora, uczułem się wylękniony i drżący: na każdym zakręcie ulicy drżałem że spotkam Alwizę, jej serdeczną przyjaciółkę, i to przyjaciółkę której nie znam. Wszystko przybrało dla mnie jakiś tajemniczy i uroczysty odcień; serce mi biło, gdym rozmawiał ze starym uczonym. Nie mogłem bez rumieńca słuchać jak ktoś wymieniał bramę, koło której mieszka przyjaciółka Leonory.
„Nawet srogość ukochanej kobiety ma nieskończony wdzięk, którego nie znajduje się w najpochlebniejszych momentach przy innej. Tak na obrazach Corregia, wielkie cienie, miast być, jak u innych malarzy, mniej powahnem ale potrzebnem przejściem dla wydobycia światła i uwypuklenia figur, mają same przez się uroczy wdzięk i pogrążają w słodkiem rozmarzeniu[6].
„Tak, połowa i to najpiękniejsza połowa życia zakryta jest człowiekowi który nie kochał namiętnie“.
Salviati potrzebował całej siły wymowy aby stawić czoło roztropnemu pułkownikowi, który powtarzał wciąż: „Chcesz być szczęśliwy, poprzestań na życiu wolnem od cierpień i codziennej odrobinie szczęścia. Unikaj loterji wielkich namiętności. — Daj mi tedy twoją ciekawość“, odpowiadał Salviati.
Sądzę, iż często zdarzały się dni, kiedy byłby chciał móc iść za radą roztropnego pułkownika; walczył potrosze, sądził że zwycięża; ale było to bezwarunkowo ponad jego siły, a przecież jak silną była ta dusza!
Biały atłasowy kapelusik, podobny nieco do kapelusza pani*** i ujrzany zdała na ulicy, wstrzymywał bicie jego serca i zmuszał go do oparcia się o ścianę. Nawet w najsmutniejszych chwilach, szczęście spotkania jej dawało mu zawsze kilka godzin upojeń, silniejszych niż wszelkie nieszczęścia i rozumowania[7]. Zresztą faktem jest, iż w chwili jego śmierci[8], po dwóch latach tej wspaniałej i ’bezgranicznej namiętności, charakter jego nabrał wielu szlachetnych cech i że pod tym względem przynajmniej oceniał się słusznie: gdyby żył dłużej i gdyby okoliczności sprzyjały mu nieco, byłby dał słyszeć o sobie. Ale być może także, iż, przy swojej naiwności, byłby przeszedł niepostrzeżenie przez życie.

O lasso
Quanti dolci pensier, quanto desio,
Menô costui al doloroso passo!

Biondo era, e helio, di gentile aspetto;
Ma l’un de’cigli un colpo anea diviso[9].

Dante, Piekło V; Czyściec, III.





  1. Dosłownie: biała śmierć.
  2. Sotto Uasbergo del sentirsi pura. (Pod pancerzem czystego sumienia).
    Dante, Inf. XXVIII, 117.
  3. Jestto rzecz, którą nieraz zauważyłem w miłości, owa skłonność do czerpania większej sumy cierpienia z niepomyślnego obrotu, niż radości z pomyślnego.
  4. Don Karlos, Saint Preux, Hipolit i Bajazet Racine’a.
  5. Mordaunt Merton, I tom Piraty.
  6. Skoro wymieniłem Corregia, powiem, iż w jednej naszkicowanej głowie anioła, w trybunie florenckiej galerji, można znaleść spojrzenie szczęśliwej miłości; w Parmie zaś, u Madonny koronowanej przez Jezusa, oczy spuszczone z miłości.
  7. Come what sorrow can,
    It cannot countervail the exchange of joy
    That one short moment gives me in her sight.
    Romeo and Juliet.
  8. Na krótki czas przed śmiercią, napisał odę, która ma tę zaletę, iż dobrze wyraża jego uczucia:
    L’ULTIMO DI.
    Anacreontica
    A Elvira

    Vedi tu dove il rio
    Lambendo un mirto va,
    Là del riposo mio
    La pietra surgerà.

    Il passero amoroso,
    E il nobile usignuol
    Entro quel mirto ombroso
    Raccoglieranno il vol.

    Vieni, diletta Elvira,
    A quella tomba vien,
    E sulla muta lira,
    Appoggia il bianco sen.

    Su quella bruna pietra,
    Le tortore verran,
    E intorno alla mia cetra,
    Il nido intrecieran.

    E ogni anno, il di che offendere
    M’osasti tu infedel,
    Farô la su discendere
    La folgore del ciel.

    Odi d’un uom che muore
    Odi l’estremo suon,
    Questo apassito fiore
    Ti lasci, Elvira, in don.

    Quanto precioso ei sia
    Saper tu il devi appien;
    Il di che fosti mia,
    Te l’involai dal sen.

    Simbolo allor d’affetto,
    Or pegno di dolor
    Torno a posarti in petto,
    Quest’appassito fior.

    E avrai nel cuor scolpito,
    Se crudo il cor non è,
    Come ti fu rapito,
    Come fu reso a te.

    S. Radael.

    („Ostatni dzień. — Anakreontyk. — Widzisz miejsce, gdzie płynie ten strumień, kąpiąc drzewo mirtowe? Tam będzie się wznosił mój grobowy kamień. Kochliwy wróbelek i szlachetny słowik będą odpoczywały w cieniu tego mirtu. Przyjdź, droga Elwiro, przyjdź na mój grób, i oprzyj na mej niemej lutni twoje białe łono. Na ten ciemny kamień przylecą turkawki, zbudują gniazdo dokoła mej lutni. I co rok, w dniu, w którym ważyłaś się mnie zdradzić, niewierna! ściągnę tam piorun z nieba! Przyjm, przyjm ostatnie słowo umierającego. Spójrz na ten zwiędły kwiat, zostawiam ci go, Elwiro, daję ci go. Jak on jest drogi! musisz to wiedzieć. W dniu, w którym zostałaś moją, uszczknąłem go na twojem łonie. Godło uczucia niegdyś, zakład cierpienia dziś, zwracam ten zwiędły kwiat na twoje łono. A ty wyryjesz w twojem sercu, jeśli twe serce nie jest bezlitosne, jak ci go wzięto, jak ci go oddano“).

  9. „Biedny nieszczęśnik! Ileż słodkich myśli i jakież wytrwałe pragnienia zawiodły go ku jego ostatniej godzinie! Twarz jego była piękna i słodka, włosy blond, jeno szlachetna blizna przecięła jedną brew“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Stendhal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.