Panna do towarzystwa/Część pierwsza/VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Panna do towarzystwa
Data wyd. 1884
Druk Drukarnia Noskowskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Demoiselle de compagnie
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VIII.

Zanim pójdziemy dalej w naszem opowiadaniu należy się cofnąć w przeszłość i pokrótce opowiedzieć fakta spełnione, które czytelnik wiedzieć powinien, aby zrozumieć to co dalej nastąpi.
Dwadzieścia dwa lat przed epoką, w której rozpoczęła się historya przez nas wiernie opowiadana, hrabia Karol Maksymilian de Vadans zaślubił pannę Joannę de Viefville.
Joanna miała lat dwadzieścia cztery.
Hrabia miał trzydzieści osiem i zamieszkiwał już wtedy pałac przy ulicy Garancière, tam więc zawiózł młodą swoją żonę.
Małżeństwo to było w całem znaczeniu tego wyrazu, małżeństwem z rozsądku. On poślubił pannę de Viefville dla tego, że pochodziła z jednego z najlepszych domów, i posiadała majątek równy jego majątkowi; nie uczuwał jednak dla niej żadnej miłości, i dowiódł tego aż nadto zaniedbując młodą hrabinę w kilka miesięcy po ślubie, pomimo, że była ona pod każdym względem czarującą. Pan de Vadans dozwolił swobodnie rozwinąć się swemu charakterowi egoistycznemu i gwałtownemu, i więcej niż kiedykolwiek oddał się namiętności dalekich podróży, i awanturom miłosnym, jak gdyby nowe jego stanowisko, nie nakładało nań nowych i koniecznych obowiązków.
Maksymilian miał dwie siostry i brata.
Starsza wyszła za barona de Garennes jednocześnie prawie z młodszą, która zaślubiła wicehrabiego de Challins.
Gilbert de Vadans, brat młodszy o lat dziesięć, z prawdziwego powołania poświęcił się pracom naukowym, a specyalnie medycynie.
Po świetnych egzaminach, laureat na wszystkich konkursach, pomimo stosunkowej młodości, poważna opinia publiczna przyznawała mu zalety znakomitego lekarza, chirurga i chemika.
Dwaj bracia mieszkali razem. Gilbert na drugiem piętrze pałacu przy ulicy Garancière. Hrabia sympatyę swoją dzielił pomiędzy niego a siostrę wicehrabinę de Challins.
Rzadko zato widywał baronowę de Garennes której charakter dominujący nie godził się z jego usposobieniem.
Wychodząc za hrabiego de Vadans, Joanna de Viefville uległa namowom familii bez oporu ale też i bez pociągu.
Nie zajęta nikim mówiła sobie, że zapewnie pokocha swego męża, i byłaby go może pokochała, gdyby chłód jego nie przeszkodził zrodzić się miłości.
Nowe horyzonty wkrótce otwarły się przed oczyma Joanny. Młoda kobieta zrozumiała to, o czem młode dziewczęta pojęcia nawet nie mają.
W parę miesięcy po ślubie nabrała bolesnego przeświadczenia, że nigdy nie będzie szczęśliwą.
— Poświęcono mnie mimo mej woli... — mówiła. — A więc zgadzam się być ofiarą. Jeżeli nie przeznaczo mi w tem życiu być szczęśliwą, przynajmniej pozostanie mi spokój sumienia, zadowolenie ze spełnionego obowiązku... Będę uczciwą kobietą.
Hrabia Maksymilian, jak mówiliśmy, wiele podróżował, pozostawiając Joannę w Paryżu.
Gdyby nie obecność Gilberta w pałacu, byłaby zupełnie opuszczoną. Samotność ta musiała wywołać smutne następstwa.
O ile Maksymilian był obojętnym względem swej żony, o tyle Gilbert okazywał się serdecznym i po bratersku czułym dla swojej bratowej.
Joanna zachorowała.
Hrabia znajdował się we Florencyi, bardzo zajęty jakąś modną śpiewaczką.
Gilbert zatelegrafował, ażeby jak najprędzej powracał do Paryża, ponieważ stan żony w każdej chwili stać się może groźnym.
Maksymilian odpowiedział:
„Ważne interesa zatrzymują mnie we Florencyi. Mam nadzieję, że komplikacye o których mi wspominasz nie nastąpią; obecność moja zresztą nic nie wpłynęłaby na zmianę sytuacyi, a zatem jest niepotrzebną. Joanna nie może być w lepszych jak twoje rękach. Czyż nie jesteś jednym ze świeczników wiedzy społecznej? Jeżeli ty Joanny nie wyratujesz, nikt inny uczynić tego nie zdoła“.
Czytając tę suchą aż do brutalstwa odpowiedź, Gilbert zadrżał.
— Biedna kobieta! — mówił ze ścieśnionem sercem i ze łzami w oczach. — Możeby lepiej było dla jej szczęścia, ażeby umarła. Mam podwójne zatem przy niej zadanie do spełnienia: brata i lekarza. Potrzeb a ażeby żyła! I żyć będzie.
Przewidziane komplikacye nastąpiły z gwałtownością jakiej Gilbert nie przewidywał.
Tygodnie całe musiał z całą energią walczyć ze śmiercią, zaglądającą do łoża chorej.
Kilkakrotnie zdawało mu się, że nauka jest bezsilną, lecz nie tracił odwagi i nakoniec poświęcenie młodego lekarza, śmierć zwalczyło.
Kiedy po czterech miesiącach nieobecności, Maksymilian powrócił do Paryża, zastał Joannę uleczoną, choć jeszcze bardzo bladą.
— Byłem tego z góry pewny!... rzekł do brata. Widzisz więc, że miałem wielką słuszność liczyć na ciebie i nie opuszczać miasta, gdzie tak mi czas schodził przyjemnie...
Podczas choroby i rekonwalescencyi hrabiny, Gilbert miał sposobność poznać bratowę swoją lepiej daleko, aniżeli pierwej.
Nigdy duszy tak czystej, serca tak kochającego nie napotkał dotychczas.
— Co prawda, mówił do siebie, ażeby pogardzać takim skarbem, nie cenić go stosownie do jego wartości, Maksymilian musi być chyba ślepym albo szalonym! Gdybym to ja był mężem Joanny, uwielbiał bym ją!!
Pewnego dnia, spostrzegł się, że ją uwielbiał.
Pierwszem jego uczuciem, było oburzenie na samego siebie.
Kochać, żonę brata! miłość występna, kozirodstwo niemal!
Wstręt czuł do siebie, chciał uciec, — lecz wkrótce uspokoił się całym szeregiem logicznych rozumowań.
Cóż szkodzić może ta występna namiętność, jeżeli ta co ją natchnęła, nigdy się o niej nie dowie? Wszak sercu nie można rozkazywać, ale można ustom nakazać milczenie...
I Gilbert przysięgał nigdy nic nie mówić, zarówno, jak Joanna przysięgła pozostać uczciwą kobietą.
Na nieszczęście zasłona spadać poczęła z oczu hrabiny, tak, jak już spadła z oczu Gilberta.
Ona również zrozumiała, że kocha człowieka, który jej życie ocalił.. Ona również oburzała się na siebie, drżąc z przerażenia, rumieniąc się ze wstydu.Ona także uspokoiła się, myśląc, że wieczna noc okryje tajemnicę jej występnej miłości.
Niestety! to co miało nastąpić, stało się, fatalnie, pomimo wszystkiego.
Podczas nowej nieobecności Maksymiliana, zawiązała się ta występna miłość.
Hrabia podróżował po Indyach angielskich. Podróż jego trwać miała blisko rok cały.
P. de Vadans posiadał jak wiemy, szalet w Compiègne, gdzie Joanna przebywała od pierwszych pięknych dni wiosennych aż do końca jesieni.
Gilbert zatrzymany pracą i klientelą codzień się zwiększającą w Paryżu, co sobota jeździł do Compiègne i spędzał czterdzieści osiem godzin w szalecie.
Tam to hrabina zrozumiała głębię przepaści w jaką wpadła.
Jesień miała się ku końcowi, chwila powrotu do pałacu na ulicy Garaneière zbliżała się.
Joanna szalała ze strachu i rozpaczy, zwierzyła się ze swym stanem Gilbertowi, i jego przerażenie nie było mniejsze.
Koniecznem było, aby nikt nie mógł powziąć żadnego podejrzenia. Lecz jak osiągnąć ten rezultat?
Gilbert szukał sposobu i wkrótce znalazł go.
Na szczęście, nieobecność hrabiego według wszelkiego prawdopodobieństwa trwać mogła jeszcze długo.
Pani de Vadans powróciła do Paryża, i żyła w zupełnej samotności, nie przyjmując nikogo, nie opuszczając prawie swego apartamentu, nie wychodząc na krok z pałacu. Nikt nie miał najmniejszego podejrzenia.
Służący pałacu panią swoją uważali za świętą.
Stanowcza chwila zbliżała się. W zimie szalet w Compiègne strzeżony był tylko przez starego służącego, poczciwego człowieka, wierności nieposzlakowanej, lecz bardzo ograniczonej inteligencyi.
Nie zobaczy on nic czego nie chcianoby aby widział; nie uwierzy niczemu w coby mu wierzyć nie dozwolono.
Joanna w danej chwili, okaże chęć udania się na jeden dzień do Compiègne. Gilbert sam towarzyszyć jej będzie.
Na dwa dni przed wyjazdem młody doktór powiedział swemu służącemu, że wezwany na konsultacyę, wyjeżdża do Orleanu i nie powróci aż dopiero nazajutrz.
I pojechał, nie do Orleanu lecz do Compiegne gdzie stanął o ósmej wieczorem.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.