[2]STANISŁAW CIESIELCZUK
PENTAPTYK
LAPIDARNY
WARSZAWA — 1935
NAKŁADEM KSIĘGARNI F. HOESICKA
[3]Drukarnia Józef Zielony, Warszawa
[4]
I
W nieobliczalnej bytu przygodzie,
Której bezimię —
Przeolbrzymie,
Ludzki się mózg przerodzi.
Hazardujący myśli wiarą,
Ocknienia wieków
Pij, człowieku:
Tyś — przyszły pan bezmiarów!
Sfora gwiazd ręce twoje liże;
Wie, że twa droga —
Na tron Boga,
A stamtąd — jeszcze wyżej!
II
Myśl zwalczy żywioł? Ależ ona —
Przez żywioł pogwałcona
Sto razy, zanim
Raz go zrani.
[5]
Wstają, padają pokolenia —
Cóż się naprawdę zmienia?
Nic. Ten sam dramat.
Gra ta sama.
Mózg — to męczeństwem, to błazeństwem —
Broni się przed szaleństwem,
Aż krzyknie: Pleń się,
Śnie-bezsensie!
[6]
Antoniemu Bidzie
Półzbudzeni, zawieszeni
Między ciemnym snem a jawą,
Między szalejącem krwawo
Ludzkiem zwierzęciem na ziemi
A człowiekiem, który musi stać się —
Tęskniąc za mrokiem prastarym,
W którym hula wieczna brednia,
Chytrzy smakosze niewiary
Nie chcą, by ten mrok rozedniał
Od promiennej człowieka postaci.
Niech zwierzęca przemoc łamie
Myśl najostrzej świtającą!
Oni — kłamiąc, że myśl kłamie —
Od złaknionych ją odtrącą,
A przemocy jako broń sprzedadzą.
Niewolnikom — piękna bajka,
Byle prawdy nie dostrzegli!
Niech glob wiedzie władcza szajka,
Niech bajarze z nią przebiegli
Podzielą się i zyskiem i władzą!
[7]
Przehandlują półzbudzeni,
Wprawni szachraje niuansów,
Rzeźwość świtowych promieni
Za ciepły kąt konwenansów, —
Bronią kąta, świat chłoszczące twardo,
Żelazne rózgi — dla ciała,
A srebrne i złote rózgi —
Dla duszy, gdy buntem pała
W głodnem ciele — —
... Bolą mózgi?
Kupcie porcję wzniosłego letargu!
Niechaj-że chłostani chłoszczą
Sami siebie: zbawią ziemię!
Niechaj bagnetów nie ostrzą
Na podłych siepaczy plemię,
Niechaj szepczą, że tak życie boli...
Aż — dość! — zawoła prawdziwy
Człowiek, szermierz jawy żywej:
W siebie i w swą myśl uwierzy
I uderzy, gdzie zamierzy,
I wyzwoli się — i świat wyzwoli!
2. VII. 1933.
[8]
Człowiek w skale nad morzem wykuty
Z prawą ręką wyciągniętą w przyszłość,
Gdy ogniście niemy i okrutny
Piorun męki zatrząsł jego ciszą,
Nie drgnął. Przerósł możliwość rozpaczy.
Gestu, dwakroć kamienny, nie zmienił.
Dwakroć zimniej w zimną wieczność patrzy
Zakrwawionem od wewnątrz milczeniem.
[9]
NATURA
Potwór ogromny w rudych słońc koronie —
Sam się zapładnia. Macicy otchłanie
Chlustają istnień tłumem nieustannie
W zgłodniałą paszczę, która tłum ten chłonie,
A z nim twór pewien, człowiekiem się zwący —
Od międzynoża do paszczy otwartej
Łukiem przelotu o bezmiar otarty,
Jak o szaleństwa wiatr przerażający.
[10]
Tam, gdzie się kończy sen wszechświata —
za ocknieniem
Z natury snu — tam duch, myślenia rwąc granice,
Jasnowidzeniem się przejawia w Tajemnicę:
Jak z głębi echa, w ton powraca i współtworzy
Wieczności pieśń, co brzmień gwiazdami,
odbitemi
Na jej przestworzy tle — echowej świeci ziemi.