Podróż na Jowisza/Księga I/Rozdział VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor John Jacob Astor
Tytuł Podróż na Jowisza
Podtytuł Powieść fantastyczno-naukowa
Wydawca Nakład Redakcyi "Niwy"
Data wyd. 1896
Druk Druk Rubieszewskiego i Wrotnowskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Milkuszyc
Tytuł orygin. A Journey in Other Worlds
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ VI.
Rozległe plany.

Dowiedziawszy się, że prace około podniesienia osi ziemskiej znajdują się na dobrej drodze i że rok każdy przyniesie poprawę klimatu, większa część delegowanych opuściło miasto po wysłuchaniu mowy Bearwarden’a, udając się z powrotem do siebie. Ci, co przyjechali z doliny Amazonki i wschodnich wybrzeży Ameryki południowej, wsiedli do pociągu błyskawicznego, który uniósł ich do Key-West z szybkością 300 mil na godzinę. Kolej żelazna miała sześć linii: dwie dla podróżnych, pragnących od razu stanąć na miejscu, dwie dla tych, co życzyli sobie zatrzymać się w różnych miejscowościach i dwie dla pociągów towarowych.
W Key-West wsiedli do wodnego pająka, długiego na 600 stóp a szerokiego na 300, którego most wznosił się na 100 stóp nad powierzchnię morską; ten przeniósł ich z szybkością mili jednej na minutę na ląd południowoamerykański, skąd już odbyli dalszą podróż koleją żelazną.
Delegaci z Syberyi i Rosyi, bardzo zainteresowani w tych tak dla nich ważnych ulepszeniach, wsiedli do wagonu magnetycznego, zakończonego z dwóch stron ostro-kątem, udając się do cieśniny Berynga. Wagon był wysoki na 18 stóp, a miał długości 150 stóp, był przytem dwupiętrowy. Drugie piętro pokryte było szklanym dachem, spuszczającym się aż do podłogi, co dawało możność zachwycania się pośpiesznie przesuwającemi się widokami. Szyny były oddalone na dziesięć stóp jedna od drugiej, koła przechodziły poza ich wręby, tocząc się równo i gładko. Giętkość wagonu dozwalała mu przebywać swobodnie przez lekkie chropowatości drogi, gdyż koła jego swobodne i niezależne dawały mu pewną wyższość nad wagonami, mającemi koła i osi prawie w jednej sztuce, co zmusza jedno koło do zsuwania się jeżeli znajduje pod sobą większą kolistość niż drugie; wtedy tylko postępują zupełnie równo, gdy pochyłość drogi i siła odśrodkowa są zupełnie odpowiednie.
Wagon, mając podpory na zewnątrz, zamiast pod spodem, mógł łatwiej utrzymać równowagę, niższa też część miała podłogę bliżej ziemi pomimo wysokich kół, gdyż te oprawione jak w powozach zostawiały swobodę całemu pudłu. We dwadzieścia godzin znaleźli się na wybrzeżu cieśniny Berynga, tam wsiedli na prom elektryczny, dość silny, aby utrzymać na sobie ciężar dwunastu wagonów, ten dostawił ich do Wschodniego przylądka (Syberyi), skąd, zwracając się ciągle ku północy, najkrótszą drogą wrócili do Europy.
Patagończycy wrócili do siebie, nie zmieniając wagonów, przebyli dzielącą ich przestrzeń 10,000 mil w przeciągu czterdziestu godzin. Australczycy wsiedli na statek powietrzny i wkrótce zniknęli z oczu.
Mieszkańcy Ameryki środkowej równie, jak delegowani różnych części Stanów Zjednoczonych, powrócili każdy do siebie we własnym elektrycznym faetonie.
Bearwarden i jego przyjaciele patrzyli na rozjeżdżających się reprezentantów i tłum rozchodzący się powoli do domów. Bearwarden rzekł do towarzyszów:
— Byłby to wielki postęp w sposobach podróżowania, gdybyśmy mogli wznieść się po nad atmosferę, zaczekać w górze, aż ziemia dokona krążenia około własnej osi, i wtedy spuścić się na jej drugą półkulę.
— Zapewne — odrzekł Cortlandt, — ale w takim razie nie moglibyśmy odbywać podróży inaczej, jak tylko ku zachodowi; chcąc zwrócić się na wschód, musielibyśmy okrążyć ziemię.
W kilka dni później zapukano do drzwi gabinetu prezesa Bearwarden’a, który zdjął nogę z nawpół otwartej szuflady, gdzie ją był oparł, i pocisnął nią rączkę pięknego, w mosiądz oprawnego miecha, który pod tym naciskiem wymówił wyraźnie: „Proszę wejść!“
Otwarły się drzwi, a do gabinetu wszedł sekretarz stanu Stillman, minister marynarki Deepwaters, doktor Cortlandt, Ayrault, wiceprezes Dumby i dwóch dyrektorów towarzystwa pracującego nad podniesieniem osi ziemskiej.
— Dzień dobry! — rzekł Bearwarden, — miło mi was powitać.
I równocześnie zamieniał z przybyłemi uścisk ręki.
— To śliczny wynalazek — zauważył Stillman, oglądając mieszek. — Trzeba będzie wnieść wniosek na kongresie, aby zaopatrzono w podobne instrumenta biura administracyjne w Waszyngtonie. Nie uwierzysz, jak mnie męczy ciągłe powtarzanie tego: „Proszę wejść!“
— Wiesz, Bearwarden’ie, czego ja się obawiam? — rzekł minister Deepwaters, — że osiągnąwszy złagodzenie i zrównanie klimatu, wszyscy będziemy już tak zadowoleni, że Stillman’owi zabraknie zajęcia.
— Myślałem i ja nieraz o tem, że przy takim wzroście cywilizacyi, życie ludzkie straci na tej wartości, jaką do niego przywiązujemy, a walka o byt stanie się mniej zajadłą.
— Zdaje się, że ziemia będzie miała starość zupełnie spokojną, chyba zmiany ministeryalne spokój jej zakłócą.
— Świat ten stanie się zbyt monotonny: pragnąłbym na czas jakiś porzucić ziemię, aby zmienić otaczające mnie stosunki, nie na zawsze naturalnie, ale powrócić dopiero wtedy, gdy za nią zatęsknię. Człowiek nie może tak, jak roślina pozostawać zawsze tam, gdzie się urodził; dość długo trwało jego życie jako poczwarki; pora już, aby stał się motylem i swobodnie mógł bujać w przestworzu.
— Skoro znaleźliśmy sposób naprostowania osi, może z czasem uda nam się zmienić też i krążenie ziemi — rzekł Deepwaters, — co pozwoliłoby nam swobodniej badać inne światy równie, jak nasze, a może więcej interesujące...
— Niezła myśl — rzekł Bearwarden. — Krążenie ziemi naszej miałoby pewne podobieństwo z biegiem komety, a dla przebicia się około Marsa i Wenus nie potrzebaby się obawiać nawet zbyt nagłych zmian klimatycznych. Przeciwnie, gdyby ziemia nasza zmieniła swój dotychczasowy ruch rotacyjny, moglibyśmy mieć przez cały rok dwanaście godzin dnia i dwanaście godzin nocy; żadna z okolic ziemi nie byłaby zwróconą ani odwróconą od słońca przez sześć miesięcy, bo jakkolwiek ekscentryczny nadalibyśmy ruch planecie, oś jej pozostałaby zawsze równoległą. W perihelium (punkt najodleglejszy od słońca) nastąpiłoby tylko silniejsze parowanie, pod równikiem zbierałyby się chmury, osłaniając tę okolicę od zbyt palących promieni słonecznych, a rozpraszałyby się wtedy, gdy ziemia by się oddalała.
— Jedyną trudnością w wykonaniu twojego planu jest brak punktu oparcia. Podnieść oś ziemską, to rzecz dość łatwa, gdyż przychodzi nam w pomoc przyciąganie słońca i chodzi tylko o to, aby je wzmocnić z jednej a osłabić z drugiej strony i powtarzać tę czynność peryodycznie, gdy bieguny zmieniają pochylanie się ku słońcu. Gdyby która z komet z dość dużą głową przyszła nam w pomoc, przyciągając lub odpychając w porę, lub też gdybyśmy mogli wzmocnić względem ziemi siłę atrakcyjną innych planet, rzecz ta byłaby możliwą do zrobienia.
— Mam na to sposób! — zawołał Ayrault. — Apergia pomoże nam w wykonaniu tych projektów! Możemy zbudować statek nieprzenikalny dla powietrza, zamknąć się w nim hermetycznie, a naładowawszy bardzo silnie, doprowadzimy go do tego punktu, że magnetyzm ziemi odepchnie go z równą siłą, a może nawet i większą, niż przyciąga do siebie wszystkie ciała. Zdaje mi się, że ziemia pozostaje w tym samym stosunku względem przestrzeni, jak każdy atom indywidualny do jakiegobądź ciała stałego, ciekłego lub dziurkowatego; ponieważ każdy atom oddziela się od ciała pod działaniem ciepła, ziemia odepchnie od siebie nasz statek, jeżeli elektryczność, będąca pewną formą ciepła, będzie dobrze zastosowaną. Mam głębokie przekonanie, że tak jest i tak być musi, człowiek posiada duszę nieśmiertelną, przykutą do ciała, ale nie przestaje się ona nigdy buntować przeciwko materyi i dąży zawsze do wyższych sfer...
— Dowiedź nam — zawołali chórem wszyscy obecni, — w jaki sposób twój projekt wejść może w wykonanie.
Apergia powinna spełnić to, czego się po niej spodziewam — ciągnął dalej Ayrault. — W całej naturze znajdujemy wszędzie system kompensacyjny. Siła odśrodkowa jest zrównoważona przez siłę dośrodkową, a gdy, jak mówi bajka, kryształ żalił się na swoje ciężkie losy, skazujące go na wieczną bezwładność, podczas gdy orzeł może szybować w przestrzeni i oglądać wszystkie piękności rozsiane w naturze, ptak odpowiedział: „Życie moje jest tylko chwilą, która prędko minie, pogrążając mnie w nicości, podczas gdy ty żyć będziesz zawsze i przykuty do skały, ujrzysz ostatni wschód słońca nad ziemią.“
Apergia jest stanowczo siłą przeciwstawioną ciężkości, która istnieć musi, inaczej w cóżby się obrócił system kompensacyjny, rządzący naturą. A zatem jeżeli Apergia jest w stanie znosić prawo ciężkości, nie widzę powodu, dlaczegoby nie mogła uczynić więcej, a zmuszając ziemię do odepchnięcia naszego statku do takiej wysokości, gdzie już każde ciało siłą prądów utrzymać się może, nie miała nam w dalszym ciągu dopomagać do naszej podróży pomiędzy gwiazdy i planety. Znane nam są działania siły elektromagnetycznej, wiemy zatem, że zdobyć możemy daleko szybszy bieg, niż naprzykład kamienia upadającego na ziemię; ten bowiem byłby za powolny dla przebycia niezmiernych odległości, dzielących jedne planety od drugich w przestrzeni. Ponieważ atoli Apergia jest przeciwstawieniem ciążenia, podlega zatem prawom, ustanowionym przez Newton’a i Kepler’a, a ciało, naładowane energicznie, będzie miało stanowczo bieg niezmiernie przyspieszony w chwili odbicia się od ziemi. Dwie równie pochyłe, z których jedna posiada u wierzchołka większą pochyłość, a druga jest zupełnie równą od góry do dołu, użyjmy jako jednakowych rozmiarów do próbowania szybkości biegu kuli, a przekonamy się, że ta puszczona z pierwszego prędzej, niż z drugiego dosięgnie mety, z powodu, że impet nadany jej jest w chwili rzucenia przez większą pochyłość samego wierzchołka. Znudzeni jesteśmy przebywaniem na tej cząstce wszechświata, nie mającej już dla nas żadnej tajemnicy; znudziło nas ołowiane niebo nad głowami, monotonne fale oceanu i ten jedyny satelita ziemi, księżyc, bezużyteczny przez połowę czasu, którego światło jest tak blade, a rozmiary tak drobne w porównaniu z innemi ciałami niebieskiemi. Więzy, które dotąd przykuwały człowieka do ziemi, są zerwane, a równie jak Grecya w swoim czasie okazała się zbyt małą dla pomieszczenia wysokiej cywilizacyi greków i ci z czasem ponieśli ją w dalekie strony, tak równie dziś, gdy ludzkość zdobyła tak wielkie skarby wiedzy, dające jej w posiadanie nieznane przedtem sposoby ujarzmiania sił natury, obracając je na swoją korzyść, naszedł wreszcie czas, by śmiałym lotem przebywać powietrzne przestrzenie i poznać zbliska przynajmniej najbliższy system słoneczny.
— Czy masz zamiar zwiedzić planety Marsa i Wenus?
— Nie — odpowiedział Ayrault, — mamy zupełnie dokładne wiadomości, tyczące się Marsa; ta planeta ma zaledwie siódmą część wielkości ziemi, a że oś jej jest jeszcze więcej pochyloną, przeto życie na niej mogłoby mieć cięższe jeszcze warunki, niż na naszym globie. O tem szanowny nasz prezes tu obecny powiedział nam w swej pięknej mowie na zebraniu Towarzystwa podniesienia osi ziemskiej, że ta planeta ma oś tak silnie pochyloną, iż życie na niej byłoby zupełnie niemożliwem dla mieszkańców ziemi. Nasza wycieczka byłaby równie niedorzeczną, jak przybycie do Grenlandyi kolonistów, pragnących zaprowadzić tam gospodarstwo rolne. O, nie! ani Mars, ani Wenus nie pociągają mnie ku sobie.
— A więc gdzież pragnąłbyś się udać? — zapytał Stillman.
— Chciałbym dostać się na Jowisza, a potem, jeżeliby się ta podróż udała, na Saturna, — odrzekł Ayrault. — Przestrzeń, oddzielająca Jowisza od słońca, jest obliczoną na 480,000,000 mil, ale, jak nam to dokładnie wyłożył nasz prezes kochany, oś jego stoi prawie tak równolegle, że przy pomocy wewnętrznego ciepła planety nie sądzę, aby tam zbyt silne zagrażało nam zimno. Chociaż, zważywszy na ogromne rozmiary powierzchni tego globu, spodziewać się należy, że każdy przedmiot dotykający się go musi ważyć dwa razy tyle, co na ziemi. Mam jednak nadzieję, że w razie, gdy siła Apergii aż tam mnie doniesie, będę mógł jeszcze użyć jej stosownie dla zmniejszenia ciężaru własnego ciała. Może tu znajdzie się kto, co zechce mi towarzyszyć?
— Wspaniały projekt! Jeżeli tylko pan Dumby, nasz wice-prezes zechce na czas jakiś zastępować mię w moich obowiązkach, z największą przyjemnością przyjmę udział w tej wycieczce.
— Weźcie i mnie z sobą, wszak na trzeciego znajdzie się miejsce na waszym statku — rzekł Cortlandt. — Wezmę natychmiast dymisyę z mego urzędu i zupełnie swobodny dzień, w którym wyruszymy w tę interesującą podróż, zaliczę do najszczęśliwszych w życiu.
— Gdybym się nie obawiał, że Stillman pozostanie sam, wprosiłbym się i ja do waszego towarzystwa — zawołał Deepwaters.
— Uważajcie, moi drodzy, aby wam miejsca nie zabrakło, jeżeli tak wielu dobierzecie sobie towarzyszy, — odezwał się Stillman.
— Kolega obawia się, aby najtęższych głów nie zabrakło w kraju — odpowiedział Deepwaters.
— Czy nie obawiacie się zastać powierzchni planety rozpalonej, a może nawet jeszcze w stanie ciekłym? — zapytał Dumby. — Przy średnicy 86,500 mil, gorąco jej wnętrza musi być ogromnie silne.
— Nie — odrzekł Cortland, — Jowisz nie może już być w takim stanie, ponieważ jego satelity w takim razie byłyby widoczne, gdy wchodzą w jego cień, a one właśnie są wtedy zupełnie ukryte.
— Nie przypuszczam nawet, aby powierzchnia Jowisza była gorąca — zauważył Bearwarden. — Wiemy o tem, że Algol, znany dawniej pod nazwą „Gwiazdy szatańskiej “ i kilka innych błędnych gwiazd, są w towarzystwie ciemnego ciała, z którem odbywają swą podróż na około pewnego środka, peryodycznie rzucającego cień swój na ich światło. Otóż niektóre z owych ciał bez blasku są wielkości naszego słońca i skutkiem tego daleko większe od Jowisza. Jeżeli owe ciała do tego stopnia utraciły ciepło, że aż stały się niewidzialnemi, przeto powierzchnia Jowisza musi być prawie zimna.
— W fosforycznym blasku wód morskich — rzekł Cortlandt — znajdujemy światło bez udziału cieplika i niezadługo będziemy mogli je produkować przez oksydowanie węgla, bez użycia do tego maszyny parowej, ale nie znaleźliśmy dotąd silnego ciepła bez udziału światła.
— Jestem przekonany — rzekł Bearwarden, — że na Jowiszu znajdziemy mieszkańców o pewnym rozwoju umysłowym, chociaż przypuścić też można, że ta planeta nie zdobyła jeszcze dostatecznego udoskonalenia, potrzebnego dla istnienia takiego rodzaju mieszkańców.
— Jakie rozmiary myślicie nadać waszemu statkowi powietrznemu? — zapytał wice-prezes.
— Sądzę — rzekł Deepwaters, — że mając stosunkowo mało przebywać w powietrzu, powinnibyście nadać mu tylko formę cylindra obszernych rozmiarów, spód winien być płaski, a wierzch w postaci baldachimu zbudowanym być może z aluminium, albo jeszcze lepiej z glucinium lub beryllium, który jest dwa razy lepszym przewodnikiem elektryczności, niż aluminium, cztery razy mocniejszym, a przytem najlżejszym ze wszystkich znanych metali, co może mieć wielkie znaczenie w budowie statku, o ile bowiem większy będzie jego ciężar, o tyle więcej zużywać musicie siły apergetycznej.
— Zostawiłem w powozie papier rysunkowy; pozwólcie, że zejdę po niego, a korzystając z rad waszych, może mi się uda naszkicować plan budowy tego nowego powietrznego statku.
Mówiąc te słowa, Ayrault wyszedł z gabinetu.
— Dziwna rzecz — zauważył Stillman, — że Dik, będąc młodym, pełnym sił, a nawet bardzo zakochanym w swej narzeczonej, ma pojęcia takie pesymistyczne i wydaje się znudzony życiem.
— Nie dziw się temu, przyjacielu — rzekł Cortlandt, — narzeczona Ayrault’a jest jeszcze bardzo młoda, za rok więc ukończy 2001 klasę w uniwersytecie Vassar, poczem zdać musi egzamin, a dopiero gdy otrzyma dyplom, będzie miała prawo szerzenia oświaty wśród ludzi i uszczęśliwienia swego narzeczonego; zdaje mi się, że to jest głównym powodem przedsięwzięcia tej podróży.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: John Jacob Astor i tłumacza: Maria Milkuszyc.