Potworna matka/Część pierwsza/XI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Potworna matka
Podtytuł Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki
Wydawca "Prasa Powieściowa"
Data wyd. 1938
Druk "Monolit"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Bossue
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XI.

Panna de Roncerny, bardzo wzruszona, ujęła przyjaciółkę w swoje objęcia i ucałowała ją kilkakrotnie mówiąc:
— Droga moja Helenko... Biedna moja Helenko...
— Skoro wiesz teraz wszystko — rzekła córka Jakoba Tordier — to musisz zrozumieć, jak ja sama rozumiem że matka moja nie zgodzi się nigdy na to, żebym zaślubiła Lucjana.
— I ty go kochasz?
— Z całej duszy...
— Od dawna?!...
— Już w dzieciństwie nie rozstawaliśmy się wcale... Wówczas matka moja nie zawładnęła jeszcze moim ojcem tak jak dziś. Co wieczór widywaliśmy się z ciotką i jej synem... Kłótnia bez powodu, widocznie spowodowana przez matkę, sprowadziła nieporozumienie... stosunki codzienne zostały przerwane... Bądź co bądź Lucjan bywał jeszcze u nas niekiedy; ojciec wymagał, ażeby drzwi naszego domu nie były przed nim zamknięte, a ja czułam, jak w sercu moim rosło uczucie, jedno z tych, które nigdy nie wygasają...
Czas biegł... Władza matki nad ojcem wzmagała się ciągle... wola jej wzięła górę...
Lucjan już u nas nie bywał, a matka, ażeby go jeszcze lepiej rozłączyć ze mną, oddała mnie na pensję, chociaż ojciec chciał mnie mieć przy sobie w domu...
Bardzo się tym martwił, biedny ojciec, ale pocieszał się, odwiedzając mnie ukradkiem, wespół z Lucjanem, którego coraz bardziej kochałam!...
Pochwalał nasze projekty na przyszłość i mówił do nas:
— Pobierzecie się moje dzieci, ja wam to przyrzekam i muszą mnie wszyscy słuchać.
O, Marto, moja droga Marto, kiedy mego ojca nie stanie, już się nie spełni to, czegom chciała, wszystkie nadzieje moje zostaną zniszczone, i mnie pozostanie tylko umrzeć!...
Panna de Roncerny wydała okrzyk zgrozy.
— Umrzeć! — powtórzyła.
— Czy sądzisz, iż mogłabym żyć?
— Umrzeć, ty, tak młoda, tak zachwycająca! Umrzeć, kiedy kochasz i jesteś kochaną!... Cóż znowu!... Wszak pan Lucjan musi być ładny?...
— Nie wiem, czy ładny jest... wiem tylko, że jest dobry i że go kocham...
— To wiesz, co ci powiem?
— Mów, droga Marto.
— Twe przykre sny zupełnie cię zdenerwowały, jestem pewna, że daremnie się boisz... Jeżeli ojciec twój byłby w niebezpieczeństwie, niezawodnie wezwał by cię do siebie... Wola umierającego świętą jest... zresztą twój kuzyn Lucjan pierwszy by ci o tym doniósł... byłby do ciebie napisał.
Lucjan jest człowiekiem wielce honorowym! Delikatność jego jest tak wielka, zbyt wielka nawet, że go powstrzymuje od prowadzenia ze mną korespondencji, do której nie ma od ojca upoważnienia...
— Pojmuję jego skrupuły; ale w tym razie należałoby uczynić wyjątek...
— Zapewne, ale nic nie dowodzi, ażeby Lucjan znał stan mego ojca... Boję się.
— Posłuchaj, Helenko — odezwała się panna de Roncerny, a te słowa jej, wyrzeczone tonem uroczystym były zupełnie odmienne od właściwej jej lekkości — posłuchaj, i zapamiętaj to sobie, wkrótce opuszczę pensję, wejdę w świat i, podług wszelkiego prawdopodobieństwa, wyjdę niebawem zamąż...
— Ale czy pozostanę panną, czy będę mężatką, dom rodziców lub mężowski będzie zawsze dla ciebie otwarty, i zawsze, zawsze, znajdziesz w nim życzliwość, przywiązanie i siostrę, która będzie dla ciebie podporą i pociechą...
Ucałuj mnie, Helenko, i odegnaj złe myśli.
Przyszłość jeszcze się wypogodzi, nie będzie tak przykrą, jaką ci się przedstawia dzisiaj!
Córka Jakóba Tordier i panna de Roncerny ucałowały się serdecznie, po czym wróciły do przełożonej pensji.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.