Stary Kościół Miechowski/Wstęp/V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wincenty Ogrodziński
Tytuł Stary Kościół Miechowski
Wydawca Wydawnictwa Instytutu Śląskiego
Data wyd. 1936
Druk Drukarnia Dziedzictwa w Cieszynie
Miejsce wyd. Katowice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


WYSŁOWIENIE
Ogólny charakter języka

Wszystkie te sposoby nadania poematowi kolorytu lokalnego wymagały jako podstawy odpowiedniego języka. Wprowadzenie czystego narzecza było nie do pomyślenia w epoce Bonczyka. Przedewszystkiem zdawał sobie już wtedy sprawę z istnienia na Górnym Śląsku kilku narzeczy, czemu później dał wyraz w Górze Chełmskiej III 350-71. Mógł wprawdzie gwarę miechowską uznać za wzór narzecza górnośląskiego tak jak uznał Miechowice za centrum polszczyzny na Górnym Śląsku, ale na takie rozcięcie węzła gordyjskiego nie odważył się z innego jeszcze powodu. Nie było przed nim przykładu użycia na szerszą skalę jednego z narzeczy polskich w większem dziele literackiem, — wszak Jarosza Derdowskiego opowieść „O panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł” ukazała się dopiero w rok po Starym Kościele Miechowskim, — ale gdyby nawet Bonczyk miał już jakiś przykład przed sobą, to i tak nie byłby go prawdopodobnie naśladował. Wszakże Górnoślązacy nie chcieli być Wasserpolakami i w języku swego piśmiennictwa unikali według możności naleciałości gwarowych, starając się o czystą polszczyznę. Czynem dość znacznej odwagi było świadome zabarwianie języka literackiego narzeczem i natem poprzestać należało. Tak postąpił Damroth w krótkim „Flisaka opisie Wrocławia”, tak z pewną różnicą uczynił i Bonczyk.
Narzeczowość górnośląska Starego Kościoła Miechowskiego ogranicza się do nielicznych szczegółów z fonetyki, morfologji i zasobu wyrazów. Zasadniczo jest to polski język literacki o dość wyraźnej prozapji. Wzorem polszczyzny dla poety są poeci, a więc przedewszystkiem Mickiewicz, w mniejszym stopniu Antoni Malczewski, Siemieński w przekładzie Odysei i Pol. Obok tego posługuje się też Bonczyk słownikiem, z którego przejmuje, a czasem tylko utrwala się w przekonaniu o ich poprawności, wyrazy i zwroty staropolskie, znane mu częściowo z narzecza. Może tym słownikiem był słownik Lindego, conajmniej zaś Słownik polsko-niemiecko-francuski Troca, nabyty zapewne podczas studjów wrocławskich.

Objawy fonetyczne

W zakresie głosowni zauważyć należy poza nielicznemi wyjątkami brak mazurzenia i pochylonego a. Mazurzenie spotykamy w nazwiskach i to przedewszystkiem we własnem: Boncyk, oraz Krawiecek, bo już Bułecka, tak stale nazywany w I wydaniu, występuje w II raz jako Bułeczka, drugi raz jako Bułecka. Tu także zaliczyć wypada stałe użycie: zyzny zamiast żyzny i gzą zamiast gżą (VI 380). Pozatem tylko uprzątace, w VI 536 może dla rymu, są dalszym dowodem mazurzenia. Naodwrót w: zaszczyczał (IV 141, zaszczyczali napisze Bonczyk jeszcze w r. 1888 w wierszu jubileuszowym Ks. Biskupowi Gleichowi), szkucina, szkarboną (II 283 oraz Góra Chełmska III 338), szkomlał, szpory i t. d. w I wyd. — widać usunięcie rzekomego mazurzenia. Ludowym już wytworem jest: z reszpektem (VI 440), chociaż V 207 i VI 413 mamy: z respektem. Pochylone a występuje w nazwie: Nomiarki, Worpie, w przydomku Łukaszczyka dziadka poety: Cębolista, oraz w narzeczowem odezwaniu się Jędrka Żyły (III 67): Joch nie był.
Obficie zato występuje ó, bardzo często tam, gdzie go niema w literackim języku, ale naodwrót znika tam, gdzie się w literackim języku ustaliło, przyczem w obu kategorjach brak jest bezwzględnej konsekwencji, a więc dopuszczalna jest wymienność form z ó i bez niego. Mamy więc: wyniósły, rektór, stós, Krzón, wółam, stósunki, stósowało, stósują, drógą, drógę, stódole, gęsiór, dzwón, Aniół, wygónie, lósy, kłosów, podwieczórek, inspektór, tór, wóla, dwóm, brónią, drózd, gónitw, spórem, chłódny, chłódkiem, chłódły, preceptór, zawiódły, gróbki, ale naodwrót: tłomaczyć, tłomoki, wiewiorka, rownia, wtoruje, przodzi, wyrosłszy, wyrosł, wspolne, podworek i t. p. Formę: nó zamiast no w VI 147 możnaby wyjaśnić także jako błąd drukarski, ale wątpliwe byłoby to wyjaśnienie wobec tak widocznych wahań, jak: szkólny || szkolny, stróna || strona, krókwie || krokwie, upior || upiór. Zrozumiała jest odmiana: rektór, rektora, ale trudno znaleźć uzasadnienie dla odmiany: wónność, wonnością, lub Rónot, Ronota, przy Ronocie. Najprościej byłoby przyjąć, że poeta wahał się w wymowie tego dźwięku i nie zdołał przy korekcie obu wydań za swego życia dojść do ujednostajnienia pisowni. Jeżeli idzie o nazwiska, wahał się w pisowni: Kuna czy Kóna, dorabiając dalsze formy i pochodne wyrazy to z ó: Kóny (dop. l. p.), Kónowa, Kónowe, Kónowizny, to z o: Kony (l. mn.), Konów, lub Klóziok i Kluziok. Oboczność: e || o występuje w czterdziosty, użytem dla rymu zamiast czterdziesty, i naodwrót: odziemka zamiast odziomka (VI 251). Wymiana e w o idzie jeszcze dalej aż do ó np. plótli (I 72), papiór || papiery i t. p., stając się częstsza w Górze Chełmskiej: rozwiózli, podniósli, niósli, przywiódli. Wpływowi niemieckiego kommandieren zawdzięczamy: komanderowano. Miejscowego pochodzenia jest: Halina i Helina zamiast Heleny, lyskowiec i lyska zam. leskowiec i leska. Szczątkowe, choć dość częste są formy: takimu, drogimu, wielkimu i Walentymu, oraz będące może błędem druku: nistety (VII 552). Dość częste są oboczności w samogłoskach nosowych: wąwóz (II 209, IV 11) obok węwóz (III 249, IV 434) i rymem spowodowane: krzęta (III 298) obok krząta (V 6). Często w niewielkiej od siebie odległości mamy dwie formy oboczne: tysięczny (IV 362) i tysiączne (IV 283), to znowu występują pojedynczo: zmędrzeją, gęsiór, rozwięzuje i prącik. Nazwa miejscowa: Wiąz ma dopełniacz: Więzu. Jaką nosówkę ma wyrażać: ę w Cębolista (jako przydomek, tak pisane obok pisowni zwykłej: cymbalista na oznaczenie zawodu), można się tylko domyślać wobec stosowania przez Bonczyka znaków konwencjonalnej ortografji. Osobno pomówimy jeszcze o objawach widocznych w sposobie rymowania.
W zakresie spółgłosek objawów jest mniej: śrebrzyste i śrebro, ptastwo, próźniutko, mularz, mularski, mularstwo, bakalarz i pedale — oddają wymowę autora, przejętą z narzecza, której pewne cechy poznać można także z rymów. Wymawiał więc Bonczyk -e, -e- i -ę w bierniku żeńskim podobnie jak -y wzgl. -y-, skoro nie unika rymów: Krystynę — przyczyny, odmianę — ściany, Boncyków — leków, powodzenie — synie, pójdziemy — zobaczymy, zobaczymy — zjemy, drzemać — trzymać, sieni — gospodyni, zgorszenie — skrzynie, zdarzenie — leszczynie, szare — obszary, chyba — z nieba, grzeszą — słyszą, Bienek — godzinek, kamienie — płynie, sztabem — abym i t. d., z których część występuje zresztą i gdzieindziej w poezji polskiej. Takie wszakże rymy jak: rozpoczął — uskoczył, upłynęło — utworzyło, wżyła — wzięła, odkryła — przedsięwzięła lepiej od poprzednich oświetlają wymowę Bonczyka, której podobne objawy znajdziemy zarówno we wcześniejszych od Starego Kościoła Miechowskiego drobnych utworach, jak w późniejszej Górze Chełmskiej.

Objawy morfologiczne

W zakresie słowotwórstwa warto przytoczyć kilka charakterystycznych objawów. Nazwiska kobiet, i to zarówno mężatek jak dziewcząt, tworzą się najczęściej zapomocą przyrostka: -ka, a więc Karczmarczyczka, Niemczyczka, Kornowiczka, Forbaszka (od Forbach), Braunka i t. d., rzadziej zapomocą: -owa, jak Pieckowa, Ślęczkowa (dziewczyna). Z innych przyrostków dość charakterystyczny jest -ątko: duszątko, łaszątko, trusiątko, rzadsze: -ulek: garnulek (przedtem w Kazaniu Stołowem: zbanulek) i -uszek: słojuszek. Tworem Bonczyka zapewne są kolachy jako pejoratywne do kolana. Przymiotniki występują niekiedy z przyrostkiem -i zam. - y: tylni || tylny, teraźni, mleczni || mleczny. Przyrostek -ochny ma w Starym Kościele Miechowskim jednego przedstawiciela: wysokochny, w Górze Chełmskiej nadto: szerokochny i wielochny. Bonczyka wynalazkiem jest zapewne: traciarski jako przymiotnik do: tracz. Przedrostki nadają często słowom złożonym odmienne od języka literackiego znaczenie jak: urzekać = narzekać, zsyłać = zasyłać, wbierać się = przesiedlić się i t. d. Dla Starego Kościoła Miechowskiego charakterystyczne jest użycie przedrostka prze- dla nadania przymiotnikom, a nawet raz rzeczownikowi właściwości w wyższym stopniu, a w ięc: przebłogi, przedrogi, przemiły, przegłośny, prześwięty, przedziwny, oraz przeszkoda (V 621) = wielka szkoda. Nazwy mieszkańców miejscowości tworzą się zapomocą przyrostka: -an, a nie -anin np.: Miechowian, Miechowianem, Rokitnian, skąd dopełń. l. mn.: Miechowianów, Bobrkowianów. Natomiast pochodzenie z miejscowości zaznacza przyrostek -ak: Karwiak.
W odmianie rzeczowników trzyma się naogół Bonczyk języka literackiego; niektóre właściwości, będące nietyle archaizmami, ile prowincjonalizmami, widzimy w takich dop. l. p. jak: skrzynie, kaplice, jabłonie, wieże, Godule, użytych przeważnie dla rymu, w narzędnikach bezspójnikowych: latmi, kijmi, drzewmi, gwiazdmi, kroćmi, doktormi, fletmi, strumieńmi, lub zakończonych na -y || -i: głosy, chodniki, koniuszki, laty, usty, okulary, drabiny, w bierniku: na Marją, w dopełń. l. mn.: organ, organek, gód, pustków, łan, twarz, kadź. Celowniki l. p. rzeczowników męskich w połączeniu z przyimkiem ku kończą się zwykle na -u, a więc: ku dworu, grobu, zamku, lasu, dworu, Śląsku, Buchaczu, ale czasem dla rymu także na -e : ku dworze (II 124), ku wschodzie (V 261). Dopełniacz l. poj. od dwór i kruszec brzmi: dwora, kruszca. Ludowe są niewątpliwie formy: w Kawa = na Kawę, w tydniu, tydnia || tygodniu, oraz odmiana nazwisk męskich na -a i -o: Kuźniowi, Pelkowi, przed Solipiwem i imion zdrobniałych męskich: Tadzię, Franię (biernik), Tadzio (wołacz). Rzeczowniki zmieniają czasem w mianowniku zakończenie, a więc butel i w I wydaniu grobel, czasem także rodzaj jak: szczypt zam. szczypta (dopełń. l. mn. szczypet w Echu z więzienia), okapa, opusta i t. d. Odosobnione są dopełń. l. mn.: do Częstochow zam. Częstochowy i dop. l. p .: Kalidy w nazwisku niemieckiem Kalide.
W zakresie przymiotników najważniejszym objawem jest tworzenie przymiotników od nazw miejscowych. Są to formy krótsze, ludowe, a więc od Miechowic, Biskupic, Sierot, Stolarzowic, Mikulczyc: miechowski, biskupski, Sierocki, stolarski, milkucki (z przestawką płynnej spółgłoski), podobnie Nepomucki Jan; tak samo dziś jeszcze lud górnośląski mówi: bogucki (Bogucice), katowski (Katowice), niedobecki (Niedobczyce), szopieński (Szopienice). Odchylenie od tej normy stanowi: tarnowiecki do Tarnowskich Gór i rokitnicki do Rokitnicy. Obok formy: tarnowiecki pojawia się też: górski, gdyż w potocznym języku mówiło się: na Góry zam. do Tarnowskich Gór. O celowniku na -imu || -ymu zam. -emu była już mowa przy głosowni. Z dawnych form pojawia się kilkakrotnie forma rzeczowna przymiotnika jak: niepodobien, podobien, pewien, znajom, szczęśliw, ale obok tego nowotwór ludowy w odwrotnym kierunku: gminy powinne (w orzeczniku I 230). Przymiotniki: lewy i prawy na oznaczenie strony pełnią funkcję samodzielną, rzeczownikową: na lewą, na prawą, po prawej, po lewej, w prawą, w lewą. Nasi ma również znaczenie rzeczownikowe, określając ojca lub matkę albo też ziomków (VIII 147). Trzy okazy biernika żeń. na -ę, to: swoję (VII 289), na nię (VI 280) i jednę (IV 72). Niekiedy używa Bonczyk form l. podwójnej zam. mnogiej: czterma (III 295) i waszema (VII 190), formą dualisu: dwiema posługuje się również przy rodzaju męskim np.: dwiema palcami (I 574), z dwiema rowami (I 646).
Inną rzadszą właściwością jest nieodmienianie niekiedy liczebników, jak: przed dziesięć latmi, pięć kijmi, tysiąc głosom.
Wreszcie obok rzadszej w Starym Kościele Miechowskim formy: wszyscy, występuje przeważnie: wszystcy. Częste jest także użycie: wsze, wszech i t. d. zamiast wszystkie, wszelkie, wszystkich.
Czasowniki nie odstępują zbytnio od form ogólnopolskich. Czas teraźniejszy l. p. od stawać i dawać i złożonych z niemi tworzy się analogicznie do bezokolicznika, a więc: nastawa, przystawa, zadawa, stawa, przedawa, podobnie potakiwa, ale w l. mn. już: przedają || stawają. Odmiennie od ogólnopolskiego języka wprowadza Bonczyk formy: czerpa (zapewne pod wpływem Mickiewicza) i chrapa, które poprawiono w II wyd., toż samo zrobiono z odwrotnemi objawami: chowie, pochowie i schowie, których Bonczyk potocznie używał. Forma: umrzą, poprzedzona w przekładzie Żalów Cerery przez: wymrzą, daje również pewną wskazówkę, jakim był język Bonczyka na codzień.
Imiesłowy przeszłe od czasowników niedokonanych: bywszy, czytawszy, miawszy i słyszawszy występują kilkakrotnie. Imiesłowy bierne tworzą się zazwyczaj z końcówką: -ony, a więc: zrośniony, wprzęgniony, przyciśnieni, a nawet znajdziono i w rzeczowniku słownym: uśnienie. Skłonność do używania form krótszych w cz. przeszłym objawia się w tworach takich jak: ciągli, stękła, gwizdło, jękło, zatrzasł, zatrzasła, zgrzytły, parskli. Odmiana mleć w cz. przeszłym jest stała: mleł (mlył), mleły. Jeżeli dodamy do tego odosobnione objawy jak: pchnęł, tkwiały, zawiertał, pomniąc, bierali, wrzasknie || wrzasnął, — to wyczerpalibyśmy listę właściwości Bonczykowych w zakresie czasowników. Przy niektórych czasownikach nie znosi Bonczyk przedrostka: z- wzgl. s-, a więc przekłada formy: poziera, przedał, nalazła nad: spoziera, sprzedał, znalazła.

Nieco o składni

W zakresie składni najwyraźniejszym objawem jest t. zw. dwojenie i trojenie czyli pluralis reverentialis. Dwojeniem w stosunku do osób starszych, ale niskiego stanowiska posługuje się Nolbuś w rozmowie z Draszczykiem, wobec parafjan pełnoletnich Proboszcz np. w rozmowie z Koronowiczem, starsi wiekiem wobec młodszych, ale już dorosłych np. Tomek Kortyka wobec Grabary. Troją wszyscy wobec osób na wyższem stanowisku lub krewnych, albo mówiąc o nich. Dzieci więc o rodzicach mówią przez 3 os. l. mn. czasownika, a stosują też liczbę mnogą w zaimku. Stąd to wyrażenie: nasi o matce lub ojcu, a nawet: Wyplerka, nasi ciotka. Bienek przemawia w podobny sposób o Proboszczu, gdy się wyraża: „gdyby do szkoły przyjść im się zachciało”. Ten pluralis reverentialis wobec Proboszcza pojawia się także w opowiadaniu samego autora np. II 61, 76, VI 292, 296 i t. d.
Zdania czasowe w poemacie Bonczyka zaczynają się bądź od spójników tych samych co w języku literackim: gdy, kiedy, bądź od: nim, zanim = gdy, podczas gdy, podwiel = dopóki, niż = nim. Jest to stan, który w II wyd. przeważnie usunięto, wprowadzając ogólnopolskie: gdy, kiedy, nim, zachowując natomiast: podwiel. Wszystkie te i podobne objawy zestawiono szczegółowo z podaniem miejsc w Objaśnieniach, przytaczając także przykłady z innych dzieł Bonczyka.

Wyrazki

Jeżeli w II wyd. widać wyraźne dążenie do wyrównania języka w kierunku literackim, to pod jednym względem przejawia się dążność odwrotna, a mianowicie w stosowaniu wyrazków wzmacniających. Stary Kościół Miechowski obfituje wprost w wyrazy wzmocnione przyczepkami: -ć, -ż, -li, które czasem przekształcają wyraz do niepoznania. Oczywiście, łatwo poznać, z czem mamy do czynienia przy: wiadomoć, tedyć, aleć, alić, toć, boć, jać, jegoć, dobrzeć, lichutenkać, słusznieć, wiemć, smutnieć, miejsceć, przeciec, znając, jeszczeć, innić, jeślić, kroplać; dopieroż, jakiejż, któraż, którymż, którychż, owoż, weźmyż, odkądż, tożto, tejże; możnażli, znałli, chceli, chceszli, byłoli, będziemyżli, naszymli, ale już niezwyklej brzmi: onć, a pewnego zastanowienia dla zrozumienia wymagają: mali = ma-li, dali = da-li, tuć = tu-ć, wyć = wy-ć, świadczyć = świadczy-ć, lub cić, będące podwójnym dativus ethicus, używane bądź w złożeniach: jużcić, jestcić, bądź samodzielnie III 170.
Charakterystyczna wreszcie dla języka Bonczyka jest znaczna liczba jednozgłoskowych słów naśladowczych, urobionych od czasownika przez pozostawienie pnia, jak: bac, buch, gich, gruch, pęk, prask, sprask.

Słownictwo

Wyrazy gwarowe nie występują obficie, ani nie powtarzają się prócz kilku zbyt często; w II wyd. znaczną ich liczbę usunięto, zacierając wydatnie narzeczowe zabarwienie. Z powtarzających się nadawały koloryt narzeczowy I wydaniu (a także obecnemu) prócz wymienionych co dopiero wyrazków głównie: niedziw, możno, podwiel, nim, zanim, niż, tamstąd i tustąd, występujące po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy. Rzadkie natomiast, a nawet ograniczone zwykle do jednego wypadku jest użycie wyrazów, uważanych pospolicie za typowe dla narzecza śląskiego, jak: synek = chłopiec, ciepać, działać (robić masło), głobić, zaś = znów, galoty, przać, tabulka. Niema tu jeszcze ani chachara ani kocyndra, którzy w towarzystwie prezmuta pojawią się dopiero w Górze Chełm skiej.
W porównaniu ze Słownikiem gwar polskich Jana Karłowicza, Kraków 1900—1911 i Słownikiem jęz. polskiego, ułożonym pod red. J. Karłowicza, A. Kryńskiego i W. Niedźwieckiego, Warszawa 1900—1927, pomnożył Bonczyk w Starym Kościele Miechowskim polski zasób językowy o następujące słowa: 1) wogóle w obu słownikach niespotykane: czterdziosty, duszątko, elewac, egzemplum, głazyk, gracyarum, kańka, kolachy, koli (3 os. 1. p. od kłuć), komszpirytutło, sekreciarz i kreciarz, krywać się, lyskowiec, łaszątko, mixdury, nakamieć się, nieochludny, nieszpornik, ofertor, poła ( = pała), poława, prażonka, przesmyczyć się, rożawy, słojuszek, spisewnik, sprask, swoków (przymiotnik), sztejramt, traciarski, weselsko, wól niewól, zamotówka, zatymczasowy, zwiedziny; 2) użyte w innem znaczeniu: aksamitka, blat, burdać, czasza, doić, fara, joch, kania, kłaki, kwadrat, malik, mapa, mary, nażgać się, okapa, opusta, perłówka, pozornie, przeszkoda, przycinek, rozterka, sztyft, znaczyć się, zsyłać; 3) mające inne brzmienie lub utworzone z innym przyrostkiem: baranka, hyrski, jutrznia, kłąki, marstalnia, nistety, ordynanc, pedal, równia, szkarbona, szkucina, wrodarka, wrotyca, zyzny, żygla, żymła. Odświeżył wreszcie użycie lub dawne znaczenie takich wyrazów jak: pogórek, pogorszenie, wzrost i t. d.
Z wymienionych wyżej wyrazów wymienia kilka K. Nitsch w słowniku, dołączonym do rozprawy: Dialekty polskie Śląska (Materjały i prace Komisji Językowej A. U. t. IV, Kraków 1909, str. 85—356, zwłaszcza 281—339); są to: baranka, kania, kańka, kłaki, kłąk, opusta, perłówka, szkucina i żymła.
Jeżeli idzie o zapożyczenia z języków obcych, to wyrazów przejętych z łaciny jest spory zasób, a w nim także zapożyczone z gwary służby kościelnej jak: elewac, ofertor, kwadrat i t. p.; z języka niemieckiego lub za jego pośrednictwem przyszły: altana, blat, fazan, ferwalter, gruba, grubiarz, hyrski, kartunowy, komplot, korakiel, Iajtmont, marstalnia, mińca, obersztajgier i sztajgier, ordynanc, sztejramt, sztyft, szychciarz, szychta, szychtmajster, wachtarz, żygla i żymła. Z nich: altana, fazan, kartunowy, komplot, lajtmont, ordynanc, nie są rdzennie niemieckie, inne należą do kategorji terminów technicznych, zwłaszcza z zakresu górnictwa, upowszechniły się one w gwarze, skąd przejął je Bonczyk ze względu na koloryt miejscowy języka. Z tej samej gwary dostały się także wyrazy wskazujące na dawniejszą jeszcze terminologję górniczą włoską: kawa (kopalnia) i part (udział, wyłączność górnicza).

Próba syntezy

Zbierając spostrzeżenia językowe w jedną całość, powiemy, że Bonczyk pisze naogół językiem literackim, który zabarwia zrzadka wymową narzeczową (najsilniej jeszcze w zakresie nosówek i pochylenia ó i e), częściej zaś formami i wyrazami z narzecza podbytomskiego (zasadniczo małopolsko-śląskiego), wznawiając także archaiczne formy i słowa. Nie brak również wyrazów, w których dopatrzeć się można urabiania języka według osobistych poglądów i woli autora. W II wyd. odstępstwa od przeciętnej poprawności literackiej przeważnie usunięto odbierając tem samem podstawę do umieszczenia w tytule określenia: w narzeczu górnośląskiem, gdyż pozostało z niego już niewiele. Szczegółowe rozważania nie prowadzą do celu, gdyż idzie wyłącznie o charakterystykę języka Bonczykowego, a nie narzecza górnośląskiego; zestawienie języka Bonczykowego z narzeczem miałoby wtedy pełną wartość, gdybyśmy gwarę miechowską lub narzecze okolic Bytomia znali z opracowania naukowego, bliskiego czasowi powstania Starego Kościoła Miechowskiego. Do celów literackich wystarczy obecne zestawienie.

Zabarwienie retoryczne

O języku jakiegokolwiek poematu nie rozstrzygają jedynie kryterja czysto językowe, a więc jego dostosowanie do norm literackich lub narzeczowych w zakresie głosowni, odmiany, składni i t. d., lecz także jego zabarwienie retoryczne, t. j. ilość użytych w nim figur i tropów, a poniekąd i znajomość użycia tych środków. Przedwczesnym uogólnieniom w tej sprawie, o ile idzie o Stary Kościół Miechowski, zapobiec powinna refleksja, że poemat pisze ksiądz, że występują i przemawiają w nim osoby, związane mniej lub więcej ściśle zkościołem, a więc podległe wpływowi wymowy kościelnej i pewnego stylu, w którym nawet prostota wytwarza się przez odbiegnięcie od potocznego języka czyli przez pewnego rodzaju sztukę retoryczną. Dalszym składnikiem stylu poetyckiego Bonczyka będzie wpływ już wspomnianych epopej, z których niejedna figura i niejeden trop przeszły do jego poematu.
W Starym Kościele Miechowskim nietylko sam autor, lecz także jego postaci przemawiają językiem, którego cechę wyraźną stanowi zabarwienie retoryczne, t. j. bogactwo figur i tropów. Niektóre z nich są już zużyte, spotykane gdzieindziej i stąd na pierwszy rzut oka niedostrzegalne, inne świeże, choć niezawsze należycie wykończone. W tych wypadkach trudno oprzeć się wrażeniu, że brak wykończenia wynikał z zamiaru autora.
Uwagi moje o użyciu tych środków stylistycznych przez Bonczyka nie będą zupełne, nie pozwala na to cel niniejszego wstępu; ich zadaniem jest tylko uprzytomnienie czytelnikowi tej strony utworu. Przykłady wybrałem przeważnie tylko z 2 pierwszych ksiąg Starego Kościoła Miechowskiego w tem przekonaniu, że uwydatnią dostatecznie rozmiary zastosowania figur i tropów w dalszych księgach.

Figury

Figurą etymologiczną widzimy w takich wyrażeniach jak: tylko zostały w wspomnieniu pomniki, dzwonek dzwoni, drógą Pawła chodzić; dobrym przykładem elipsy będzie: łoskot, huk tak wielki jak w sądny dzień, brachylogji: Czy go wszyscy słyszeli, czy nie wiecie sami; Czy ten pójdzie, albo ów, każdy się wymawiał, Ten się drogą daleką, ten zdrowiem zastawiał; ksiądz Proboszcz idą do kościoła, za nimi ministranci; jeden z tych przykładów łączy w sobie t. zw. syllepsis z epanaforą, podobnie jak: wszędzie cisza panuje, wszędzie pokój błogi. Zeugma: w efektownej postaci, zabarwionej ironicznie, występuje w takich wyrażeniach: szczęśliw, że ni pies nie ukąsił ani gospodyni; tak swą dychawicę, kaszel i paciorki niosła do kościoła; enallage: mówcie z Miechowianów komu oobiadek; ojciec... mnie do szkół syłać chcieli; hypallage: ten rejestr ojcowskich przykładów, nauk, wzorów; epanafora: aże ci smakuje,... aże przed północą; nowy możemy wystawić... nowy może sławić; już znaleźli, co chcieli, już to próżna szkoła, już twarz pana Rektora dotąd niewesoła i t. d.; epifora: a jak chodził, tak chodził; ja nie mam na piśmie obrazku, ale mam go w głowie; epanalepsis: tam, tam, tam — woła Maj; w pasterstwie wiernem wiernej trzody; asyndeton: tam znów spoczną ojcowie, dziatki, męże, żony; oraz obszerne przykłady w II 9—14 i 59—75; polysyndeton: Tustąd widać blisko Walera i Banaśkę i stare Stawisko.
Inne rodzaje figur, więcej skomplikowane, pochlubić się mogą sporą gromadką przykładów. Takiego np. stopniowania użyje i Marcinek Żyła: a potem się jeżą, swarzą, nawet, że była gromada, nie wierzą; i Walek Boncyk: wady naszych współbraci przebaczać, ukrywać, nie rozgłaszać po świecie; i sam autor w połączeniu z aliteracją i figurą etymologiczną: Cisza cicha, cichuśka, cichuteńka wszędzie; w przykładzie pierwszym i trzecim mamy stopniowanie wzrastające, w drugim malejące. Podobnie aposiopesis przedstawia się dobrze w dwu okazach wymowy rektorskiej: Musimy więc obmyślać; Otóż tu spełnienie. Apostrofą posługują się wprawnie i Proboszcz i Bienek, ale lepiej oddać głos autorowi: Wiosko, we dnie raj oczu, a słuchu wieczorem; Fołtynie, któż ci kazał drażnić w gnieździe osy; Droga szkoło, ty źródło szczęścia miechowskiego i t. d.; Miejsce święte cmentarzu; wreszcie najpiękniejsza i najobszerniejsza: Pieśni polskie, nabożne i t. d. (IV 621—634). W zakresie personifikacji siłą rzeczy wybija się na pierwszy plan stary kościół, bohater poematu, a więc ożywia go Bienek: O te święte mury, często mi rozpędzały mego smutku chmury... te kamienie wszystko rozumiały, zemną dzieląc swój smutek, do mnie przemawiały; czule jak dziecko matkę żegna Proboszcz: Płacz dzieci budzi matkę. A jak matka prosi o litość dla niebożąt: tak też ręce wznosi podobno i ten kościół, co przez wieki mnogie cieniem swoim zasłaniał dzieci przy nim błogie. Sam autor obok pomniejszych personifikacyj jak np. VII 372-4 kwiatków ogrodowych, daje wspaniały przykład tej figury w IV 494-501, 507-509, odnoszący się do starego cmentarza.
Z częstych wykrzyknień zasługuje na uwagę: Ach, na takie wspomnienie płakałbym niemało; z pytań retorycznych: Gdzież to bowiem to dawne szczęście się podziało i t. d., będące dalszym ciągiem poprzedniego cytatu, lub podobne mu: O dzieci, cóż z was będzie? Widać, niema matki. Szereg tych przykładów zamkniemy okazem epanorthosis: Ojciec nic nie dostali po dziadku, prócz brata; oxymoron: możebyśmy w bogactwie niedobrze się mieli; paradoksu o Wyrskich: Dwie ich krowy dojne, wszerz i wdal najpiękniejsze prowadzą spokojne życie przy właścicielach tak, że nikt nie powie, czy krowy są u Wyrskich, czy Wyrscy przy krowie; podwójnej, mimowolnej u Ciury, świadomej dla autora paronomazji: Gałganie psi, kreciarzu, — myślałem — ja Ciura, nie jestem tak podłym jak sekreciarz niemczura; a wreszcie kilku przykładami antytez: Żywe serce z umarłem rozmawiało mile; niegdyś on miał pieniądze, teraz ma go nędza; Tam początek nowego, koniec tego świata; i najobszerniejszym: Ty mój przytułku wśród ciemności jasny, Bóstwu wystarczający, choć dla ludzi ciasny i t. d. (VIII 254—267).

Tropy

Epickość wysłowienia oceniano niejednokrotnie obfitością porównań w poemacie; Bonczyk wyposażył pod tym w zględem swój utwór należycie. Formalnie łatwo jest wyróżnić w nim porównania, gdyż najczęściej opatruje jego człony spójnikami: jak-tak, rzadsze jest zestawienie porównania w sposób inny jak np.: smąd się wił... nakształt napowietrznej rzeki; w oczach jaśniejących Tadeusza — to wiosna, a Ojca spojrzenie — to słońca jesiennego grzejące promienie. Ze względu na rozwinięcie porównania — obok częstych porównań krótkich: pasterze zręczni jak wiewiórka; słowiki noc kolebią piosnkami jak czujne strażniki; stoją mocno jak w grochu walącym się tyki; pilni jak pracowity wieśniak z zorzą wstali; Konów dąb jak stróż wierny statku największego; dzieci sprytne jako lisy; i t. d. — są porównania szeroko zakrojone jak np.: Słowem, jaka jest kolej każdego człowieka: rodzić się, żyć czas jakiś, a potem umierać, tak też z naszym kościołem: wnet umrze; Jak chłopiec radośnie, kiedy wpiął się do gniazda na wysokiej sośnie, nogami i lew icą trzyma się gałęzi, a prawą stadko piskląt gdzieś w zanadrzu więzi; tak się przypiął Grabara do bliskiej jabłonie, pokazuje, jak biegłe w domacaniu dłonie umiały w gałce znaleźć opisy przeszłości i już okiem zwycięzcy poziera na gości. Nie kiedy porównanie uzupełnione jest wysnutemi z niego przenośniami jak np. w ks. VII 155-162, gdzie po porównaniu okraszonej gestami wymowy Marcina Grabary z ruchem wiatraka poeta przechodzi do przenośni i drugiego krótszego porównania: Mleł rękami, nogami, głową i ramiony, a z ust suł się jak z pytla słów strumień upstrzony. Podobnie w porównaniu lasu z kościołem (IV 341—349) przeplatają się przenośnie z wtórnemi porównaniami, najcharakterystyczniej może w tym obrazie: a z nieba wysoko świeci jak wieczna lampa słońce, boskie oko. Treściowo materjał do porównań bierze Bonczyk z życia przyrody i wsi, gdy zaś idzie o przyrodę, z życia ludzi; rzadko ucieka się do porównań, wybiegających poza widnokrąg, że tak powiemy, miechowski, a więc przywoła na pomoc fale morskie lub reminiscencje historyczne albo geograficzne np.: patrzy jak Kolomb po morzach pędzony; Jak w Frankfurcie nad Menem w starej rzymskiej sali i t. d., dosypując przytem do tych porównań nieco soli humoru lub nawet ironji. Tak samo postępuje przy porównaniach wziętych z rzemiosła lub przemysłu, porównywając krzyk starego Ciury z kwikiem prosięcia (jak gdy rzeźnik ze szkucin drze w korycie prosię) lub chrapanie młodego Ciury ze zgrzytem piły tartacznej (chrapa mój Ciura jak piła traciarska), lub wreszcie w 16-wierszowym opisie (VI 129—144) czynności górnika przy rozsadzaniu skały, zastosowanym do sposobu budzenia Ciury przez Tomka Kortykę.
W przenośniach jest Bonczyk mniej szczęśliwy, choć równie obfity. Ulubioną przenośnią jest promień słoneczny: Złote słońce promieniem strzeliło na krzyż wieży miechowskiej; Słońce ogniem strzela, w okna szkoły miechowskiej ciekawie się wchyla; Słońce... jeszcze raz strzeliło grotem czerwonozłotym na miechowskie koło łąk i gajów i poszło. Dałoby się przytoczyć spory szereg innych przenośni, wziętych przeważnie ze skarbca wiekowego dorobku poezji polskiej i klasycznej, ale każdy łatwo je sam zauważy w poemacie. To samo dotyczy synekdochy jak np.: od wrót do wrót; mełonimji np.: chustką pięćpalcową (I 306, VI 470); szczep twój dziewiczy; hiperboli: śwista piętami; wziąść pięty na ramię; litotes: nie o milę odległy sąsiad od sąsiada; mieszczanie nie tacy; emphasis: dźwigał ten przycinek; jodły grube i wysokochne aż obłoki bódły.
Zręczniej posługuje się Bonczyk ironją: O ty trucizno, toć mi ukłon gładki; (psa) cegłami ugościły chłopy; Tyś mi filozof; Ledwo pacierz zapomniał już to wybiera się na dusz oświeciciela; w swej wrodzonej miłości ku nam najmniej pięć kijmi naglił do pilności; czy wreszcie mówiąc o albumie Maciołowicza, malarza z Piekar: Który go oddziedziczył po sławnych Tatarach.
Epitety ozdobne: szary pomrok, słodki sen, kwaśna twarz, niestała sława, wieki nieprzeżyte, gwiazdy błyvszczące, złote słońce, las mglisty, pracowity wieśniak, przemiła tabaczka, dostojna żona, cny duszpasterz i t. d, — pochodzą raczej z lektury niż z własnej inwencji, której przypisać można: Latocha schuchrany, wieczysty organista i kilka innych.

Naogół cały ten zasób figur i tropów trzyma się silnie ziemi, nie wybiega poza codzienność, poza zwykły tryb życia i mowy tak, że powstaje skutkiem tego wątpliwość, czy poeta nie był zdolny do większej pomysłowości retorycznej, czy też świadomie wybrał prostotę stylu w myśl zasady: Parvum parva decent, a więc, że poemat o życiu wiejskiem nie powinien się różnić od tego życia także wysłowieniem. Po przeczytaniu Góry Chełmskiej nie można wahać się, lecz trzeba oświadczyć się za drugą ewentualnością.
Rymy

Rymy Bonczyka należą przeważnie do kategorji pospolitych, często nawet gramatycznych, jak gdyby twórca chciał okazać wierność zasadzie Mickiewicza:

Ja rymów nie dobieram, ja zgłosek nie składam,
Tak wszystko powiedziałem, jak tu do was gadam.

Gadając więc, jak mówił do zebranego na jubileuszu Bieńka grona dawnych wychowanków szkoły miechowskiej, nie kładł nacisku na rymy; wychodziły one spod jego pióra parami lub niekiedy trójkami, niewyszukane zwykle, ale też i rzadko szukane. Nie brakło ich prawie nigdy poecie górnośląskiemu, gdyż jeżeli wydają się wadliwe niekiedy według pisowni, nie były takiemi w jego wymowie. W pościg za rymami się nie puszcza, woli raczej użyć asonansu jak: westfalscy — ceglarscy, porządek — jarząbek, ciasną — wrzasnął, kropidłem — widmem, lub pokrewnego mu rymowania niezmiękczonej zgłoski wygłosowej ze zmiękczoną: pocznie — poboczne, nasza — Stasia, synu — więzieniu, czy wreszcie powtórzenia tego samego wyrazu na końcu dwóch następujących po sobie wierszy: z Bogiem — z Panem Bogiem (I 570-1), głupi — głupi (II 266-7), w niebie — w niebie (II 353-4), czeskich — czeskich (IV 457-8), między nami — z nami (VI 161-2), Jasiu — Mospanie Jasiu (VI 463-4). Ten ostatni sposób rymowania miał cel raczej emfatyczny tak samo jak wiersze podpórkowe (tibicines), wzorowane na Wergilim raczej (np. vos agitate fugam!) niż wywołane brakiem odpowiedniego rymu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wincenty Ogrodziński.