<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustawa Jarecka
Tytuł Szósty oddział jedzie w świat
Podtytuł Powieść dla dzieci od lat 11–13
Pochodzenie Odcinek powieściowy II tomu „Płomyka”
Data wyd. 1936
Druk Nowoczesna Spółka Wydawn. S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

IV.

Kiedy w południe tatuś wrócił na obiad, Wandzia przywitała go tego dnia wesoło z pomorska:
— Jak ci idzie tatusiu, bo mnie doskonale?
Naprawdę poszło doskonale. Poznała prędko nietylko dziewczynki, ale całe miasteczko, ulice, piękne drogi w stronę trzech jezior, które otaczały miasto. Nad największem z nich było wzgórze, które nosiło nazwę Zamkowej Góry.
Właściwie nie było tam już zamku, tylko stare mury, rozsypane w malowniczą ruinę. Można było tylko zgadywać, jak tu wyglądało niegdyś. Wandzia z triumfem zaprowadziła tam matkę.
— O, widzisz, w murze są jeszcze strzelnice, a fosa wygląda tak samo jak paręset lat temu, tylko wody w niej niema i cały wał jest. Jak myślisz mamusiu, może tu są jakieś zakopane skarby?
Ale mama śmiała się:
— Sprobuj poszukać — powiedziała.
Zamek to było ulubione miejsce spacerów, ale właściwie szło się tylko w stronę ruin krętą drogą wśród zarośli nad jeziorem. Na Zamkową Górę dziewczynki nie wchodziły. Oleńce nie pozwalano, a Gretka bała się, zresztą wszystkie znały już doskonale stare mury i tylko Wandzia widziała coś niezwykłego i tajemniczego w szczątkach krzyżackiego zamku. W Łodzi oczywiście nie było podobnych miejsc.
— Gdzieś była znów? — pytano się w domu.
— Na „pod zamkiem” z Oleńką burmistrzanką — odpowiadała Wandzia i nie spostrzegała sama, że już mówiła tutejszym sposobem.
Oleńka burmistrzanka była miła, ładna i uczyła się dobrze. Wandzia zaprzyjaźniła się z nią najwięcej, ale zżyła się już także z resztą dziewczynek i znała wszystkie osobliwości klasy.
Piotra Baba była nietylko największa i najsilniejsza, ale uczyła się też najgorzej, najmniej umiała i łatwo było ją namówić na najgłupsze żarty. Siedziała w ławce z zadartym nosem, zabawnie upstrzonym piegami, z cienkim, potarganym warkoczem i wymachiwała grubemi rękami, aż któraś z dziewczynek wołała:
— Piotra Baba, pokazuj sztuki.
Wyskakiwała wtedy na środek klasy, jak wielka, ciężka kłoda, fikała kozły od których drżała podłoga i wykrzywiała twarz.
— Te co w cyrkusie pokazywali — zagrzewały ją niektóre.
Bo wszystkie wiedziały, że Piotra Baba wdrapała się na kasztan z ulicy Mickiewicza i bezpłatnie z drzewa obejrzała sobie sztuki błaznów z przyjezdnego cyrku Cyganów, który one niewszystkie widziały.
Piotra Baba zaczynała łazić na rękach i tańczyła tak zabawnie, że się klasa na ławkach pokładała ze śmiechu.
Teraz była głośna i wesoła, dumna ze swoich sztuk, tylko na lekcji wywołana, stawała bezradnie w ławce, duża i ciężka z śmiesznym cienkim warkoczykiem, w który zawsze coś wplatały koleżanki z tylnej ławki i oglądała się, czy jej ktoś podpowie.
Ale nawet powtórzyć nie umiała dobrze, przekręcała niedosłyszane słowa i cała klasa pokładała się ze śmiechu, kiedy zamiast szepniętego „król Mieszko”, Piotra Baba mówiła „królestwo”.
Kiedy Wandzia zobaczyła sztuki, śmiała się do łez, wyskoczyła nawet na środek klasy i próbowała przedrzeźniać cyrkowy taniec. Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Z jednej z ostatnich ławek wyskoczyła w swoim fartuchu, przerobionym z dużego pasiastego, Ojda, czerwona z gniewu jak pomidor i szarpnęła Wandzię mocno za ramię.
— Ty czego się z niej śmiejesz? Taka mądra jesteś, a śmiejesz się. Ona nic nie umi, nie uczy się, duża, a głupia. A one same śmichy. To zrobią, że całkiem będzie zwarjowana — i odwróciła się nagle rozgniewana, z głosem, który podejrzanie drżał.
— Co ty… — zawołała Wandzia, ale nie zdążyła skończyć, bo nauczycielka weszła do klasy i te dziewczynki, które nie były na miejscach rzuciły się do swoich ławek, ostatnia naturalnie Piotra Baba, zgrzana i zmęczona sztukami.
Wandzia w swojej ławce między Oleńką, a Gretką straciła nagle humor. Czego się właściwie gniewała dziwna Ojda z Luksusu, taka biedna, że nawet Wandzia, której rodzice nieraz martwili się z braku pieniędzy, Wandzia wydawała się przy niej małą królewną.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gustawa Jarecka.